Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Czyż nie mam racji? Teresa odpowiedziała, że tak, że z pewnością było zbyt późno. — Noc jest nocą — rzekł Gabriel. — A nocnymi sprawami interesuje się swoisty gatunek ludzi. — Doprawdy, majorze Gabriel… — Carslake pryskał śliną. Był dogłębnie wstrząśnięty. — Boże, jakie pan ma sprośne myśli — przerwał mu Gabriel. — Nie spędziłem z nią nocy, jeśli o to panu chodzi. On wie, powiedział, że ta noc w hotelu zajmuje ludzkie umysły: ta noc, no i scena, jaką urządził Burt, i to wszystko, co wykrzykiwał o swojej żonie i o nim. — A gdyby tak pani Burt gdzieś zniknęła — powiedział Carslake. — Gdziekolwiek. Gdyby ją gdzieś po prostu wyprawić. Być może… — Przez chwilę był pełen nadziei, lecz w końcu potrząsnął głową. — Choć wyglądałoby to podejrzanie — stwierdził. — Bardzo podejrzanie… — Dlaczego nie ma pan na względzie dobra samej pani Burt? — zapytał Gabriel. — Ach, to nieistotna strona zagadnienia— odparł wyniośle Carslake. — Przede wszystkim musimy znaleźć jakiś sposób na wyciągnięcie pana z tego dołka. — No właśnie — powiedział Gabriel. — Pani Burt się nie liczy, tak? Bo i któż to jest ta pani Burt? Nikt szczególny, prawda? Nieszczęsna, skromna dziewczyna, tyranizowana, źle traktowana, na pół przytomna ze strachu. Dziewczyna, która ani nie ma gdzie się podziać, ani nie ma pieniędzy. — Podniósł głos. — W takim razie coś panu powiem, Carslake. Nie podoba mi się pańska postawa. Pan powinien wiedzieć, że pani Burt to też człowiek. Dla pańskiej przeklętej machiny politycznej nie liczy się nikt i nic poza wyborami. Przez takich jak pan polityka gnije od środka. Dwadzieścia lat temu konserwatysta Baldwin powiedział: „Gdybym mówił prawdę, przegrałbym wybory”. W porządku, ja nie jestem panem Baldwinem, ja nie jestem nikim szczególnym. I cóż słyszę od pana? Że zachowuję się jak zwykły człowiek, a więc przegram wybory? Może się pan wypchać tymi swoimi przeklętymi wyborami! To prawda, najpierw jestem zwykłym człowiekiem, a dopiero potem politykiem. Nigdy nie powiedziałem temu biednemu dziecku ani jednego słowa, którego nie powinienem powiedzieć. Nie uwiodłem pani Burt. Było mi jej cholernie żal, to wszystko. Ostatniej nocy tylko dlatego przyszła do mnie, że nie miała nikogo innego, do kogo mogłaby się zwrócić. Tak, została ze mną. Tak, zadbałem o nią. A teraz do diabła z całym St Loo i z parlamentem, i z całym tym przeklętym interesem. — Majorze Gabriel. — Usłyszeliśmy piskliwy, udręczony głos pani Carslake. — Pan nie może tego zrobić! Załóżmy, że Burt się z nią rozwiedzie. I co wówczas? — Wówczas ja się z nią ożenię. — Pan nie może nas tak poniżyć, Gabriel. Pan nie może popisywać się tak jawnym skandalem — powiedział Carslake ze złością. — Nie mogę, Carslake? Niechże pan zatem posłucha. Oczy Gabriela były najwścieklejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. A on sam nigdy tak mi się nie podobał, jak w tamtej chwili. — Pan mnie nie zastraszy. Jeśli gromada jakichś tępych wyborców chce mieć prawo do maltretowania własnej żony, do doprowadzania jej do utraty zmysłów i do obrzucania plugawymi, bezpodstawnymi oskarżeniami, to niech głosuje na Wilbrahama. Lecz jeśli nasi wyborcy opowiadają się za zwykła chrześcijańską przyzwoitością, to zagłosują na mnie. — Nie zagłosują, majorze Gabriel — powiedziała Teresa, wzdychając. Gabriel popatrzył na nią i twarz mu złagodniała. — Ma pani rację. Nie zagłosują. Robert jeszcze raz wyjął fajkę z ust. — Banda idiotów — rzucił nieoczekiwanie. — Oczywiście, panie Norreys, my wiemy, że pan jest komunistą — powiedziała z przekąsem pani Carslake. Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło. Wtedy otworzyły się drzwi na taras i w tę kipiel goryczy wkroczyła Isabella Charteris. Była spokojna, poważna, opanowana. Przyszła coś powiedzieć, więc zamierzała to zrobić. Nie zwracając uwagi na całe towarzystwo, podeszła wprost do Gabriela i odezwała się poufnym tonem. — Myślę, że wszystko będzie dobrze. Gabriel utkwił w niej wzrok. Wszyscy utkwiliśmy w niej wzrok. — Z panią Burt, oczywiście. Nie widać było po niej żadnego skrępowania. Wręcz przeciwnie. Wydawała się dziecinnie dumna. — Jest w zamku — mówiła dalej