Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jedna była młoda i zadziwiająco ciemna, jakby letnie słońce spaliło ją raz na zawsze. Miała w sobie ciągle letni blask, przyciągający wzrok. Drugim był Wilkun, którego wygnano z dworu Henryka wiele lat temu. Ale szedł przed siebie, nie okazując, że pamięta zakaz albo ma zamiar mu się podporządkować. Młoda kobieta wyglądała na porażoną smutkiem, rysy jej twarzy ułożyły się w maskę nieszczęścia i beznadziejnej tęsknoty. Wilkun był ponury. Rosvita usłyszała, jak dwa Orły, Hathui i jej młoda towarzyszka, wydały z siebie okrzyk. - Nie - mruknęła Hathui. - Nie ruszaj się. Musimy poczekać na naszą kolej. - Ona nosi Orlą odznakę - szepnęła młodsza. W jej głosie brzmiały łzy. - Na demony - zaklęła Hathui. - Popatrz na ich twarze. Dwa nowe Orły stanęły przed podwyższeniem. - Dlaczego stajesz przede mną - zapytał król - skoro wiesz, że zakazano ci tego? - Przyjeżdżamy z Gentu - powiedział Wilkun - i niesiemy fatalne wieści. Miasto padło pod naporem Eików, a Smoki zostały zabite, co do jednego. Książę Sanglant nie żyje. - Pani - jęknął Henryk, przyciskając dłoń do piersi. Nie powiedział nic więcej. Nie mógł mówić. Rosvita natychmiast dostrzegła, że ta straszliwa wiadomość go poraziła. A ponieważ ktoś musiał działać, ruszyła, choć miała wrażenie, że działał ktoś inny. Podeszła do króla i ujęła go pod ramię. Sama prawie upadła, ponieważ osunął się na nią całym ciężarem i zdawał się tak bliski omdlenia, że tylko dzięki pomocy Hathui wyprowadziła go z sali do prywatnej kaplicy, wychodzącej na ogród. Tam padł na kamienną podłogę przed Paleniskiem, w złotych szatach, nie zważając na koronę, która potoczyła się po ziemi, ani na berło, które wysunęło się z palców pozbawionych czucia. Sięgnął do piersi i wydobył zza pazuchy stary strzęp materiału pokryty rudymi plamami. Nie mógł płakać - nie jak król, który musi ronić łzy, by okazać swe współczucie cierpiącym. Ten ból był zbyt głęboki. - Moje serce - wyszeptał w nieczuły kamień. - Moje serce ze mnie wydarto. - Przycisnął materiał do ust. Hathui rozpłakała się. Rosvita nakreśliła krąg na piersi i uklękła przed Paleniskiem, obok złamanego króla, i zaczęła śpiewać modlitwę za zmarłych. 7. Po tym, jak opróżniono salę i dano Wilkunowi chleba i miodu, po szeptanych konsultacjach między szlachcicami i szlachciankami, których imion nie znała i którzy w końcu zlali się w jedną nierozpoznawalną masę, Liath odprowadzono do małej kaplicy. Wilkun nie poszedł z nią. Widziała, że uniemożliwili mu to i zaprowadzili do innej sali. Piękna dumna kobieta w szatach biskupich zaprowadziła ją przed oblicze króla, który siedział na ławie, już bez wspaniałego odzienia i regaliów. Podtrzymywała go kleryczka i kilku innych służących, z których jeden ocierał twarz króla wilgotną szmatką. Liath uklękła. Jego prawa ręka zaciskała się na starej, splamionej krwią szmatce. - Opowiedz - rzekł ochryple. Chciała go błagać, by jej nie zmuszał, nie kazał przeżywać upadku Gentu, Pani, nie znów. Ale nie mogła. Była Orłem, królewskimi oczami i jej obowiązkiem było powiedzieć mu wszystko. Nie wszystko. Pewnych rzeczy nie mogła - i nie chciała - opowiedzieć komukolwiek: twarz Sanglanta blisko jej twarzy, światło w jego oczach, ponury grymas ust, gorzka ironia w jego głosie, kiedy mówił: „Nie bierz ślubu”. Dotyk jego skóry, kiedy pogłaskała go, nieproszona, po policzku. Nie, tego nie. To były jej wspomnienia, których nie chciała dzielić z nikim innym. Nikt nie musiał wiedzieć, że go kochała. Nikt się nigdy nie dowie, nawet Sanglant. Zwłaszcza Sanglant. Opowiedzenie o wydarzeniach będzie jak ponowne ich przeżycie. Ale nie miała wyboru. Wszyscy patrzyli na nią, czekając. W tłumie stała Hathui i szybko skinęła głową. Ten gest dał Liath odwagę. Odkaszlnęła i zaczęła. Ledwo, ledwo zdołała wykrztusić z siebie słowa. Straszne było przynosić złe wieści, ale jeszcze straszniejsze było opowiadanie ich królowi, który patrzył na nią, jakby jej nienawidził, bo kogo innego mógł nienawidzić? Nie winiła go. Ona też siebie nienawidziła, za to, że żyła, kiedy tylu innych zginęło. W końcu urwała, opowiedziawszy ostatnią i najbardziej oczerniającą część, wizje w ogniu