Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Pociągnął dźwignię gwizdka i przywiązał ją w tym położeniu sznurkiem, który znalazł w kieszeni swojej narciarskiej kurtki. Para ulatująca przez mosiężny gwizdek przecięła powietrze jak brzytwa. - Przygotuj się do skoku! - wrzasnął do Gunna ponad rozrywającym uszy gwizdem. Gunn nie odpowiedział. Patrzył na umykający w dole żwir. - Teraz! - krzyknął Pitt. Dotknęli stopami ziemi i biegli przed siebie ślizgając się po żwirze, lecz nie tracąc równowagi. Nie było czasu na wahania, na to, by zaczerpnąć tchu. Biegli wzdłuż pociągu, potem skoczyli na schodki kruszalni rudy i w drzwi. Zahaczyli o próg i padli na podłogę wewnątrz. Pitt zobaczył stojącego nad nimi Giordino z automatem w dłoniach. - Widywałem już, jak cię wyrzucano z podejrzanych barów - rzekł Giordino cierpko - ale pierwszy raz widzę, jak cię wyrzucili z jadącego pociągu. - Niewielka strata - powiedział Pitt wstając. - Nie było w nim wagonu klubowego. - A te strzały? Były wasze czy ich? - Nasze. - Goście w drodze? - Jak rozszalałe szerszenie z poruszonego gniazda - odparł Pitt. - Mamy bardzo mało czasu na przygotowanie się do oblężenia. - Będą musieli dobrze mierzyć, bo inaczej zniszczą swój helikopter. - Postaramy się wykorzystać ten fakt. Findley skończył wiązać razem strażnika i dwóch mechaników na środku podłogi. - Gdzie mam ich ulokować? - Niech leżą tam, gdzie są - odparł Pitt. Rozejrzał się szybko po rozległym wnętrzu budowli z urządzeniem do kruszenia rudy. - Al, weźcie z Findleyem co się tylko da z narzędzi i różnych gratów i przemieńcie tę machinę w twierdzę. My z Rudim będziemy się starali odpierać ich jak najdłużej. - Twierdza w twierdzy - powiedział Findley. - Trzeba by było ze dwudziestu ludzi, żeby się skutecznie bronić w takiej wielkiej hali - wyjaśnił Pitt. - Chcąc odbić swój helikopter nietknięty, porywacze muszą wysadzić główne drzwi i zaatakować nas wszystkimi siłami. Wyeliminujemy ilu się da strzelając przez okna, a potem wycofamy się do bębna kruszalni, który będzie naszą ostatnią linią obrony. - Teraz rozumiem, co musiał czuć Davy Crockett w Alamo - jęknął Giordino. Findley i Giordino zaczęli wznosić umocnienia, a Pitt i Gunn zajęli stanowiska przy oknach po przeciwnych rogach hali. Pierwsze promienie słońca padły na zbocza góry. Mrok ustąpił niemal całkowicie. Pitta zaczął ogarniać niepokój. Mogli przeszkodzić otaczającym budynek Arabom w ucieczce, lecz jeśli porywaczom, którzy znajdowali się na statku, uda się zbiec przed oddziałami Sił Specjalnych i wycofać się do kopalni, wówczas przewaga terrorystów stanie się przytłaczająca. Patrzył posępnie przez okno, jak mały pociąg pędzi w swą ostatnią podróż nabierając z każdym obrotem kół większej prędkości. Komin buchał iskrami i wlókł za sobą zdmuchiwany wiatrem w bok pióropusz dymu. Wagoniki turkotały i chwiały się na wąskim torze. W miarę jak pociąg coraz szybciej się oddalał, gwizd lokomotywy coraz bardziej przypominał żałosne zawodzenie jakiejś potępionej duszy. 57. W oczach Ammara widać było wyraźnie wstrząs i rozczarowanie, gdy zdał sobie sprawę, że czoło lodowca nie odpadnie. Obrócił się szybko do Ibna. - Co się stało? - spytał głosem pełnym gniewu. - Powinna być cała seria wybuchów. Twarz Ibna była jak z kamienia. - Znasz mnie, Sulejmanie. Ja nie popełniam błędów. Ładunki powinny były wybuchnąć. To z pewnością ci komandosi, którzy opuścili się z lodowca na statek, znaleźli i rozbroili ładunki. Ammar spojrzał w niebo, podniósł do góry ręce i znów je opuścił. - Allach wplata dziwne wzory w nasze życie - rzekł filozoficznie. Potem na jego usta wypłynął wolno uśmiech. - Lodowiec jeszcze może się oderwać. Kiedy wystartujemy helikopterem, przelecimy nad nim i rzucimy wiązki granatów w lodową szczelinę. Ibn rozpogodził się. - Allach nas nie opuści - rzekł nabożnie