Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Garal otworzył oczy i popatrzył na nas z powagą. – Dzbanek zawierał stuprocentowy sok mui i nic poza nim. Zmieniłem jego zawartość w zabójczą truciznę... a może nie? Wszyscy widzicie i czujecie zapach tej substancji, prawda? Kiwaliśmy potakująco głowami. – W porządku. Odsuńcie się nieco. – Podszedł do stołu, uniósł ostrożnie dzbanek i wylał z niego kroplę płynu. Zasyczała, zabulgotała i zaczęła przeżerać obrus, a następnie lakier blatu. Odstawił dzbanek. – A teraz, czy zmieniłem tę zawartość w zabójczy kwas, czy dalej jest to niewinny sok? – To ciągle jest jedynie sok owocowy – odezwał się ktoś i sięgnął po dzbanek. – Nie! Nie dotykaj! – wrzasnął Garal i mężczyzna zawahał się. – Czy nie rozumiesz? To nieważne, czym to jest w rzeczywistości! To zupełnie nieistotne! Wszyscy postrzegacie to jako kwas... i wobec tego dla was to jest kwas. Gdybyście się nim ochlapali, wypaliłby w was dziurę. Dlaczego? Ponieważ podświadomie przekazujecie „organizmowi Wardena” w swoim ciele informację, iż jest to kwas, a wasze komórki i molekuły reagują odpowiednio do tej informacji. My wierzymy, że to jest kwas i dlatego nasze „organizmy Wardena informują tamte, które znajdują się w obrusie i w blacie stołu, że to jest kwas, a te, ponieważ nie mają własnych zmysłów, również w to wierzą i reagują zgodnie z tą informacją. Czy pojmujecie? Niezależnie od tego, czy jest to iluzja, czy nie, na pewno nie jest to prosta hipnoza. – Zakreślił ramieniem koło pokazując nam cały pokój. Widzicie to wszystko? To nie jest martwe. To wszystko żyje! Skały i drzewa na zewnątrz są żywe. Stół, ściany, ubrania – wszystko żyje. Żyje życiem „organizmów Wardena”. Tak jak wy i jak ja sam. „Organizmy Wardena” nie myślą, ale „słyszą” wasze myśli i działają zgodnie z tym, co słyszą. Nadają informacje do wszystkich innych „organizmów Wardena” i tamte postępują zgodnie z otrzymywaną informacją. To jest kwasem, ponieważ wasze zmysły informują wasz mózg, że to jest kwas. I to jest hipnoza. Ale kiedy wasz mózg mówi „organizmom Wardena”, że to jest kwas... to już nie jest hipnoza. To rzeczywiście jest kwas. Weszła Tiliar w towarzystwie dystyngowanego mężczyzny około czterdziestki, ubranego w długą, czarną szatę, przetykaną złotymi i srebrnymi nitkami. Miał siwe włosy – zjawisko raczej niezwykłe u kogoś w tym wieku – i ogorzałą twarz, jak gdyby spędzał mnóstwo czasu na świeżym powietrzu. Nie w tym wszakże klimacie. Garal ukłonił się z szacunkiem. Zresztą oboje z Tiliar wydawali się traktować tego mężczyznę z ogromnym szacunkiem, takim, jakim podwładni darzą swojego przełożonego. Mężczyzna zatrzymał się i popatrzył na nas, potem na kwas bulgoczący w dzbanku i uśmiechnął się. Bez najmniejszego śladu koncentracji czy jakiegokolwiek wysiłku, wymamrotał coś pod nosem i wskazał ręką na dzbanek, który natychmiast przestał bulgotać i zaczął zmieniać swą zawartość na powrót w sok owocowy. Kiedy sok uzyskał już swój normalny, zdrowy, żółty kolor, podszedł do dzbanka, podniósł go, zmaterializował skądś szklankę i napełnił ją płynem. Wypił połowę i odstawił szklankę na stół. – Nazywam się Korman – przedstawił się miłym i dźwięcznym barytonem, w którym przebijały tony najwyższej pewności siebie. – Jestem tym, którego miejscowi nazywają czarcem... miejskim czarownikiem. Jestem również członkiem Synodu, a tym samym oficjalnym przedstawicielem rządu Charona i Jej Czcigodności, Królowej Aeoli, Lorda Rombu. Witajcie. To było coś nowego. Teraz więc była królową? Czy oznaczało to, że do bogini niewiele jej brakuje? Czy też byłoby to nie do przełknięcia nawet dla tego Synodu? – Moi asystenci przygotują tam z tyłu stół do przeprowadzenia rozmów – wywiadów, a my tymczasem sobie pogawędzimy – ciągnął – i mam nadzieję, iż uda mi się odpowiedzieć na niektóre wasze pytania. Przerwał na moment. – Och, jakiż jestem nieuprzejmy! – Strzelił palcami i znów pojawiły się krzesła. Oprócz nich, u szczytu stołu pojawiło – się także jakieś drewniane okropieństwo w kształcie tronu. Zasiadł w nim. Przyglądaliśmy się krzesłom z podejrzliwością, co rozbawiło nieco Kormana. – Och, nie ociągajcie się – strofował nas – proszę, siadajcie... czy też może nic z tego, co mówił Garal, jeszcze do was nie dotarło? Przyjmijcie do wiadomości, że i tak nie wiecie, czy krzesła tu były i zniknęły, czy też w ogóle ich tu nie było. Czy to ma jakiejkolwiek znaczenie? I tak możecie na nich siedzieć. Kompletnie byście zwariowali, gdybyście usiłowali ustalić, czy przedmioty takie jak te są realne, czy też nie. Zaakceptujecie to, co wam mówią wasze zmysły. Siadajcie, proszę! Wzruszyłem ramionami i usiadłem, a inni poszli za moim przykładem. Korman naturalnie miał rację; w praktyce to wszystko jedno czy krzesła te były realne, czy nie. Jednakże miałem podstawy, by sądzić, że jednak były realne – Garal nie robił wrażenia typa, który by zbytnio się wysilał, nie mówiąc o tym, że stały tam przecież przez cztery poprzednie dni. – Tak jest znacznie lepiej – powiedział z aprobatą czarownik. – A teraz zacznijmy już. Po pierwsze: żadne z was nie jest dla nas kimś całkiem zwyczajnym. Och, zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to trochę jak gadanie jakiegoś polityka podczas kampanii wyborczej, ale taka jest prawda. Mamy mnóstwo zwykłych ludzi do pracy na farmach i polach. Na innych światach Rombu nie doceniają takich ludzi jak wy i tam zapewne wrzucono by was do jednego worka razem z chłopami i zapomniano o waszym istnieniu. Ale nie u nas. Każde z was posiada jakieś umiejętności wyuczone na Zewnątrz, których nabycie tutaj zabrałoby całe lata. Nie zamierzamy marnować waszych bezcennych talentów i umiejętności tylko dlatego, iż jesteście nowi. Ostatnio niewielu nowych przybywa do nas. Jesteście pierwszą małą grupką od trzech lat. Dlatego nie chcemy, byście zajmowali się zbiorem owoców, jeśli dysponujecie czymś, co może okazać się dla nas przydatne. Słowa te przyniosły mi pewną ulgę, a prawdopodobnie inni, siedzący przy tym stole poczuli to samo. Nikt nie miał ochoty być chłopem, a wszyscy, czy mieli podstawy, czy też nie, byli o sobie wysokiego mniemania