Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Jednak mógłbym sobie darować te obawy. Z ubóstwa mojej kwatery – nie zauważył widocznie nowych i nieznanych mu sukien swej córki – oraz z mojej niechęci do pożyczania mu pieniędzy James More wywnioskował, że należę raczej do chudopachołków. Nagła wiadomość o moim majątku wyprowadziła go z błędu i niezwłocznie postanowił na tym skorzystać. Pomysł ten tak mu przypadł do gustu, że nie wątpię, iż wolałby znieść każde upokorzenie, niż stanąć ze mną do orężnej rozprawy. Kłócił się jeszcze ze mną czas jakiś, aż wreszcie wpadłem na sposób uciszenia go. – Jeśli pan tak gwałtownie oponuje przeciwko mojej rozmowie sam na sam z Katrioną, wnioskuję z tego, że ma pan ważkie powody, aby podzielać moje wątpliwości co do jej zgody. Wybąkał jakieś wyrazy usprawiedliwienia. – To wszystko – dodałem – źle wpływa na nasze humory i moim zdaniem byłoby najlepiej zachować roztropne milczenie. Zastosowaliśmy się do tego aż do powrotu Katriony i sądzę, że gdyby ktoś nas podpatrzył, uznałby to za nader pocieszny widok. 150 XXVIII. POZOSTAJĘ SAM Otworzyłem drzwi Katrionie i zatrzymałem ją na progu. – Ojciec pani życzy sobie, abyśmy poszli razem na przechadzkę. Spojrzała na Jamesa More’a, który skinął głową, i jak zdyscyplinowany żołnierz wyszła za mną. Skierowaliśmy się na jeden z naszych dawnych, dobrze nam znanych szlaków, gdzie przeżyliśmy ongiś chwile niedającego się opisać szczęścia. Szedłem o pół kroku za Katrioną, mogłem więc spoglądać na nią bez jej wiedzy. Odgłos jej stąpania na drodze był dla mnie czymś niezwykle uroczym i smętnym zarazem; dziwnym mi się wydawało, że jestem jakby zawieszony pomiędzy dwoma biegunami mego przeznaczenia, nie wiedząc, czy słyszę te kroki po raz ostatni, czy też dźwięk ten towarzyszyć mi będzie zawsze i wszędzie, aż śmierć nas rozłączy. Katriona unikała nawet spojrzenia w moją stronę, szła tylko prosto przed siebie, jak ktoś domyślający się, co ma niebawem nastąpić, Wiedziałem, że powinienem nie zwlekając przemówić do niej, zanim mi zabraknie odwagi, nie miałem jednak pojęcia, jak zacząć. W tej bolesnej sytuacji, gdy ojciec pchał po prostu tę dziewczynę w moje ramiona, ona zaś prosiła mnie już przedtem o wyrozumiałość, każdy zbyt obcesowy nacisk musiałby ją urazić, a jednak wszelkie jego zaniechanie wywołałoby wrażenie oziębłości. Znalazłem się między młotem a kowadłem i czułem się tak bezradny, że gryzłbym własne palce. Gdy wreszcie zdobyłem się na otwarcie ust, nie przesadzę, gdy powiem, że mówiłem bez namysłu. – Katriono, znalazłem się w bardzo przykrej sytuacji, a raczej znaleźliśmy się w niej oboje. I byłbym ci bardzo zobowiązany, gdybyś mi pozwoliła wypowiedzieć się całkowicie i nie przerywała, aż skończę. Zgodziła się na to z całą prostotą. – To, co ci mam do powiedzenia, jest bardzo trudne, i wiem dobrze, że nie mam prawa tego mówić. Po tym, co zaszło pomiędzy nami w zeszły piątek, utraciłem wszelkie do tego prawo. Wplątaliśmy się oboje w taką kabałę (a wszystko z mojej winy), że wiem dobrze, iż powinienem przede wszystkim trzymać język za zębami, co też zamierzałem uczynić; nie przyszłoby mi nawet do głowy, by ci się ponownie naprzykrzać. Jednakże, droga moja, stało się to po prostu koniecznością i nic nie mogę poradzić. Jak ci wiadomo, wszedłem w posiadanie mego majątku, przez co stałem się raczej niezłą partią i... to... ta sprawa nie przedstawia się już tak niepoważnie jak przedtem. Ponadto nasze wzajemne stosunki stały się do tego stopnia jakby dwuznaczne, iż byłoby lepiej, aby rozwijały się nadal w tym samym co poprzednio kierunku. Moim zdaniem ten ich aspekt jest bardzo przesadzony i będąc na twoim miejscu, nie zaprzątałbym sobie tym w ogóle głowy. Uważam jednak za swój obowiązek wspomnieć ci o tym, gdyż wywiera to niewątpliwie pewien wpływ na twego ojca. Wydaje mi się również, że nie byliśmy nieszczęśliwi, mieszkając tu razem w tym mieście. Zdaje mi się, że nam obojgu wiodło się tu wcale nieźle i jeśli się cofniesz myślą wstecz, droga moja... – Nie chcę ani cofać się myślą wstecz, ani wybiegać naprzód – przerwała mi. – Powiedz mi jedno: czy to sprawka mego ojca? 151 – Twój ojciec popiera moje zamiary. Popiera moją prośbę o twoją rękę... – Zamierzałem właśnie zwrócić się z cokolwiek gorętszym apelem do jej uczuć, nie pozwoliła mi jednak i przerwała w pół zdania. – To mój ojciec kazał ci się oświadczyć! – zawołała. – Po cóż temu zaprzeczać, skoro sam powiedziałeś, że myśl o tym nie przyszła ci nawet do głowy. To on ci kazał! – On pierwszy zaczął o tym mówić, jeśli o to ci chodzi. Szła coraz prędzej, patrząc wprost przed siebie, a na te słowa jęknęła cicho i zdawało mi się, że lada chwila zacznie biec. – Inaczej bowiem – mówiłem dalej – po tym, co mi powiedziałaś w ostatni piątek, nigdy bym nie ośmielił ci się narzucać z taką propozycją, ale skoro twój ojciec właściwie tego zażądał, cóż miałem robić? Zatrzymała się i odwróciła do mnie. – Tak czy inaczej nie chcę być twoją żoną i kwita! I ruszyła dalej naprzód. – Powinienem był się tego spodziewać, ale mogłabyś przynajmniej mieć wzgląd na moje uczucia. Nie wiem doprawdy, dlaczego miałabyś mnie tak okrutnie traktować. Kochałem cię szczerze, Katriono, wolno mi chyba przemówić do ciebie po imieniu... po raz ostatni. Ze swej strony zrobiłem wszystko, na co mnie stać, usiłuję nadal to czynić, i boli mnie tylko, że nie zdołałem na więcej się zdobyć. Dziwię się doprawdy, że znajdujesz przyjemność w dręczeniu mnie. – Nie o ciebie mi chodzi, ale o tego człowieka, mego ojca. – A więc tym bardziej! Mogę ci się pod tym względem przydać. Otóż, moja droga, musimy się koniecznie porozumieć co do twego ojca; skoro nasza rozmowa przybrała taki obrót, James More będzie wściekły. Zatrzymała się znowu. – Czy dlatego, że jestem zhańbiona? – On jest tego zdania, ale już mu powiedziałem, żeby to sobie wybił z głowy. – Nie zależy mi na tym! – zawołała