Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- To złoty! - zdecydował Christian. - Trzeba tylko obraz trochę oczyścić. Weź ścierkę i zamocz ją w tej kleistej masie, którą przyniosłem. Pewien znawca sztuki sporządził ją kiedyś dawno temu, kiedy badał inny obraz. Nie musimy więc się obawiać, że coś zniszczymy. Zaczynaj! - Nie możemy wszyscy czworo skupiać się na ptaku. Ja zajmę się damą. Przez chwilę pracowali w milczeniu. - To przypuszczalnie arcydzieło - rzekł pełen optymizmu Christian. - Ale tak wolno nam idzie! Czy nie możemy po prostu wziąć ostrej szczotki? - Nie, tego nam nie wolno - zaprotestował policjant. Ponownie zapadła cisza, słychać było tylko delikatne drapanie na płótnie. Helle znajdowała się między Thornem a Christianem. Czasami niechcący się trącali, czasami wchodzili sobie w drogę. Dziewczyna z przerażeniem spostrzegła, że bardzo podniecały ją te lekkie dotknięcia. Czy naprawdę aż tak bardzo jestem spragniona męskiego towarzystwa? pomyślała. Tak, na pewno! Ale przecież nachalne zachowanie Christiana nie sprawia mi przyjemności. Dlaczego więc teraz... Skoncentrowała się na obrazie. - Im więcej malowidła się odsłania, tym mniej wygląda ono na arcydzieło - zauważyła. Cofnęli się parę kroków, by obejrzeć rezultat. Chociaż oczyścili zaledwie ułamek dużego obrazu, prawda objawiła się przed nimi z całym swym okrucieństwem. - Widocznie ludzie partaczyli sztukę również w dawnych czasach - westchnęła Helle. - Proszę nie wymawiać słowa „sztuka” w pobliżu tego obrazu - upomniał ją policjant. - Jest w każdym razie bardzo stary - próbował pocieszać się Christian. - Ale kiedy pojawi się złoty kolor? - zastanawiał się Peter. - Wydaje mi się, że ptak staje się coraz bardziej niebieski. - Niebieski ptak! Tylko tego brakowało - rzucił Christian rozczarowany. - Musimy jeszcze pozwolić mojemu znajomemu ekspertowi przyjrzeć się temu dziełu, zanim zużyjemy na nie resztkę naszych sił. - A co z innymi obrazami? - spytała Helle. Thorn z Christianem przejrzeli je, lecz nic interesującego nie znaleźli. Żaden inny z przedmiotów zgromadzonych na strychu nie mógł kojarzyć się ze złotym ptakiem. Tylko z obrazem mogli wiązać nadzieję, ale i ona prysła, odkrywając przy okazji zupełny brak talentu malarza. Zrezygnowani ruszyli w stronę wyjścia. Teraz musieli zaczynać poszukiwania od nowa. Helle pomyślała z niechęcią, że powinna wracać do domu. Stary Andersen szedł właśnie w stronę zatoki i zgodził się zabrać dziewczynę. Christian i Peter rozmawiali zaaferowani. Pomachali Helle życzliwie, lecz trochę roztargnieni, i powrócili do rozmowy, zapominając umówić się z dziewczyną na kolejne spotkanie. Czując w sercu ogromną pustkę, Helle wsiadła do łodzi i patrzyła, jak Vildehede powoli rozmywa się w tle. Redaktor obiecał, co prawda, że odbierze Helle ze stacji, lecz nigdy by nie przypuszczała, że przyjedzie dorożką. Wydawało się jej, że stangret spogląda na nią trochę wyniośle, kiedy zjawiła się z niezgrabnym plikiem rękopisów pod pachą. Całe popołudnie i pół nocy ślęczała nad tymi swoimi pierwszymi próbami pisarskimi, poprawiała je, wzdychała ciężko, próbując je czytać oczami fachowca. Szczerze mówiąc była z nich bardzo niezadowolona, ale redaktor nalegał, by pozwoliła mu je przejrzeć. Teraz wyszedł Helle naprzeciw i przywitał się z nią. Trochę się go bała, sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie, budził respekt i niewątpliwie przykuwał spojrzenia kobiet. Helle wydawał się najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, pomimo nieco demonicznych rysów twarzy i ust przypominających usta fauna. Z radością mieszaną ze strachem wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby się w niej zakochał. Przyglądała się jego rękom, kiedy brał plik rękopisów - były opalone i wypielęgnowane, o pewnych ruchach