Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zresztą rekomen- dacja wielkiego czeskiego króla rozwiązuje sprawę. Chciał- bym jednak usłyszeć twoje zdanie, mistrzu Witelonie, na temat sposobu postępowania z naszymi błądzącymi brać- mi w Chrystusie, którzy mimo wyraźnych zakazów nadal trzymają niemal jawnie w swoich plebaniach występne konkubiny, a nawet, uchowaj Boże, spłodzone w takich związkach potomstwo. Zastanowiłem się chwilę, wiedząc, że muszę ostrożnie ważyć słowa w tak delikatnej kwestii. Zdawałem sobie sprawę, że jestem nadal badany i testowany. W końcu od- chrząknąłem i zebrawszy się na odwagę, odparłem: - Wedle mojej wiedzy sytuacja tak się przedstawia de turę, iż przepis nantejskiego synodu zabronił księżom wspólnego mieszkania z podejrzanymi niewiastami. Jed- nakże dekret jego świątobliwości Innocentego III A nobis dał biskupom moc przyzwolenia, aby duchowni utrzymy- wali w domu osoby pokrewne albo powinowate, oczywi- ście tylko w najbliższym stopniu, jak chociażby bratowa. Zatem dopuszczono de facto możliwość przebywania pod jednym dachem nawet z obcą kobietą, byle tylko nie gro- ziło niebezpieczeństwo nierządu. Wizytujący daną diece- zję archidiakoni winni informować swego biskupa o wszel- kich tego rodzaju przypadkach, ale wiemy wszyscy, że nieraz dokonują owych inspekcji niedbale, odpowiednia zaś opłata wystarcza, aby uzyskać urzędowe świadectwo niewinności, choć należałoby siejącą bezwstyd księżą na- łożnicę przegnać i wychłostać. Moim zdaniem jednak trze- ba w takich sprawach postępować szczególnie rozważnie, nikogo ponad miarę nie krzywdząc i ostrożnie przyjmując świadectwa podłych donosicieli. Prawdziwą szkodą byłoby bowiem, gdyby z takiego skandalu zrodziło się wśród ma- luczkich zwątpienie i święty Kościół poniósł z owej przy- czyny ujmę w oczach ludu. Jako prawnik sądzę też, iż spłodzone w grzechu bękarty należy usuwać po cichu do innych parafii, nie widzę jednakże przeszkód, czemu nie mieliby oddawać w przyszłości usług na roli Pańskiej ja- ko kościelni słudzy. Naturalnie jednak wszelka droga do osiągania wysokich urzędów powinna być przed nimi za- mknięta, aby uniknąć zgorszenia... - Doprawdy, jaka zgubna moc tkwi w niewiastach, skoro wodzą na pokuszenie tylu pobożnych mężów! - wpadł mi niespodziewanie w słowo jego wielebność. - Czyżby sam diabeł obrał sobie za siedzibę ich łono, mi- strzu Witelonie? Z coraz większym trudem kryjąc sarkastyczny grymas, gwałtem cisnący się na moje oblicze, odrzekłem tonem do- syć pobłażliwym: - Wasza dostojność, kobieta jest wprawdzie stworze- niem głupiutkim, lecz także uciesznym i wdzięcznym, stąd pochodzi urok, jaki rzuca na mężczyzn. Szatan, jako upadły anioł, obdarzony złowrogą i przenikliwą świado- mością, nie zniżałby się do przybierania tak nikczemnej powłoki. Niekiedy jednak posługuje się gładką dziewką albo nawet leciwą wiedźmą jako nieświadomym narzę- dziem, kuszącym do popełnienia grzechu cielesnego, któ- ry wszelako jest niczym wobec cięższych przewinień, jak chociażby morderstwo czy odrzucenie prawd naszej wiary. Wszakże słaba jest natura wydanego na cielesne pokusy człowieka, toteż winno wybaczyć się mu, jeśli okaże pra- wdziwą skruchę. Biskup słuchał mnie uważnie, po czym pokiwał głową z wyraźną satysfakcją. Nic dziwnego, usłyszał przecież ode mnie dokładnie takie słowa, jakich się według mego rozeznania spodziewał. Dowiedziałem się bowiem już wcześniej od szczurzego Teodoryka, że sam miał konkubi- nę na mieście, którą była osławiona Ognicha, młodsza i ładniejsza siostra nieboszczki Stulichy. - Doprawdy, wielka przemawia przez ciebie mądrość, mój synu - rzekł zadowolony dostojnik. - Dawno nie sły- szałem słów tak rozsądnych i szczerych, jakkolwiek sam pochodzisz z nieprawego łoża. Sądzę jednak, że w tym przypadku przymkniemy oczy na twoje pochodzenie i mo- żesz bez żadnych przeszkód objąć stanowisko kanonika. Wiem, iż nie czujesz pełnego powołania do służby Bożej, toteż wymagane będą od ciebie jedynie niższe święcenia, których sam ci z przyjemnością udzielę. Skinąłem tylko pokornie głową, uznając w duchu, że to dość mała cena za tłuste beneficjum, tym bardziej że mia- łem je objąć, prawem ironii losu, po nienawidzącym mnie ongiś Piotrze, preceptorze księcia Władysława, a obecnie biskupie bawarskiej Passawy. Skoro nie udało mi się zo- stać sekretarzem i astrologiem papieża, mogłem przynaj- mniej zyskać wpływ na wrocławską kapitułę i realizować tą drogą tajemne zamierzenia. Biskup tymczasem peroro- wał dalej: - Wiedz, iż potężny protektor, król Czech, zapewnił nas o twojej absolutnej lojalności. Jego zdaniem będziesz znakomitym pośrednikiem między nami a młodym po- tomkiem Piastów, który wkrótce obejmie we władanie swoje dziedzictwo. Martwią mnie wszelako napływające z Pragi wieści, jakoby książę Henryk trwonił czas na pło- chych rozrywkach, podobnie jak to czynił za młodu jego bezbożny stryj, Bolesław Rogatka