Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Lostara czuła się zmęczona i wysuszona. Wiedziała, że wygląda na dziesięć lat więcej, niż miała w rzeczywistości. Wzmacniało to tylko furię i trwogę, które czuła na przemian, widząc zdrową, wolną od zmarszczek twarz Perły oraz jasny błysk w jego oczach o dziwnym kształcie. Stąpał tak lekko, że miała ochotę rozwalić mu łeb płazem miecza. - Jak zamierzasz ukryć się przed spojrzeniem Tornada, Perła? - zapytała, gdy byli już blisko. Wzruszył ramionami. - Mam pewien plan. Który może się udać albo nie. - To tak jak większość twoich planów. Powiedz mi więc, jak; ryzykowną rolę przeznaczyłeś w nim dla mnie? - Rashan, Thyr i Meanas - zaczął. - Wieczna wojna. Sama gini nie do końca pojmuje, czym jest ten fragment groty, któi mamy przed sobą. Nic w tym dziwnego, gdyż sama była zapewne z początku niewiele więcej niż duchem zefirka. Ja jednak to rozumiem... no cóż, z pewnością lepiej niż ona. - Czy ty w ogóle potrafisz odpowiadać zwięźle? „Bolą cię nogi?". „Och, groty Mockra, Rashan i Omtose Phellack, z których to wywodzą się wszystkie bóle poniżej kolan...". - No dobra. Proszę bardzo. Zamierzam się ukryć w twoim cieniu. - Cóż, do tego już przywykłam, Perła. Muszę ci jednak przypomnieć, że Ściana Tornada dość gruntownie przesłoniła zachodzące słońce. - To prawda, ale ono istnieje. Będę po prostu musiał stąpać ostrożnie. Pod warunkiem, że nie będziesz wykonywała żadnych nagłych, niespodziewanych ruchów, oczywiście. - W twoim towarzystwie ta myśl jeszcze nigdy mi się nie nasunęła, Perła. - Ach, to świetnie. Ja z kolei czuję się zobowiązany wskazać, że uparcie podtrzymujesz między nami pewne napięcie. To raczej 294 nie jest, hmm, profesjonalne zachowanie. Co dziwne, odnoszę wrażenie, że sytuacja zaognia się z każdą obelgą, którą rzucasz pod moim adresem. To osobliwa forma flirtu... - Flirtu? Ty cholerny durniu. Zdecydowanie wolałabym, żebyś padł na pysk i dostał zdrowy łomot od tej cholernej bogini, choćby dlatego, że ten widok sprawiłby mi satysfakcję... - O tym właśnie mówiłem, moja droga. - Naprawdę? To znaczy, że gdybym wylała na ciebie wrzący olej, to w przerwach między krzykami mówiłbyś mi, żebym zabrała głowę spomiędzy twoich... Zamknęła nagle usta ze słyszalnym trzaskiem. Perła rozsądnie powstrzymał się od komentarza. Płazem miecza? Nie ostrzem? - Mam ochotę cię zabić, Perła. - Wiem o tym. - Ale na razie zadowolę się tym, że znajdziesz się w moim cieniu. - Dziękuję. A teraz ruszaj spokojnie naprzód. Prosto w tę ścianę piasku. Pamiętaj, żeby przymrużyć oczy i spuścić wzrok. Nie chciałbym, żeby te przepiękne okna ognia ucierpiały... * Spodziewała się, że napotka na opór, ale okazało się, że posuwa się naprzód bez wysiłku. Postawiła sześć kroków, idąc przez świat o matowej barwie ochry, a potem wyszła na spaloną słońcem równinę Raraku. Zamrugała, patrząc na światło zmierzchu. Jeszcze cztery kroki i znalazła się na litej skale. Odwróciła się. Perła uniósł z uśmiechem obie dłonie, wewnętrznymi powierzchniami do przodu. Stał o krok za nią. Podeszła do niego, jedną urękawicznioną dłonią objęła go za szyję, drugą sięgnęła znacznie niżej i pocałowała go w usta. Po chwili zdzierali już z siebie ubrania. Nie napotkała żadnego oporu. * Niespełna dwanaście mil dalej na południowy zachód Kalam Mekhar obudził się nagle w gęstniejącym mroku. Zlewał go pot. Nadal wypełniały go echa wypełnionych udręką snów, choć umknęła mu już ich treść. 295 Znowu ta pieśń... tak mi się przynajmniej zdaje. Przechodzi w ryk, który zdaje się chwytać za gardło cały świat. Usiadł powoli, krzywiąc się z powodu licznych ukłuć bólu w mięśniach i stawach. Leżał wepchnięty w wąską, skrytą w cieniu szczelinę, a w takiej pozycji nie śpi się zbyt wygodnie. A te głosy słyszalne w tej pieśni... dziwne, lecz zarazem znane. Jak głosy przyjaciół... którzy przez całe życie nie zaśpiewali ani słowa. Nie ma w niej nic, co koiłoby ducha. Nie, te głosy śpiewają o wojnie... Wziął bukłak i pociągnął długi łyk wody, by spłukać z ust smak pyłu, po czym poświęcił kilka chwil na sprawdzenie broni i ekwipunku. Kiedy skończył, serce nie tłukło mu już tak szybko, a drżenie rąk ustało. Nie sądził, by Bogini Tornada miała wielkie szansę wykryć jego obecność, pod warunkiem, że gdy to tylko możliwe, będzie wędrował przez cień. Świetnie przy tym wiedział, że w pewnym sensie noc również jest cieniem. Jeśli za dnia będzie się starannie ukrywał, powinno mu się udać dotrzeć niepostrzeżenie do obozu sha'ik. Włożył plecak na ramiona i ruszył w drogę. Unoszący się w powietrzu kurz niemal całkowicie przesłaniał gwiazdy. Choć Rara-ku wyglądała na spalone słońcem pustkowie, przecinały ją niezliczone szlaki. Wiele z nich wiodło do fałszywych albo zatrutych źródeł, inne zaś ku równie pewnej śmierci na bezkresnych piaskach. Pod patyną odcisków stóp i starych plemiennych mogił można było wypatrzyć resztki dawnych przybrzeżnych traktów, widoczne na wzgórzach. Łączyły one ze sobą to, co w zamierzchłych czasach było wyspami na rozległej, płytkiej zatoce. Kalam posuwał się miarowym truchtem przez usiane kamieniami zagłębienie, w którym na mocno ubitej glinie spoczywały szczątki sześciu statków. Ich drewno skamieniało już i w mroku wyglądało jak szare kości. Tornado zerwało płaszcz piasku, odsłaniając prehistorię Raraku, dawno zaginione cywilizacje, które od tysiącleci znały jedynie ciemność. Ta scena wywoływała lekko niepokojące wrażenie, jakby jej szept kojarzył się z koszmarami, które dręczyły go w nocy. 296 I z tą cholerną pieśnią. Skrytobójca szedł naprzód. Kości morskich stworzeń chrzęściły mu pod stopami. Nie było wiatru, powietrze wydawało się niemal nienaturalnie nieruchome. Dwieście kroków dalej teren ponownie się wznosił, ku starożytnej, rozsypującej się grobli. Kalam spojrzał na nią i nagle zamarł w bezruchu. Pochylił się nisko, zaciskając dłonie na rękojeściach długich noży. Traktem maszerowała kolumna żołnierzy. Opuścili nakryte hełmami głowy, dźwigając rannych towarzyszy. Ich piki kołysały się, lśniąc w przesyconej pyłem ciemności. Kalam oceniał ich liczebność na blisko sześciuset. W jednej trzeciej długości kolumny było widać sztandar - przytwierdzoną do końca tyczki ludzką klatkę piersiową o żebrach połączonych rzemieniami. W jej wnętrzu umieszczono dwie czaszki