Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Ożenił się dopiero w roku 1920, mając czterdzieści dwa lata. Jego żoną została Helena Lindenbaum, nauczycielka geografii w żeńskich szkołach warszawskich. Mimo że praca pedagoga dawała jej wiele satysfakcji, mimo że cieszyła się wielką sympatią, a nawet przywiązaniem swoich uczennic, zrezygnowała z dotychczasowych zajęć, aby całkowicie poświęcić się nowym obowiązkom żony. Wstępując w związki małżeńskie od razu była świadoma, że jej partner to wybitny poeta, ale zarazem całkowicie niezaradne życiowo dziecko, które trzeba będzie otoczyć czułą opieką i stworzyć mu cieplarniany klimat dla jego twórczości. Leopold Staff i jego żona, nazywana przez niego "Hesią", stali się najbardziej harmonijną parą, żyjącą nawzajem troską o siebie, ale i pełną serca dla rodziny: bliższych i dalszych siostrzeńców i bratanków. Pani Helena nie protestowała ani przez chwilę, gdy mąż nieomal zaraz po ślubie zaproponował, aby wziąć do ich domu w charakterze przybranej córki bratanicę, sierotę po zmarłym bracie Ludwiku Staffie. Gdy po sześciu latach mała Wisia zmarła na gruźlicę, był to dla pani Staffowej ciężki cios. Staffowie przez dwadzieścia lat mieszkali w Warszawie przy ulicy Koszykowej 25, na trzecim piętrze. Nie było to mieszkanie piękne, przeciwnie - typowo mieszczańskie, "pełne poduszek, kozetek, serwet obszytych frędzlami, firanek i dywaników", jedyną jego ozdobą, świadczącą o różnorodnych upodobaniach literackich i naukowych poety, była piękna biblioteka. To nieciekawe wnętrze, jak również drobiazgowość pani domu, dla której do rangi wielkich wydarzeń urastały takie sprawy, jak domowe pranie, porządki wielkanocne, opatrzenie okien na zimę itd. stanowiły jawny kontrast z artystyczną duszą poety dalekiego od przyziemnej codzienności, rozmiłowanego w antyku znawcy sztuki, twórcy tylu subtelnych strof... W praktyce jednak to traktowanie na serio drobiazgów domowych przez panią Staffową nie zakłócało bynajmniej harmonii pożycia małżonków. Rekompensatą były inne cechy charakteru pani Heleny. Janina Morstinowa, żona dramaturga Hieronima Ludwika, w którego majątku, Pławowicach, Staffowie często spędzali letnie okresy, tak charakteryzuje żonę poety: "W mieście (...), gdzie gość nieproszony przewraca wszystko do góry nogami, przeszkadzając w zamierzonym wyjściu po długim pisaniu lub napisaniu czegoś, co gwoździem siedzi w głowie, Staff zamykał się na wiele zamków i łańcuchów, a żona strzegła jego spokoju, jak cerber. Cerberem tym była najlepsza, pełna serca i delikatności osoba, namiętna i nieprzejednana w bronieniu wejścia do mieszkania, z niepokojem chodząca od drzwi do okien jako żywy tłumik, bo Staff kochał ciszę". Franciszkańsko dobry i dzięcięco naiwny Leopold Staff musiał mieć taką właśnie żonę: czułą, troskliwą, zapobiegliwą. Dzięki niej mógł tworzyć w spokoju swe piękne wiersze, mógł tłumaczyć z obcych języków, by oddać do rąk czytelnika kilkadziesiąt dzieł literatury światowej, prozy i poezji - od literatur klasycznych, greckiej i rzymskiej, od poezji chińskiej, poprzez średniowieczną literaturę religijną do współczesnej prozy włoskiej, duńskiej, norweskiej i hinduskiej. Oboje Staffowie mieli w usposobieniu skłonność do nadmiernego przejmowania się wszelkimi drobiazgami życiowymi. O "pięknej i najlepszej Hesi" Zofia Starowieyska_Morstinowa pisze, że jej "atmosfera troski i niepokoju była chyba równie potrzebna, jak Barbarze Niechcicowej". To nadmierne kłopotanie się przybierało szczególnie wyolbrzymione formy w związku z korespondencją, jaka nadchodziła do Staffa. Tu pani Helena była wyraźnie rozdarta. Walczyła w niej wrodzona sumienność i poczucie obowiązku, które mówiły, że na listy należy odpisywać, że ktoś czeka gdzieś z niepokojem na odpowiedź, z obawą, że "Poldek przemęcza się zbytnio odpisywaniem i traci drogocenny czas tak mu potrzebny dla własnej twórczości". Staff z radością odpisywał na listy, do których dołączone były jakieś wartościowe utwory, świadczące o talencie ich autorów, natomiast grafomańskie próbki traktował z największym taktem i delikatnością. Raz tylko zdarzyło mu się odpisać złośliwie. Wspomina o tym Gabriel Karski: Pewnego razu Staff "otrzymał sążnisty list wraz z kupą kiepskich wierszydeł od pewnego sierżanta, który zniecierpliwiony zbyt długim - jego zdaniem - oczekiwaniem na ocenę, niebawem nadesłał mu groźny monit, sformułowany w takich mniej więcej słowach: "Proszę nie zapominać, że ma Pan do czynienia z żołnierzem Wojsk Polskich". Na co Staff natychmiast odpisał: "Szanowny Panie Sierżancie, jako żołnierz Wojsk Polskich z pewnością jest Pan odważny. Ufam więc, że tej odwagi Panu nie zabraknie, gdy się Pan dowie, że wiersze Jego oceniam jako nic nie warte"". Kiedy wybuchła wojna i nastał mroczny czas okupacji, zaprzyjaźnieni ze Staffami Morstinowie proponowali im wielokrotnie, aby przenieśli się do nich na wieś. W Pławowicach będzie łatwiej i bezpieczniej przeczekać ciężki okres. Gdyby przyjęli tę propozycję, ominęłyby ich wszystkie niedole związane z powstaniem warszawskim i cała gehenna ewakuacji. 3 października 1944 roku Helena Staffowa, ciężko ranna w nogę, wraz z sześćdziesięcioparoletnim chorowitym mężem znalazła się w odkrytym wagonie towarowym, by po siedemdziesięciu dwóch godzinach koszmarnej podróży znaleźć upragnione schronienie na plebanii u księdza w Starachowicach