Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Taka lojalność partyjna ma poważne strony ujemne, ale umożliwia istnienie silnego rządu parlamentarnego. Ostatecznie Ludwik XIV został pobity, a unia ze Szkocją przeprowadzona dzięki wzajemnemu zaufaniu między wi-gowską „juntą" a jej poplecznikami, zaś traktat pokojowy w Utrechcie uzyskano w nie mniej trudnych okolicznościach dzięki solidarności wśród torysów. Więzią spajającą organizację wigów czy też torysów, tak że każda z nich pędziła nieprzerwany żywot bez mała przez dwa stulecia, nie była na ogół jakaś teoria albo zasada - gdyż teorie, a nawet zasady zmieniają się wraz ze zmianą okoliczności; były nią natomiast stałe rozbieżności religijne i społeczne, którym obie partie dawały wyraz polityczny. Partia wigów, założona przez Shaftesbury'ego, pozostawała jeszcze długi czas po reformie wyborczej z 1832 r. partią nieuprzywilejowanych dysydentów oraz klas kupieckich i średnich pod wodzą odłamu wyższej arystokracji. Partia torysów czy to za dni Danby'ego, Pitta, czy Peela, była w gruncie rzeczy zawsze partią właścicieli ziemskich i kleru anglikańskiego oraz ich adherentów, choć często z silnymi sojusznikami spośród innych klas. Dopiero w drugiej połowie XIX w. zniesienie dyskryminacji dysydentów i kompletna przemiana hierarchii społecznej wskutek rewolucji przemysłowej doprowadziły do stopniowego przesunięcia układu partyjnego na nowe podstawy społeczne i zaniku różnic religijnych jako naczelnego motywu w polityce angielskiej. Niewielu filozofów politycznych przepowiadałoby dobre wyniki systemowi partyjnemu albo rządom parlamentarnym w 1685 r. Obie partie w swej pierwszej, szalonej młodości, podkładały ogień pod własny dom. Ale surowa i natychmiastowa kara, jaka spadła najprzód na wigów, a za nowego panowania - na torysów, udzieliła im lekcji mądrości, a lekcja ta umożliwiła im w ciągu najbliższych lat ocalenie Brytanii i uratowanie Europy. 560 ROZDZIAŁ VII JAKUB II i REWOLUCJA ANGIELSKA 1685-1688. UKŁAD REWOLUCYJNY 1689 r. W ostatnich latach panowania Karola II (1681-85) rządy opierały się na ścisłym porozumieniu pomiędzy dworem z jednej strony a „wysokim kościołem" (High Church) i partią torysów - z drugiej. Wszystko, co zadecydowała Tajna Rada w Whitehall, było szybko i skwapliwie wykonywane przez prowincjonalnego sędziego pokoju w hrabstwie, a wychwalane z kazalnicy w parafialnym kościele. Zarówno dwór, jak skrajni torysi byli na równi zainteresowani w zniszczeniu i zmuszeniu do milczenia swych wspólnych przeciwników, wigów i dysydentów, oraz w uruchomieniu całej machiny prawa i jego wykonawców, sędziów pokoju, stronniczych sędziów zawodowych i specjalnie dobieranych sądów przysięgłych, dla kontrolowania najdrobniejszych nawet odruchów opozycji lub wolności słowa. Torysi znaleźli w teorii kościelnej niesprzeciwiania się Koronie sankcję religijną dla gwałtownych środków prawnych, stosowanych wobec wszelkich krytyków królewskiej polityki. Zapominając wiele, a mało przewidując, uważali oni, że zgodnie z odwieczną naturą rzeczy polityka królewska powinna utożsamiać się z ich własnymi życzeniami i interesami. Jednak owa „wieczność" ograniczała się do okresu życia Karola. Dopóki żył, nie wznawiano projektów katolickich, porzuconych przezeń w 1674 r. Wprawdzie wciąż pobierał on subsydia od Ludwika, jednak jedynie po to, aby móc obchodzić się bez parlamentu i utrzy- mywać pokój z Francją, a nie podejmować jakieś konkretne działania dla sprawy katolickiej w kraju czy za granicą. Dopiero na łożu śmierci pojednał się formalnie z kościołem, do którego zawsze w sercu swym należał (II.1685) Jakub II zainaugurował swe panowanie od zwołania parlamentu. Było to zgromadzenie odpowiednio dobrane, w którym wielu członków zawdzięczało swoje mandaty przeistoczonym korporacjom miejskim, skąd wykluczono wszystkich wigów. Gdyby torysi i dwór szli ręka w rękę, nie mieliby nigdy powodu obawiać się powszechnych 561 wyborów. Już nigdy nie mógłby powstać wigowski parlament