Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

A teraz przyszła jej kolej! - Tak, to twój kolor, złotko - oświadczyła Judysia, gdy Pat włożyła zwiewną sukienkę koloru pierwiosnków. - Matka chciała ci sprawić seledynową, ale powiedziałam jej: „Co to, to nie, jedną zieloną kieckę już miała i wystarczy. Nie pamiętasz, jakiego pecha przynosiła jej zawsze ta sukienka z wesela Azalki? Ile razy ją włożyła, coś jej się musiało przytrafić!” - To prawda, Judysiu! To właśnie w niej stłukłam talerz ze ślubnego serwisu mamy! A innym razem pokłóciłam się z Sidem, a to była nasza pierwsza kłótnia... I miałam ją na sobie tego strasznego dnia, gdy zobaczyłam w kościele, że mam dziurę w pończosze... I wtedy, kiedy była u nas ciocia Franciszka, a ja wsypałam pieprzu do rzepy! - I żeby zamknąć sprawę, dorzuciłam, że zielony całkiem nie pasuje do twojej cery. Więc masz żółciutką sukienkę i będziesz w niej wyglądała w tańcu, niczym jaskier na łące. - Nie będę tańczyć, Judysiu. Jestem za mała. Będziemy się bawić w gry towarzyskie. Mam nadzieję, że nikt nie zaproponuje listonosza... Nie cierpię listonosza, Judysiu, żaden chłopiec mnie nie wybiera, bo nie jestem ładna. Pat powiedziała to bez goryczy. Nie przejmowała się jeszcze brakiem urody. Ale Judysia pokręciła głową. - Ci, co tak uważają, zmienią zdanie, gdy dorośniesz. Chodź, skropię ci chusteczkę wodą kolońską. - Ach, Judysiu, i kropelkę za uszami. - Co to, to nie. Nie przystoi. Ostatecznie na rąbek sukienki... No, głowa do góry, nie zapominaj, że jesteś Gardinerówną. Słyszałam, że będziesz deklamować. - Tak. Ciocia Azalka mnie poprosiła. Ćwiczyłam w tym lasku za kurnikiem. Bietka miała śpiewać. To okropne, że zachorowała. Cieszyłyśmy się, że razem pójdziemy na naszą pierwszą zabawę. Będę się czuła strasznie sama. Nie znam tych dziewczynek ze Srebrnych Mostów. I będzie mi brak Bietki. Ona jest śliczna, Judysiu. Podobno Kasia Madison jest bardzo ładna, ale nie wierzę, żeby była ładniejsza od Bietki. Józek, Winnie, Sid i Pat władowali się do sań i pojechali do Srebrnych Mostów. Wczesny zimowy zmierzch był szafirowy, drzewa wzdłuż drogi wyglądały jak zrobione z czarnej koronki. Świetnie się po drodze bawili, początek przyjęcia był też bardzo przyjemny. Kasia Madison była ładna - Pat nigdy jeszcze nie widziała tak ładnej dziewczynki. Krótko przycięte loki koloru starego złota, białoróżowa buzia, maleńkie czerwone usteczka i błyszczące zielonkawe oczy. Pat usłyszała, jak Chet Taylor z Południowego Glen mówił, że warto było drałować te trzy mile, by ją zobaczyć. Nie zrobiło to Pat żadnej różnicy. Wieczór zaczął się wesoło. Bawiono się w listonosza, ale Marek Madison przyniósł list Pat, więc mało ją obeszło, że pół tuzina chłopców wybrało Kasię. W którymś momencie Pat rozwiązała się kokarda we włosach i pobiegła na górę. Spotkała tam Kasię, która spinała rozdartą koronkę sukienki. Pat stanęła przed lustrem, podeszła do niej Kasia. Kasia nie była szczególnie złośliwą dziewczynką. I lubiła Pat Gardiner, którą lubili niemal wszyscy. Niestety, zależało jej bardzo na Marku Madisonie, a on wybrał Pat. Zatem Kasia zajrzała do lustra razem z Pat. - Świetna zabawa, prawda? - spytała. - Masz bardzo ładną sukienkę. Ale czy naprawdę uważasz, że żółty kolor pasuje do twojej śniadej skóry? Pat przyjrzała się swemu odbiciu, przyjrzała odbiciu Kasi. I ogarnęło ją dziwne, nieznane uczucie. Nie, nie zazdrość... rozpacz. Była taka brzydka! Przy tej promiennej ślicznej dziewczynce wydała się sobie wręcz szkaradna... Wypłowiałe włosy... brunatna buzia... usta od ucha do ucha, cienkie wargi... Pat aż zadrżała. - Co ci się stało? - spytała Kasia. - Nie, nic, zadławiłam się śliną - odpowiedziała dzielnie Pat. Ale nagle zawalił się świat. Nic jej już nie bawiło. Poczuła nienawiść do Marka Madisona, wybrał ją na pewno z litości, albo, co gorsze, poprosiła go o to ciotka Azalka. Pat nie przełknęła ani kęsa pysznej kolacji, wiersz zaś wygłosiła monotonnym tonem, jak powiedział wuj Robert: „Zabrakło jej animuszu”