Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pracki, zauważywszy Władysława przy oknie, odezwał się doń przyjaźnie: – I cóż puer tak oczy wytrzeszcza na świat Boży... chciałoby się co?... Nic. Siedzieć, trenować się... to okropnie zdrowo... – Eh! – odrzekł z rezygnacją Turkowski. – Licho nadało! Dzień prześliczny, a tu siedź... Drapnąłbym stąd, gdzie pieprz rośnie... choćby zobaczyć, jak trawa zielona wygląda... – Cha, cha! Trawy panu potrzeba. Ale... bo, naprawdę, moglibyście dziś wyjść... jest przecie ten... marmurek, no i ja... – Pyszna myśl – podchwycił wesoło Władysław – stary za drzwi, ja w nogi. Co ja tu będę robił... Pracki pokręcił głową. – Na co takie zawracanie! Pójdziecie, Nielękowski z gębą do starych i będzie świeża nieprzyjemność. Ja bo... na waszym miejscu poszedłbym wprost do starego! A to dobre! Czy to taka wielka rzecz... – Pewnie! Kupić, nie kupić, potargować można. – Rzecz prosta jak obręcz! Dalej... dalej... śmiało! Od razu do gabinetu, i koniec! Władysław, nie zwlekając, poszedł do Gędźby z prośbą i uwolnienie go na parę godzin. Gędźba wargi po swojemu wydął i pokręcając zapalczywie sumiaste wąsy, zaczął swym słodkim tonem: – Panie Władysławie, bardzo żałuję... Być może, iż dziś wielkiej czynności nie będzie... prawda, jest i pan Pracki... ale właśnie i przyjemniej... bo to, panie Władysławie, trzeba się właśnie przyzwyczaić do siedzenia... Apteka, panie Władysławie, to jest apteka. Tak nie można... panu ciągle spacery w głowie... – Ale skądże znów!... – próbował odeprzeć Władysław. – Panie, nie ma opozycji... jak chlebodawca do pana mówi... to trzeba słuchać! Panie Władysławie... pan zaczyna już odpowiadać? Starszym odpowiadać... Nie... nie mogę pozwolić... dosyć tych interesów. 29 – Do kościoła! – powtórzył przeciągle Gędźba. – Proszą pana, kościół to jest kościół, a apteka jest apteką. Kto pracuje, ten się modli... A może pan ma większe inklinacje na księdza? To proszę, my tylko gwizdniemy... pan Władysław zrozumiał... gwizdniemy! Nie, dzisiaj i jutro pan sobie posiedzi.. a we środę może sobie pan spacerować! Wojciech, oczyść mi palto! Turkowski zacisnął zęby, wykręcił się na pięcie i wyszedł z gabinetu pryncypała. Gdy wchodził do materialni, usłyszał jak Gędźba tłumaczył Nielękowskiemu: – Powiadam panu, straszne rzeczy! Tym smarkaczom puerom w głowie się przewraca! Tylko im spacery, zabawy, a do roboty ani rusz... Pracki po minie Władysława domyślił się rezultatu próśb? – Szkoda było gęby! – Bodaj go! On by pozwolił! Egoista... nieużytek!... – Na co tyle słów! O, tu jest praktyka, jest!... A sam, trzeba panu wiedzieć... wynosi się zaraz... a jakże... Tu Pracki, na stuk otwierających się drzwi, wyszedł dc apteki, a jednocześnie od strony laboratorium wszedł do materialni Józef, niosąc drugie śniadanie dla Gędźby. Przy czyn spoufalony tyran nie omieszkał podzielić się myślą z Władysławem. – Ho, ho! Nasz pan Gędźba dobrze sobie żyje! Cwane śniadanie... Pieczeni kawał... butersznitów kilkoro... – Nie zawracaj i wynoś się! – Oo! Jaki to pan dziś!... Józef ustawił talerz na stoliku i wyszedł. Władysławowi przyszła do głowy szatańska myśl... Wybiegł szybko do apteki, nasypał na skrawek papieru odrobinę kalomelu8 i powróciwszy niepostrzeżenie do materialni, wysypał go na butersznity pomiędzy masło i szynkę. Zaledwie skończył tę operację, gdy wszedł pośpiesznie Gędźba i zabrał się żwawo do jedzenia, przypominając powtórnie Wojciechowi o wyczyszczeniu palta... Władysławowi pot zimny wystąpił na czoło. Teraz dopiero zastanowił się nad tym, co zrobił. A jeżeli... Gędźba się zatruje kalomelem?... Jeżeli dawka była za wielka? W pierwszej chwili chciał wprost uprzedzić Gędźbę, ale,.. właściciel apteki tak energicznie zabrał się do jedzenia, że zanim Władysław powziął tę myśl, już było za późno, butersznity zginęły w czeluściach twarzowych pana Gędźby. Załatwiwszy się ze śniadaniem, pryncypał uporządkował naprędce tualetę, wymył ręce i zawołał o palto. Naraz zatrzymał się, odepchnął stojącego z paltotem Wojciecha i wybiegł na podwórze. Gdy powrócił, Władysław ze zgrozą spostrzegł niezwykłą bladość na twarzy pryncypała