Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Nie jesteś przerażony? Przecież przynoszę ci straszne nowiny. Jozjasz uśmiechnął się nieznacznie. - Straszne, przyznaję, ale żadne nowiny. Może nawet nie takie straszne. Już od jakiegoś czasu żywię pewne... hm... wątpliwości dotyczące wiary Rafaela. Jest na pewno złym archaniołem. On... - Poczekaj! - przerwał kapłanowi Gabriel. - Nigdy mi o tym nie mówiłeś. Nigdy nawet nie sugerowałeś, że... - A co ci mogłem powiedzieć? I co by to dało? Nawet bez moich niecnych sugestii nie darzyłeś Rafaela zbyt wielką sympatią. On nie dorasta do roli duchowego przywódcy. Nie był to dobry wybór i Jova od początku chyba o tym wiedział. Dlatego wyznaczył do tej roli ciebie, gdy byłeś jeszcze bardzo młody. Ty miałeś się lepiej przygotować, a Rafael dostał w ten sposób sygnał, że jego panowanie jest tymczasowe. - Ale... - Gabriel rozłożył ramiona. W jego głowie kłębiło się teraz tyle myśli, że nie wiedział, jak je okiełznać. - Jeżeli on nie wierzy w Boga... i przekonał innych, że Bóg nie istnieje... i doradzał nam wszystkim... prowadził nas podczas Glorii... odpowiadał na modlitwy i rozpatrywał petycje... Jeżeli robił to wszystko przez tyle lat, a my mu wierzyliśmy... I jeśli Bóg go nie ukarał... to w tym momencie pojawia się pytanie... - Ale nie to pytanie, którego najbardziej się boisz - powiedział spokojnie Jozjasz. - Nie odnosi się ono do faktu istnienia Boga, tylko do tego, dlaczego Jova zaniechał interwencji. - Myślę, że obydwa pytania są bardzo zasadne - stwierdził Gabriel. Kapłan patrzył na niego ze współczuciem, choć Gabriel spodziewał się wybuchu gniewu. - Wielki uczony Salomon utrzymywał, jakoby bogów tworzy ła nasza w nich wiara - powiedział Jozjasz. - To znaczy, że człowiek, który wierzy w jakiegoś boga, jest jednocześnie jego stwórcą. Społeczność, która czci danego boga, istotnie ma kogo czcić. Większości ludzi taka filozofia nie odpowiada, gdyż boska wszechwładza jest dla nich najbardziej atrakcyjnym atrybutem przedwiecznego. Jedynym sensownym podwodem, dla którego w ogóle warto uwierzyć, jest fakt istnienia kogoś, kto człowieka przerasta, a jeśli człowiek sam sobie boga wymyśla, nie może on być potężniejszy od swego stwórcy. Jak więc widzisz, warunkiem istnienia boga jest wiara. - Jozjaszu! - Wiem, wybacz mi, proszę. Po prostu rzadko nadarza mi się sposobność omawiania kwestii teologicznych... Oprócz wiary dowodem na istnienie Boga są cuda, a oprócz cudów każdego dnia coś może nam o tym przypomnieć. Zmieniają się pory roku, słońce wschodzi i zachodzi, rodzą się dzieci i świat jest na ogół bardzo piękny. To wszystko musi być dziełem Jovy. Sam przecież osobiście mogłeś się przekonać o jego istnieniu. Kiedy to ostatnio wywołałeś burzę albo odwróciłeś bieg rzeki? Kiedy poleciałeś do dotkniętej epidemią wioski i pomodliłeś się do Jovy, dzięki czemu na ziemię spadły ziarna, zmielone potem na strawę dla złożonych chorobą ludzi? Co czujesz wtedy, gdy śpiewasz do Boga? Czy przeżywasz ekstazę, jakbyś był przewodnikiem energii? A może jesteś obojętny i przygniatają cię wątpliwości? Na to pytanie mogę ci odpowiedzieć. Któż bowiem inny jak nie Jova jest źródłem tak głębokich emocji? Jeśli zaś chodzi o moją osobę, codziennie mam jakiś dowód na istnienie Boga. Mogę dotknąć palca, którym ciągle jeszcze wodzi po Samarii. Mogę zadać mu konkretne pytanie i otrzymać równie konkretną odpowiedź. Mogę zapytać: „Czy istniejesz?", a on mi odpowie: „Teraz i zawsze". Nie jestem w stanie w niego zwątpić, bo Jova ciągle ze mną rozmawia. Te łagodne i bardzo przekonujące słowa podziałały na Gabriela jak kojąca stargane nerwy muzyka. Tak, Jozjasz miał rację. Istniało zbyt wiele niezbitych dowodów na obecność Boga na świecie. Ale z drugiej strony... - Dlaczego Jova pozwala, by Rafael przeczył jego istnieniu? Dlaczego pozwala mu przez dwadzieścia lat być jego ziemskim reprezentantem... archaniołem, którego pobożność jest udawana i który odwodzi innych od wiary? - Dla Jovy dwadzieścia lat to bardzo niewiele - powiedział Jozjasz. - Myślę, że Jova obserwuje nas z góry, widzi niegodnego swojej funkcji archanioła i waży wszelkie za i przeciw. Czy Samarii dzieje się krzywda? Tak przecież nie jest. Czy Glorie w dalszym ciągu się odbywają? Owszem, raz do roku. Czy wszystkie narody żyją w harmonii... - Nie - przerwał mu Gabriel. - Nie, ale harmonię można szybko przywrócić - odparł Jozjasz niewzruszonym głosem. - Jova ma wgląd do twojego serca j widzi, że jest absolutnie czyste. Mówi więc sobie: „Mogę jeszcze na niego poczekać". I czeka. A ten czas właśnie nadchodzi. - Może masz rację - powiedział Gabriel. Poczuł, jak przepływa przez niego fala ulgi, ale nie był jeszcze zupełnie spokojny. A jednak mam na głowie Malachiasza, Eliasza, lordów Jethro i Samuela, którzy wątpią we wszechmoc Jovy i w mój na niego wpływ. Jeżeli nie dostosują się do moich dekretów, jeśli nie uwierzą, że mogę ich za to ukarać... to co wtedy? Muszę przyznać, że Malachiasz miał rację. Nie umiałbym zniszczyć całego miasta tylko po to, by postawić na swoim. - Nie musisz posiłkować się piorunami - odparł kapłan, patrząc na Gabriela z lekkim uśmiechem. - Są inne sposoby na przekonanie ich o powadze twych gróźb. Przecież sam już je obmyśliłeś. Gabriel niechętnie uśmiechnął się do Jozjasza. - Zastanawiałem się nad tym - przyznał. - Najlepiej wychodziły mi zawsze modlitwy sterujące potęgą żywiołów: burzy, słońca, wiatru. Mogę zamienić Breven w pustynię, a Semorę zalać falami Galilei. - To nie będzie konieczne - obiecał mu Jozjasz. - Kilka tygodni deszczu i silnych wiatrów powinno ich w zupełności przekonać