Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Na zewnątrz piramidy nie czuło się na tyle silnych podmuchów wiatru, aby mógł ocenić, czy ściana wywierała jakiś wpływ na ruchy powietrza. W każdym razie nie wpływała na temperaturę. Lando mógł poruszać palcami, a także zaciskać je w pięść i rozwierać. Na próbę nimi pstryknął. Poczuł, jak palce ocierają się o siebie, ale nie usłyszał żadnego dźwięku. Umieścił w ścianie drugą rękę i chwycił pierwszą. Obie zachowywały się zupełnie normalnie. Klasnął w dłonie i poczuł, jak się stykają, ale znów nie usłyszał odgłosu klaśnięcia. To było dziwne. Objął palcami prawej ręki nadgarstek lewej, po czym powoli zaczął przesuwać w górę, w kierunku ramienia. Obserwował, jak ręka się pojawia, zupełnie jakby wynurzała się spod powierzchni wody... tyle że owa powierzchnia przypominała pionową ścian?. Pochylił się i nabrał garść piasku, a potem zanurzył znów rękę w ścianie i zaczął przesypywać piasek z jednej dłoni do drugiej. Wyciągnął obie ręce i odrzucił piasek... .. .po czym przeszedł przez ścianę piramidy. Czasami trzeba zdecydować się na podjęcie ryzyka. Nie pomyślał o tym nigdy przedtem. Kiedy Posiadacz umieszczał Klucz we wnętrzu Zamka, starzec Mohs, sędziwy i poważany Naczelny Śpiewak zamieszkujących system Rafy Toków, opierał się o ścianę piramidy. Nagle odniósł wrażenie, że ściana zniknęła. Ogarnęły go nieprzeniknione ciemności i zorientował się, że spada. Na szczęście trwało to dosyć | krótko, ale mimo to poczuł, że jego przepaska niemal się rozwiązała. Przez całe długie, bardzo długie życie Mohs godził się z lodowatymi podmuchami, które jakoś wpadały pod skraj osłaniającej biodra przepaski. Teraz - pomimo iż znajdował się w ciemnościach, w budzącym grozę świętym miejscu, nagle doszedł do wniosku, że przecież może związać długi, zwisający luźno koniec materiału, wepchnąć go między nogi i w ten prosty sposób | zlikwidować szczelinę, przez którą dostawało się powietrze. j Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Dlaczego nie pomyślał o tym nikt spośród jego ludzi? Przyłapał się na cynicznym stwierdzeniu, że już sama ta błaha informacja jest warta setek śmiesznych Pieśni... O nie! To było bluźnierstwo! Mohs skulił się i próbował przeniknąć spojrzeniem otaczające go ciemności. Obawiał się... właściwie czego? Zaczął się zastanawiać. W ciągu ostatnich kilku minut nie robił niczego innego, tylko się zastanawiał. W końcu doszedł do wniosku - co mogło być pierwszą prawdziwą decyzją w jego życiu, jaką podjął samodzielnie - że zaczeka, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Usiadł na jakiejś twardej, wytrzymałej powierzchni i cieszył cię ciepłem, jakie przenikało członki. I uczuciem, że jego umysł działa sprawnie jak nigdy przedtem. Upłynęło wiele godzin! Mierząc wewnętrznym chronometrem, cztery godziny, dwadzieścia trzy minuty i pięćdziesiąt pięć sekund. Vuffi Raa nie musiał nigdy sprawdzać, ile czasu upłynęło - po prostu to wiedział. Doszedł do przekonania, że kłopot z zaprogramowanymi umiejętnościami - takimi jak pilotowanie gwiezdnego statku - polegał na tym, że eliminowały albo osłabiały chęć samodzielnego zdobywania jakichkolwiek innych. Pomyślał, że już lepiej być istotą ludzką, nie dysponującą z góry ustalonym oprogramowaniem, zdolną i potrafiącą... Istotą ludzką? Co za głupie myśli przychodziły mu do głowy? Jego macka znajdowała się w przybliżeniu - nie, dokładnie -w odległości siedemnastu centymetrów od powierzchni ściany, a jednak, kiedy Lando posłużył się Kluczem, nagle on, Vuffi Raa, znalazł się tu (bez względu na to, gdzie owo „tu" się znajdowało), po drugiej stronie karmazynowej ściany. Pięć godzin, dwadzieścia dziewięć minut i trzydzieści jeden sekund. Rozważając, czym owo „tutaj" było, mały Vuffi Raa czuł się dziwnie odosobniony i samotny. Co najważniejsze, uczucie to tak bez reszty zaprzątało jego myśli, że zaniechał normalnych w takich okolicznościach prób zorientowania się, gdzie się znalazł. Uczucie samotności nie tylko nie ustępowało, ale wręcz przeciwnie, z minuty na minutę coraz bardziej się potęgowało. Vuffi Raa pomyślał, że czym prędzej musi zająć się zbadaniem tego, co go otaczało - choćby w tym celu, by skierować myśli na inne tory