Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Była wykończona i tak też wyglądała. Jej suknia w odcieniu głębokiego brązu tylko podkreślała jej bladość. Czuła się zmęczona, wyczerpana i szczerze nie miała ochoty radzić sobie z rozpaczą rodziny, którą czekał ostateczny cios. Wiedziała, że rodzina Seamusa będzie równie przybita i rozżalona, zwłaszcza gdy przyjdzie im opuścić dom. Miała zamiar wyjechać jeszcze tego popołudnia, ale musiała zmienić plany. Wiedziała, że będzie musiała zostać jeden dzień, by pocieszyć Meg i dzieci. Westchnęła, wyprostowała się, przybrała uprzejmy wyraz twarzy i niechętnie ruszyła w stronę biblioteki. Drzwi otworzył jej kamerdyner. Weszła do środka i natychmiast poczuła coś dziwnego, jakby obecność niewidzialnej istoty. Zupełnie się tego nie spodziewała. Cała rodzina zebrała się przy kominku. Catriona westchnęła cicho z żalu nad nimi. Przy biurku siedział ten sam prawnik, który przybył tu tydzień temu, i przekładał jakieś papiery. Spojrzał na nią pośpiesznie i odwrócił wzrok. Richard stał pod oknem, tyłem do wszystkich. Wcześniejsza niepewność powróciła i znów czuła nerwową obawę, zupełnie jak wtedy, gdy przy śniadaniu spojrzał na nią oskarżycielsko, jakby miał jej coś za złe. Nie wiedziała, cóż mogłoby to być. Nie potrafiła tego odgadnąć ani przewidzieć. Ani jego odwrócona tyłem do wszystkich sylwetka, ani dłonie splecione z przodu nie podpowiadały jej żadnej wskazówki. Dodatkowo nerwową atmosferę pogłębiała jeszcze obecność dziwnej energii, którą instynktownie wyczuwała. Kłębiło się w niej i wirowało dziwne przeczucie. Energia, znajdująca się w pokoju, musiała być potężna; nie mogła pojąć, co to było i dlaczego teraz się tu znalazło. Przestraszona, usiadła pośpiesznie na krześle obok Mary. W tej właśnie chwili Richard odwrócił się i spojrzał na nią. Gdy napotkała jego wzrok, od razu zrozumiała, skąd pochodziła ta energia i kto ją wytwarzał. Ledwie mogąc złapać oddech, spojrzała na drzwi, a potem znów na Richarda. Przeszedł kilka kroków i stanął przy kominku. Jego postawa była jednoznaczna. Stał teraz zaledwie trzy metry od niej, a drzwi były w odległości dziewięciu metrów. Odciął jej drogę ucieczki. Postawa Richarda była agresywna i zdecydowana. Catriona uniosła brodę i spojrzała na niego butnie, a potem odwróciła wzrok w stronę prawnika. Chciała mieć to wszystko już za sobą, zakończyć całą sprawę, żeby Richard Cynster mógł wreszcie wyjechać i pozwolić jej znów swobodnie oddychać. Radca zakasłał, rozejrzał się dookoła, a potem zerknął na leżący przed nim dokument. - Jak wszyscy państwo wiecie... Mowa wstępna prawnika przedstawiła od nowa sytuację, którą wszyscy doskonale znali. W końcu odchrząknął i spojrzał wprost na Richarda. - Moim zadaniem jest więc zapytać pana Richarda MeMlla Cynstera, czy zgadza się wypełnić warunki postawione w testamencie przez mojego klienta, pana Seamusa McEnery. - Akceptuję je i zgadzam się na nie. Jego słowa były tak nieoczekiwane i wypowiedziane tak spokojnie, że Catriona nie mogła, nie chciała w nie uwierzyć. Mimo że przed chwilą je usłyszała, nie docierały do jej głowy. Przez chwilę sądziła, że się pomyliła. Prawnik najwyraźniej zareagował tak samo, bo zamilkł. Spojrzał znów na dokumenty, poprawił okulary i popatrzył znów na Richarda. - Więc zgadza się pan poślubić podopieczną zmarłego pana McEnery'ego? Richard spokojnie odwzajemnił uważne spojrzenie prawnika i bez emocji powiedział: Tak, poślubię Catrionę Mary Hennessy, podopieczną zmarłego Seamusa McEnery'ego. - Boże! - rozległ się rozradowany okrzyk Malcolma, który okazał się początkiem kakofonii okrzyków. Pokój rozbrzmiewał teraz radosnymi wiwatami, pełnymi wdzięczności podziękowaniami i wyrazami ulgi. Catriona ledwie ich wszystkich słyszała. Utkwiła wzrok w Richardzie, poczuła, jak energia zgromadzona w pomieszczeniu zmienia się wielką falę. Teraz już nikt nie krył ulgi i radości. Wokół niej zamykała się pułapka, a ona przez cały ten czas nie zauważyła jej. Mimo iż Jamie klepał go po plecach, potrząsał jego dłonią, mimo że prawnik wciąż zadawał mu jakieś pytania, Richard nie odwrócił wzroku od Catriony. Nawet nie mrugnął. Schwytana w pułapkę stanowczego spojrzenia, Catriona wstała, choć musiała przyznać, że chwieje się na nogach. Wyciągnęła dłoń, chwyciła się krzesła i dumnie się wyprostowała. Wciąż była o wiele niższa od niego. Nie mogąc powstrzymać złości, uniosła buntowniczo głowę. Otaczający ich hałas stopniowo zamierał, ponieważ rodzina, choć z pewnym opóźnieniem, wyczuła między nimi konflikt. Catriona poczekała, aż w bibliotece znów zapanuje cisza, a potem chłodnym, wyważonym tonem rzekła stanowczo: - Ja, ze swej strony, nie zgadzam się jednak pana poślubić. Jego oczy pociemniały. Rysy twarzy jakby skamieniały. Przesunął się, a pozostałe osoby natychmiast zeszły mu z drogi. Podszedł do niej w milczeniu, ze stanowczym wyrazem twarzy