Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Dlaczego to zrobiłeś wczoraj wieczorem? - Bo jestem beznadziejnym głupcem. Tak słodko pachniesz, Victorio, tak kobieco. - Poczuła, że zaczął delikatnie skubać jej ucho zębami. - Nie mogę nic zrobić - powiedziała po paru chwilach rozkoszowania się doznaniami. - Całe ręce mam oblepione. - Nie szkodzi. A teraz powiedz, że mnie nie nienawidzisz. - Nie nienawidzę cię. Przynajmniej w tym momencie. Coś musi być ze mną nie w porządku. Powiedziała to z zaniepokojeniem, więc pocałował ją w szyję. - Niczego więcej nie zrobię, bo inaczej ten chleb nigdy nie trafi do piekarnika. Dobrze? Wolałaby, żeby nie przerywał. Gwizdać na przeklęty chleb! Przywołała się jednak do porządku, w końcu była damą, dziewicą i tak dalej, więc nie powinna mieć ochoty na to, by kochać się w kuchni. - Dobrze - wykrztusiła w końcu. Rafael ponownie pocałował ją w szyję i odstąpił od niej na krok. - Teraz powinniśmy dolać trochę wody. Robiła wszystko według jego instrukcji. Jego męska duma była połaskotana faktem, że ręce Victorii lekko drżały. Oboje zgodzili się, że skończony produkt nie był w pełni zadowalający, ale i tak lepszy od wyrobów pani Ripple. Zjedli ciepły chleb w kuchni, smarując go masłem i dżemem truskawkowym. Pomiędzy jednym kęsem a drugim Rafael opowiadał Victorii o jednej ze swoich przygód w pobliżu Gibraltaru, na Morzu Śródziemnym. Victoria słuchała go jednym uchem. Wydawało się, że nie może oderwać wzroku od jego ust. - Victorio, o co chodzi? Mrugnęła i zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy. - Twoje opowiadanie jest fascynujące - powiedziała. - Nawet przez chwilę nie zwracałaś uwagi, na to, co mówiłem. Opowiadałem ci tę historię specjalnie, ponieważ nie dotyczyła żadnych misji ani zadań, które miałem wykonać. Dotyczyła jedynie prostych transakcji handlowych i zarabiania pieniędzy. - Przerwał na chwilę, przygotowując się do wypowiedzenia kluczowej kwestii. A jeśli w najgłębszych zakamarkach umysłu nadal był bardzo jej niepewny? - Wierzę ci i ufam. Chcę, żebyś była moją żoną. Chcę, byśmy skonsumowali nasze małżeństwo. Teraz - powiedział swoim najspokojniejszym kapitańskim tonem. Wpatrywała się w niego, zwilżając nagle suche usta. Rafael uznał ruch jej różowego języka za dość fascynujący. - Za jednym zamachem - powiedziała w końcu - powiedziałeś dwa niezwykle ważne oświadczenia. Zapytam więc najpierw: dlaczego? Może dlatego, że upiekliśmy razem chleb, już nie uważasz mnie za ladacznicę? - Nie uważałem cię za nią już przed naszą wizytą w kuchni. Czekała, ale on nie dodał nic więcej. Zmarszczyła brwi. - Być może uznałeś, że nie jestem ladacznicą, ponieważ jadłam ciepły chleb z dokładnie taką ilością masła, jak potrzeba? - Nie. - Cóż, pomyślał Rafael, jeśli się już skłamało, to trzeba być konsekwentnym. - Zdałem sobie sprawę, że jesteś tak szczera i niewinna jak małe dziecko. I masz rację. To, że prawie się roztapiasz pod moim dotykiem oznacza, że reagujesz w ten sposób na mnie, Rafaela Carstairsa, twojego męża i świetnego kochanka. Przerwał na chwilę, by ocenić efekt swojej wypowiedzi. - Myślałam o tym, wiesz - powiedziała cicho, spuszczając wzrok. - Kiedy całował mnie Damien, wzbudzało to we mnie obrzydzenie. Jeśli chodzi o Davida Esterbridge'a, nie czułam zupełnie nic. Uznałabym to za nudne, gdyby sytuacja nie była tak osobista i intymna. Spojrzała na niego. - Przypuszczam, że to, co się dzieje, gdy ty mnie całujesz, to magia. Ty jesteś magią. Był poruszony; nie mógł się powstrzymać. Jej słowa brzmiały całkowicie szczerze, z jej oczu biła uczciwość. Ale czy to możliwe, by kobieta tylko na jednego mężczyznę reagowała z taką dzikością, z taką pasją? Coś niewytłumaczalnego, co istnieje tylko pomiędzy dwojgiem konkretnych ludzi? To brzmiało dla niego absurdalnie. On reagował tak samo na każdą kobietą, z którą się kochał. Pamiętał Victorie sprzed swojej rozmowy z Damienem. Nawet raz nie zwątpił w jej cnotę, ale z drugiej strony nie całował jej też ani nie pieścił. - Myślę, że raczej to my we dwójkę tworzymy tę magię. Uśmiechnęła się do niego słodko, olśniewająco, a on natychmiast dostał erekcji. - A ta druga rzecz? - powiedział Rafael i jego własny głos wdał mu się bardzo ostry. - Skonsumowanie naszego małżeństwa? - To dość formalne określenie, ale niech będzie. - Nawet... nawet nie ma jeszcze pory lunchu. Wzruszył ramionami i szelmowsko błysnął białymi zębami w uśmiechu