Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wreszcie ktoś okazuje się najlepszy. Kardynał, zanim zamoczy pióro, na najbliższej audiencji u papieża, jak mu ona wypada z turnusu, zapoznaje go z rezultatem ankiet. Jeśli papież nie zgłasza obiekcji, nominacja jest podpisana. O ile zasada egzaminów, konkursów, ankiet nieobca jest gdzie indziej, co najwyżej barierka jest tu wyższa, bo potrzebne aż dwa doktoraty, druga zasada, ta, której treścią jest troska o codzienną wzorową kondycję, nie jest chyba nigdzie, przynajmniej jeżeli chodzi o pracowników umysłowych, stosowana. Pracownik kurii zaczyna urzędować w czasie upałów o dziewiątej, o godzinie wpół do pierwszej jest wolny. Siedzi w biurze akurat cztery godziny. Tylko że on nie siedzi! Te cztery godziny pracuje z całym napięciem i skupieniem. Żadnych wizyt, żadnych rozmów, żadnych telefonów. Biura kongregacji nie znają także spóźniań, wypadów na miasto w czasie urzędowania, wychodzenia wcześniej. Ciekawy jest również ich statut urlopowy. W zasadzie wyjeżdżają na urlop wszyscy razem. Są to wielkie wakacje. Trwają pięćdziesiąt dni. Zaczynają się 10 września, kończą 31 października. Na ten czas kuria zapada w sen jesienny. Mącą ciszę jej biur kroki nielicznych monsig-norów i minutantów, którym prefekci polecili na wszelki wypadek zostać. Dostaną oni za to, kiedy zechcą, urlop dodatkowo. Roboty nie mają żadnej. Każdy bowiem dobry pracownik kurii, a w zasadzie nie ma ona złych, tak prowadzi wszystkie swoje sprawy, by w przededniu wyjazdu na urlop oddać je do archiwum, zaopatrzone literami p.a., co oznacza do zwrotu posf a q u a s. To jest ,,po wodach", oczywiście mineralnych. Regułą bowiem jest płynącą nie z nakazu, ale z wymogów tego tajemniczego, magicznego, o którym tak często słyszy się w Rzymie, stylu kurii, by przez te pięćdziesiąt wolnych dni pić wodę. Jest to tak ogólnie wszystkich obowiązujące, że słowo aquae jednoznaczne jest ze słowem wakacje. Nie są to jedyne wolne dni. Świąt i galówek mają pracownicy kurii mnóstwo. Mają wolne w rocznicę wyboru papieża, w rocznicę jego koronacji i w rocznicę śmierci poprzedniego papieża. Mają wolne dni, w których odbywa się kon-systorz (z tego tytułu nie bardzo się za Piusa XII nawywczasowali, bo tylko dwa razy). Mają wolny ostatni dzień roku. W niedzielę i w normalne katolickie dni świąteczne biorą udział w nabożeństwach. Ale z okazji większych świąt zawsze się im okroi trochę dodatkowego czasu wolnego. Tak na przykład w okresie Wielkiej Nocy biura nie oglądają przez tydzień. Również co dwa lata mają prawo się z biura wydalić na tydzień na fundamentalne rekolekcje. Mogą też, jeśli ich praca na to pozwoli, prosić co miesiąc o dwa dni wolne na „skupienie się". Ciekawe jest, że ten zmitygowany reżym, w którym L. widzi głównie troskę o kondycję podczas pracy, reżym polegający na krótkim dniu biurowym, na ciągłych świętach i dniach wolnych, na ogromnych wakacjach, z reguły kuracyjnych, czy kto chory, czy zdrów, dotyczy wszystkich. Nie tylko wielkich z kierownictwa, nie tylko prefektów i sekretarzy świętych kongregacji, ale i ich najbliższych współpracowników, tworzących wraz z pryncypalem kongregacji tzw. congresso, to jest jej paroosobową główkę, która rozstrzyga sprawy prostsze bez przedkładania ich plenum kongregacji. Z różnych przyczyn zwą się oni różnie w różnych kongregacjach, a więc asesorami, podsekretarzami, substytutami, a w Sw. Oficjum komisarzami. Są to wszystko bardzo ważni monsigno-rowie. Niektórzy już w randze biskupów czy arcybiskupów. Krok ich nieraz dzieli od kardynalskiego kapelusza. Dobrodziejstwo wspomnianego reżymu sięga dalej. Dotyczy wszystkich. Dotyczy nie tylko tych większych, ale także tzw. funkcjonariuszy mniejszych (minores). A więc i tych nazywających się po włosku minułanti lubąiutanti di studio czy oiliciali, znów różnie w różnych kongregacjach, a po łacinie iniormałores. Byliby to nasi referenci. A więc i kopistów, kaligrafów i dak-tylografów (po łacinie zwą się wszyscy: scriptoies ammanuenses). A więc i protokolantów, i archiwistów. A także tych, którzy po wiosku zwą się raggionieri, a po łacinie rationatores lub computistae. A na koniec i zwących się cursores lub janitores, pod którymi należy rozumieć naszych gońców i woźnych. Można nawet powiedzieć, że w tej najsprawniejszej, jak twierdzi L., instytucji biurokratycznej na świecie z pełni wspomnianych dobrodziejstw korzystają głównie oni. Nie obala to absolutnie tezy L. Fakt jest jednak faktem, że nie bardzo widzę, jak na przykład tak klasyczny kardynał kurii, jak Canali – członek dziewięciu kongregacji, Wielki Peniten- cjariusz Apostolski, członek Trybunału Sygnatury, przewodniczący Komisji Państwa-Miasta Watykańskiego, wiceprzewodniczący dwu innych: Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej i Komisji Administracji Specjalnej, sekretarz kardynalskiej Komisji Nadzoru nad Instytutem Dzieł Religii, Wielki Przeor Komandorii Rzymskiej Świętego i Suwerennego Jerozolimskiego Zakonu Świętego Grobu Jerozolimskiego oraz protektor ze dwudziestu zgromadzeń zakonnych i bractw religijnych rozsianych po całym świecie – może korzystać z równym spokojem z wolnych dni, świąt, urlopów i galówek, z jakim korzysta ze swoich byle cursor czy janitor. To, że w tym punkcie rzecz nie wychodzi, nie obala tezy L. Nie tyle może tezy, co oczywistej prawdy, na którą on u pp. B. rzucił światło. Prawdę o tym, że w kurii tak to jest uregulowane, by pracownik był w możliwie najlepszej l! kondycji umysłowej i fizycznej. Zdrów, wypoczęty i wyostrzony. Ale trzecia zasada (pierwsza – kompetencja, druga – kondycja) jest dla mnie najbardziej rewelacyjna. Tu bowiem leży istotny sekret kurii. Zresztą i L. jest tego samego zdania, mówiąc o kurii w terminach trustu mózgów i zachwycając się fantastyczną przelotowością materiału przez mechanizm tego trustu. Sekret ten polega na wyłuskaniu w każdym indywidualnym wypadku jądra sprawy, jądra zachodzącej wątpliwości oraz, by się tak wyrazić, podanie tego jądra w sposób jak najłatwiej i jak naprędzej strawny. Ciekawa rzecz, że równie wielki nacisk kładzie się w kurii na stronę merytoryczną tego sposobu, co na jego stronę formalną. Strona merytoryczna sposobu to owo wydobywanie na wierzch meritum sprawy, meritum zachodzących wątpliwości. Strona formalna zaś to przedkładanie sprawy kardynałom w wyciągu z reguły drukowanym