Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną. - Mogę cię nominować na Złotą Rączkę Roku - zaproponowała. - Dziękuję. Czy chcesz, żebym ci pokazał, co jeszcze potrafię robić moimi narzędziami? - O, tak. - Położyła dłoń na jego wyprężonym członku. - Bardzo chętnie zabawię się twoimi narzędziami. Kiedy w nią wszedł, potwierdził swoje początkowe przypuszczenia. Wszystko doskonale pasowało. Jakby była dla niego stworzona. Słyszała deszcz uderzający o dach. Otworzyła oczy i zobaczyła tuż przed sobą wzór dywanu. Thomasa już przy niej nie było, ale nie zmarz ła, mimo że była naga. Thomas przykrył ją kocem. I dołożył drew do kominka. Ogień palił się jasno, rzucając na dywan i kanapę złoty blask. Usłyszała, że Thomas zamyka kuchenną szafkę i otwiera lodówkę. Chwilę później zadźwięczały sztućce. 119 - Nie śpisz? - zawołał znad lady, która rozdzielała dwa pomieszczenia. - Nie. - Głodna? - Tak. - Masz szczęście. Mogę cię nakarmić. - Nie jestem pewna, czy mogę się ruszać. - Mnie się udało. Ty też dasz radę. Usiadła ostrożnie, owinięta w koc, i oszacowała stan swego ciała. Niektóre części były lekko obolałe, inne -trochę sztywne. Ale czego można się spodziewać, jeśli człowiek kocha się na podłodze, pomyślała. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Poprawka. Nie kochali się na podłodze. Uprawiali seks na podłodze. Najważniejsza jest właściwa terminologia, upominała samą siebie. Ale nie miała ochoty zajmować się w tej chwili semantyką. Było jej dobrze. Spokojnie. I czuła się usatysfakcjonowaną ponad wszelkie marzenia. Zorientowała się, że Thomas obserwuje ją z nieukrywanym rozba wieniem. Miał na sobie spodnie i rozpiętą koszulę. - Pomóc ci? ~ Wydaje mi się, że sama dam sobie radę. - Poprawiła koc i wsta ła. - Widzisz? - powiedziała z uśmiechem. - Gratuluję. - Dziękuję. Gdzie jest łazienka? Oparł się łokciami o ladę i wskazał gestem głowy korytarz za jej ple cami. - Tam. - Mogę wziąć prysznic? - Jak najbardziej. Otworzyła pierwsze drzwi z przedpokoju, wymacała ręką przycisk i zapaliła światło. Ściany łazienki były pokryte od podłogi do sufitu niebiesko-białymi kafelkami ułożonymi w wymyślny wzór. Odkręciła wodę i pozwoliła jej lecieć, aż niewielkie wnętrze wypeł niło się parą. Kiedy była pewna, że woda jest dość gorąca, rzuciła koc, odsunęła zasłonkę i weszła pod prysznic. Przez cały czas myślała o tym, co się niedawno wydarzyło. Dobry seks. Należało pamiętać o właściwej klasyfikacji wydarzeń. Tho mas nie krył się przed niąze swymi poglądami na temat małżeństwa i dzieci. Wspaniały seks. Nagle zrozumiała, co czuła Alicja, kiedy znalazła się po drugiej stro nie lustra. Świat teraz, po namiętnych chwilach spędzonych w ramionach Thomasa Walkera, był zupełnie inny. 120 Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, dopóki odgłos otwieranych i zamykanych drzwi łazienki nie wyrwał jej z zamyślenia. Thomas odsunął zasłonę. Otaczały go kłęby pary. Obrzucił ją leni wym spojrzeniem od stóp do głów. - Wszystko w porządku? Spojrzała na niego, marszcząc brwi. - Oczywiście. Dlaczego? - Tylko się pytam. Jesteś tu już dość długo. - Przepraszam. - Pospiesznie zakręciła wodę. - Przyniosłem ci szlafrok. Prawdopodobnie ciut za duży, ale czysty. Dekę podarował mi go pewnego roku na gwiazdkę. Nigdy go nie nosiłem. - Dziękuję. Podał jej ręcznik kąpielowy. Szukała w myślach jakiegoś dowcipne go i eleganckiego komentarza, jaki wypowiedziałaby współczesna świa towa kobieta, kąpiąca się w łazience faceta, z którym niedawno uprawia ła seks. - Ładne kafelki - mruknęła. - Dziękuję. - Obrzucił ścianę za jej plecami krótkim krytycznym spojrzeniem. -- Tak, wyszło całkiem nieźle. Na pewno dobrze się czu jesz? - Pysznie. Pokiwał głową z powątpiewaniem. - Zobaczę, jak tam kolacja. Zaczekała, aż wyszedł, a potem odwróciła się, żeby przejrzeć się w lustrze, z nadzieją, iż nie jest cała czerwona i nie ma potarganych wło sów. Piętnaście minut później, czując się prawie normalnie, Leonora wło żyła gruby duży szlafrok i odważyła się wyjść z łazienki. Znieruchomiała w wejściu do dużego pokoju na dźwięk niskich mę skich głosów. - Dlaczego, do cholery, to leżało za starym katalogiem? - spytał Dekę. Siedział na jednym z barowych stołków, tyłem do niej. Przed nim stała butelka piwa. Jedną ręką sięgał do torebki z krakersami. Wrench siedział na podłodze obok stołka, obserwując drogę krakersów, wyraźnie gotowy do interwencji, gdyby któiyś spadł na dół. - Skąd mam wiedzieć - mruknął Thomas. Opierał się o ladę od strony kuchni