Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wynajął dwuosobową łódź podwodną Delta Oceanographic, którą przetransportowano samolotem ze Stanów Zjednoczonych specjalnie po to, żeby zamknąć ostatni rozdział historii „Warataha”. Gdy zespół przybył na stanowisko badawcze, zaczęło narastać podniecenie. Przetestowano z pozytywnym skutkiem wszystkie systemy, pogoda była sprzyjająca, wiał lekki wietrzyk, a morze było spokojne. Emlyn nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Niewiarygodne, ale nawet osławiony prąd Agulhas jakby spuścił z tonu. Patrząc na niezmącone morze, Emlyn pomyślał, że to jest zapewne jakiś znak. Warunki były za dobre, żeby miało się to odbyć bez udziału siły wyższej. Razem z Davem Slaterem wcisnęli się do łodzi podwodnej. Gdy tylko oddali cumy, Slater skierował łódź na dno morza. Widoczność wynosiła ponad 30 metrów. Stojący na równej stępie wrak statku pojawił się w polu widzenia. Niestety to, co zobaczyli, nie odpowiadało ich oczekiwaniom. Przez iluminator łodzi podwodnej dostrzegli czołg stojący na dnie morza. Byli wstrząśnięci, nie wierzyli własnym oczom. - To nie jest „Waratah”. Powtarzam, to nie jest „Waratah” - oszołomiona ekipa na statku badawczym usłyszała przez radio głos Slatera. Popłynęli wzdłuż kadłuba i wznieśli się na wysokość głównego pokładu. Czołgi z działami wycelowanymi w ciemność stały tam, gdzie ustawiono je w czasie załadunku. Oczywiście na „Waratahu” nie mogły znajdować się czołgi, skoro I wojna światowa wybuchła pięć lat po jego zatonięciu. Należało zaakceptować oczywisty fakt, że odnaleziony wrak to nie brytyjski statek pocztowy „Waratah”, który zatonął w 1909 roku. Okazuje się, że widzimy to, co chcemy widzieć. Ogólna charakterystyka i wymiary obu statków były bardzo podobne. Sprawozdania nurków i obrazy uzyskane sonarem zostały źle zinterpretowane. To, co Emlyn odkrył, było statkiem handlowym z czasów II wojny światowej, storpedowanym przez niemiecki U-Boot. Naliczono jedenaście czołgów i całe stosy broni ręcznej. Emlyn i Slater szukali czegoś, co pomogłoby zidentyfikować zatopiony statek, ale niczego nie znaleźli. Emlyn i jego zespół w minorowych nastrojach wrócili do Kapsztadu. Późniejsze badania wykazały, że statkiem, którym się zajmowaliśmy, był „Nailsea Meadow”, frachtowiec o wyporności 4926 BRT. Wiózł ładunek czołgów i innego wojskowego sprzętu dla 8. Armii generała Montgomery’ego. Płynął na północ, w stronę Kanału Sueskiego, gdy w 1942 roku został storpedowany przez U-196. Jak wiele statków odnalezionych przez NUMA, znajdował się nie tam, gdzie powinien. Udokumentowane świadectwa lokalizowały miejsce jego spoczynku 6 kilometrów na północ. Gdzie więc był „Waratah”? Dlaczego wszystkie źródła zebrane przez lata wskazywały na tę lokalizację? Obecnie sądzimy, że stary liniowiec spoczywa znacznie bliżej brzegu. Zawsze tak myślałem, gdyż wydawało mi się niemożliwe, żeby Roos zobaczył „Waratah” przez 117-metrową warstwę wody. Bardziej prawdopodobne było, że głębokość w tym miejscu wynosiła 50 metrów. Raczej nie ma wątpliwości, że Joe Conquer widział, jak statek z czarnym kadłubem i żółtymi nadbudówkami przewraca się i tonie podczas gwałtownej burzy. Jeśli zarówno on, jak i Roos mają rację, to „Waratah” spoczywa znacznie bliżej brzegu niż „Nailsea Meadow”, odnaleziony przez Emlyna. Emlyn nie zaprzestał wysiłków, żeby rozwiązać tę tajemnicę. Na początku 2001 roku przeprowadził z helikoptera badania wstępne akwenu u ujścia Xary. Jego podstawowym celem było ustalenie granic, w których, gdy tylko polepszy się pogoda, należy przeprowadzić poszukiwania za pomocą sonaru. Nadal mam wielkie zaufanie do Emlyna i jego zespołu NUMA. Poszukiwania będą trwały, ale, jak do tej pory, „Waratah” nie zdradził swojej tajemnicy. CZĘŚĆ X RMS „CARPATHIA” 1 Spiesząc na ratunek 1912, 1918 - Mostek! - operator radiostacji Harold Cottam krzyknął w rurę głosową. Minęło kilka sekund, zanim usłyszał huczący głos pierwszego oficera „Carpathii”, Milesa Deana. - Tu mostek, słucham. - Otrzymałem sygnał CQD - powiedział operator. - CQD, z jakiego statku? - Chwileczkę, zaraz dostroję odbiornik - odparł Cottam. Natężając słuch, Dean wychwycił przez rurę słabe, nierówne dźwięki radiostacji. Kabina radiooperatora znajdowała się o niecałe 100 metrów w stronę rufy, ale Deanowi zdawało się, że źródło dźwięków odległe jest o milę. Trzymając ucho blisko wylotu rury omiótł morze lornetką. Księżyc w pełni odbijał się od wody, co sprawiało, że widoczność była dobra. Deana martwiły raporty o górach lodowych. Już dwa razy tej nocy nakazał zmianę kursu i nadal zachowywał czujność. - Sir, mam teraz pełną depeszę - powiedział Cottam. - To „Titanic”. - Co z nim? - zapytał Dean. - Uderzył w górę lodową - odparł radiooperator - zgłasza, że tonie. - Na jakich współrzędnych? - Szerokość północna 41 stopni, 46 minut - odczytywał radiooperator - długość zachodnia 50 stopni, 41 minut. - Bądź w pogotowiu - powiedział Dean. Podbiegł do stołu z mapami i zaznaczył na mapie pozycję. - Przekazać na „Titanica”, że jesteśmy w odległości 48 mil - powiedział. - Wyjaśnić, że z powodu gór lodowych na tym obszarze nie możemy rozwinąć pełnej prędkości. - Ile to zajmie czasu? - zapytał radiooperator