Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. Znałam jego myśli tak dobrze, jak gdyby przełożył je na słowa. Nie honor nam było zezwolić, aby taka broń pozostała w rękach jednego z Wysłańców Ciemności. Rogear nie tylko jechał ze zbrojną strażą gotową zabijać, ale udowodnił, że potrafi też zmusić Gryfa, aby mu służył. - Panie mój, co możemy zrobić, by go znowu odzyskać? - zapytałam. Ponieważ całe moje zaufanie pokładałam teraz w tym mężczyźnie (o ile można go było zwać rnężcżyzną). - Na razie... - wielkie zmęczenie brzmiało w jego głosie - niewiele, obawiam się. Może Rudo lub Angarl pójdą jego tropem i sprawdzą, w którą stronę się udał. Ale my nie możemy jeszcze iść za nim... Po raz wtóry wydało mi się, że znam jego myśli. Musiał żywić nadzieję, że wzrok mu wróci, albo też posiadał jakąś swoją własną moc, którą mógł wezwać na ratunek. W tej sprawie winien dowodzić on, a ja będę mu towarzyszyć jako giermek - ponieważ to zadanie, albo i przyszła bitwa, było tak samo moją rzeczą jak i jego. Wskutek mojej nieostrożności Gryf wpadł w ręce Rogeara. Dlatego powinnam przyczynić się do odebrania go. Głowa bolała mnie okrutnie i Nalda przyniosła czarkę naparu ziołowego, który kazała mi wypić. Podejrzewałam, że to mnie uśpi i chciałam odmówić. Lecz Amber namawiał mnie, bym piła i nie potrafiłam się sprzeciwić jego woli. Potem Nalda obiecała zrobić mu świeży opatrunek z maści; używała jej na oparzenia. Nie uwierzył chyba, że może mu pomóc, ale pozwolił, aby wzięła gó za rękę i wyprowadziła. Zasypiałam właśnie, gdy weszła Yngilda. Stanęła nad moim posłaniem i spojrzała z góry na mnie, jakbym w przeciągu kilku godzin zmieniła się na twarzy. - Więc twój mąż zginął, Joisan - rzekła. Wyczułam zadowolenie w jej słowach. To, że i mnie się nie poszczęściło, musiało znaczyć dla niej wiele. - Zginął. - Nie czułam niczego. Przez osiem lat Kerovan był dla mnie zaledwie imieniem. Pozostał tylko imieniem. Jak można się smucić z przyczyny imienia? Natomiast radowałam się, iż podświadomie nie lubiłam oszusta. Rogear nie był mi panem, nie musiałam czuć się winna, że nie jest mi przykro, ponieważ nie lubiłam go ani nie ufałam mu. Mój małżonek nie żył i tak naprawdę to nigdy dla mnie nie istniał. = Nie płaczesz? - Patrzyła na mnie z chytrą złośliwością, którą tak często u niej widziałam. - Jak mam płakać za kimś, kogo nigdy nie znałam? zapytałam. Wzruszyła ramionami. - Należy pokazywać uczucie - oskarżyła mnie. Już nie zobowiązywały nas zwyczaje dworskie, teraz gdy nasz świat zalała czerwona fala wojny. Gdybym była w Ithkrypt, owszem, dotrzymałabym wymaganego terminu żałoby jak przystało. Tutaj nie musiałam postępować według tych prawideł dla zachowania pozorów. Przykro mi było, że zginął prawy mąż, i to zgładzony przez własnych krewnych, ale tylko na tyle żałoby było mnie stać. Wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni pas materiału zszyty w woreczek. Czułam jak pachnie i poznałam, że to jeden z woreczków ziołowych, które wkładało się pod poduszki cierpiącym na ból głowy. - Mojej matki, ale jej on dzisiejszej nocy nie będzie potrzebny - powiedziała oschle, jakby sądziła, iż nie zechcę go przyjąć. Byłam zdziwiona, owszem, ale nie zanadto. Może teraz, gdy byłyśmy równe wobec świata, Yngilda nie będzie mnie uważała za szczęśliwszą i się zmieni? Podziękowałam jej i pozwoliłam, by wsunęła mi woreczek pod głowę i aby ciepło mojego ciała wyzwoliło kojący zapach. Napar z ziół działał. Trudno mi było trzymać oczy otwarte. Pamiętam, że Yngilda obróciła się do drzwi, a potem... musiałam zasnąć. Kerovan - Nalda, to ty? - Obróciłem głowę, chociaż nie mogłem widzieć. - Tak, panie - mówiła rażnie i wdzięczny jej byłem za ten ton. Nie było w nim nic z litości, jedynie pewność siebie kogoś, kto od dawna pielęgnuje w chorobie i ufny w swe umiejętności spodziewa się wyleczenia. - Lady Joisan? - Śpi, panie. Po prawdzie prawie nic się jej nie stało, tylko cios był mocny. Ale nie ma złamania ani innej rany. - Czy pogoń już wróciła? - Nie, ale wkrótce ściągną. Teraz, panie, tu mam zupę. Mąż musi napełniać swój żołądek, jeżeli chce utrzymać siłę. Otwórz usta... Karmiła mnie łyżką, jakbym był dzieckiem. Nie mogłem nawet powiedzieć "nie". Lecz gorzała we mnie wściekłość przeciw temu, co się stało i ponura żałość, że niczego dla siebie nie mogłem uczynić. Nalda zaprowadziła mnie do mojego posłania i położyłem się. Lecz mimo zmęczenia nie udało mi się zasnąć, nawet odpocząć. Leżałem napięty jak ktoś, kto lada chwila spodziewa się wezwania do broni- chociaż może nigdy już za broń nie chwycę. Pomyślałem o Joisan, o jej pragnieniu odzyskania Gryfa. Wiedziałem, że ma rację, że powinniśmy odebrać go Rogearowi. Jego nie zmiótł żywioł wichru i fali. Czy wobeć tego i inni ocaleli - Hlymer, który mi nie był prawdziwym bratem, Pani Tephana, Lisana? Uniosłem ręce do bandaża na oczach. Był wilgotny, a ja miałem pewność, że zda się na nie. Rogear... jeżeli przyjechał za Gryfem, skąd mógł wiedzieć, jeżeli nie od Riwala czy Jagona, że trafił on do Joisan? :Po co naprawdę tu przyjechał? Wiedziałem tak mało, gdy przede wszystkim potrzebne mi były wiadomości. Oparłem ramię na czole, wierzchem przegubu dotykaj;Jc bandaża. Nie wiem; kiedy to się zaczęło, ale przykre myyli rozpierzchły się i uświadomiłem sobie, że coś się dzieje. Zapięstek! Joisan powiedziała, że to on zwyciężył promieni z kuli. A teraz od niego... Usiadłem i zdarłem bandaa. Tam, gdzie napięstek dotykał mego ciała, czułem ronchodzące się ciepło. Może wiedziony instynktem, a może p a m i ę c i ą przycisnąłem ten pasek sporządzony z dziw~nego metalu do zamkniętych powiek, najpierw do prawego oka, następnie do lewego. Było to tak proste! Czemu to zrobiłem, nie wiem, ale spłynęło na mnie uczucie zadowolenia i odnowionej wiary w życie. Opuściłem rękę i otworzyłem oczy. Ciemność! Chciałem krzyczeć, pogrążony w bezdennej rozpaczy. Myślałem... żywiłem nadzieję... Wtedy odwróciłem głowę i... światło! Ograniczone... ale jest. Zrozumiałem, że siedzę w zaciemnionej komnacie, a światło dochodzi od drzwi. Czym prędzej wstałem i wyszedłem. Noc, owszem... ale nie ciemniejsza od innych nocy. Gdy uniosłem twarz do nieba... gwiazdy! Gwiazdy błyszczące jaśniej niż pamiętałem. Widziałem! Joisan! Natychmiast pomyślałem, że muszę się z nią podzielić moją radością. Rozejrzałem się po dziedzińcu i skierowałem do jej komnaty. W drzwiach widniała zaciągnięta zasłona i zatrzymałem się