Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

 SzukaBem ci, Wiero. BiegaBem po caBym mie[cie, zagldaBem w twarze wszystkich napotkanych kobiet.  I co? Jakie byBy te twarze?  zapytaBa Wiera.  N0 có|...  A wic dzieci  Czistiakowa rozBo|yBa bezradnie rce.  jak widz, rodzi si tutaj wielkie, radzieckie uczucie!... Nie bd przeszkadza twemu szcz[ciu, przyjacióBko.  Czistiakowa wstaBa.  Lena, nie odchodz daleko  poprosiBa Wiera. Czistiakowa przysiadBa si do ssiedniego stolika. M|czyzna w skórzanej kurtce a| zaniemówiB z wra|enia.  Szcz[cie jest jak wróbel, co siedzi na drzewie  zadeklamowaBa Czistiakowa.  Zadr| li[cie lekko  gdzie| on jest?  Nikt nie wie... Sama to uBo|yBam. Zwietne, prawda?  Ogólnie rzecz biorc... tak  zgodziB si m|czyzna.  Chcesz jednego?  Wiera zaproponowaBa Sierio|y papierosa. PokrciB przeczco gBow i zapytaB:  Bdziemy tak tutaj siedzie?  Mo|emy pój[ do kina  odparBa Wiera.  Skd pan tyle wie o zwyczajach w In- 34 diach?  zapytaBa Czistiakowa, z trudem powstrzymujc si, |eby nie spojrze na Wier. Wiera wiedziaBa, |e teraz wszystko bdzie tak, jak on zechce. Dla niego te| byBo to jasne... Wiera byBa zupeBnie bezsilna. POKÓJ w akademiku byB bardzo zaniedbany. Farba odpadaBa ze [cian. Reprodukcja ikony Matki Boskiej z Dziecitkiem w maBej ramce, z pchlego targu. W kcie bez maBa 20 pustych butelek po szampanie. Wiera i Siergiej le|eli na wskim, skrzypicym Bó|ku.   % Która godzina?  zapytaBa Wiera. Siergiej zapaliB lamp na stole:  Jedenasta!  O rety!  krzyknBa Wiera i podbiegBa do drugiego Bó|ka, na które rzuciBa wcze[niej swoje rzeczy. UbraBa si w okamgnieniu.  Jak stra| po|arna na syrenie!  zauwa|yB Siergiej z podziwem.  Mam ci odprowadzi?  Tylko nie to! Jeszcze nas ssiedzi zobacz! Rodzice mnie zabij! Wiera podeszBa do Siergieja. Le|aB na Bó|ku z rkami skrzy|owanymi pod gBow i u[miechaB si. Jego jasne wBosy byBy w zupeBnym nieBadzie. Wiera nachyliBa si i pocaBowaBa go.  Koniec  westchnBa.  Musz pdzi... 3* 35 ' Uwa|aj, nie potknij si! Wychodzc, Wiera wziBa ze stoBu pust butelk po szampanie i odstawiBa j do kta. Przy drzwiach odwróciBa si raz jeszcze i patrzc na Siergieja zapytaBa:  Kochasz mnie?  No jasne   % odpowiedziaB. WIERA zbiegBa po schodach. Nagle przyszBa jej na my[l piosenka, któr zawsze z Czistiakow [piewaBy na przerwach w szkole:  Widziano krowy idce posBusznie w grupie do wodopoju! O co za wstyd! O co za wstyd". Przystanek tramwajowy znajdowaB si w pobli|u akademika. Tramwaj wBa[nie miaB ruszy, ale motorniczy zobaczywszy biegnc Wier, otworzyB tylne drzwi. WIERA mieszkaBa na lewym brzegu miasta. PóB godziny drogi std. Niewielka rzeka, pBynca obok fabryki, dzieliBa -miasto na prawy i lewy brzeg. To przez t rzek mBodzie| z miasta podzieliBa si na dwa wrogie obozy. A kiedy kto[, z jednej lub drugiej strony, odwa|yB si pokaza na podwórku wroga, nie certolono si z nim dBugo