Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Niedobrze teraz wyruszać w podróż. Przez chwilę zastanawiałem się, czy aby nie czyta w moich myślach. - Rzeczywiście - przytaknąłem. - Chodź do naszego szałasu. Damy ci jeść. Kiedy śnieg przestanie padać, wyruszysz w drogę. Przez moment zawahałem się, ale zbyt świeże było jeszcze wspomnienie przeraźliwego zimna, jakiego doświadczyłem podczas noclegu pod gołym niebem. Skinąłem głową na znak zgody i w tej samej chwili cała czwórka uśmiechnęła się (są znacznie bardziej urodziwi, kiedy się uśmiechają) i wyraźnie uspokoiła. Śnieg nie przestawał padać, a my pół minuty później dotarliśmy do czekających na stoku kobiet i dzieci. Wszyscy obskoczyli mnie dookoła, dziwiąc się memu niezwykłemu ubraniu i poszturchując się nawzajem, zdaje się, że dla zabawy. Są ubrani znacznie gorzej, niż plemię Długiego Noża. Chodzą boso po śniegu, większość ma ręce gołe aż po łokcie. Dzieci niemal bez wyjątku biegają nago i całe pokryte są puszystym włosem, który w miarę ich dorastania zmienia się w mocno przerzedzoną szczecinę. Najstarszy i najwyższy z nich nazywa się Poszukiwacz Gniazd i jest o pół głowy niższy ode mnie. Wszyscy jednak są barczyści, a na ich rękach i nogach widać węzły stalowych mięśni. Poszukiwacz Gniazd i jeszcze jeden mężczyzna otwierali pochód, w środku szły kobiety, dzieci i ja, na końcu zaś pozostali dwaj mężczyźni, i w ten sposób dotarliśmy do szałasu, w którym jestem teraz. (Martwię się trochę o sanie, tym bardziej że nie zdjąłem żagla, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek miał ochotę wychodzić w zamieć, jaka szaleje na zewnątrz. Poza tym dawno już musiał przysypać je śnieg.) Szałas zrobiony jest z gałęzi. Wydaje mi się, że chyba jednak lepiej mieszka się w chatach ze skór. Gałęzie opierają się o rusztowanie składające się z dwóch drzew i przymocowanego do nich, siedmiometrowej może długości, drąga. Dziura w jednej ze ścian służy jako drzwi, dym zaś z płonącego pośrodku niewielkiego ogniska wydobywa się na zewnątrz przez otwór, wytopiony w pokrywającej cały szałas warstwie śniegu. Cuchnie tu dymem oraz mocnym, słonawym odorem ciał ludzi nazywających siebie Pamigaka. Kiedy już weszliśmy do środka, kobiety pośpiesznie rozpaliły ogień i po chwili zostałem poczęstowany potrawą przyrządzoną z korzeni i liści; jako rodzaj deseru rozdzielono - jak mi się wydaje według systemu odzwierciedlającego obowiązującą tutaj hierarchię - kilkanaście niewielkich zwierzątek. Otrzymałem najokazalsze z nich, chyba ryjące, o charakterystycznym krótkim pysku. Drugie co do wielkości wziął dla siebie Poszukiwacz Gniazd, trzy następne wręczył pozostałym trzem mężczyznom, resztę zaś, na którą składały się głównie okazy wielkości myszy, rozdał swoim ulubionym kobietom i dzieciom. Zauważyłem, że najstarsza, okryta łachmanami kobieta w ogóle nic nie dostała. Nazywa się Krwawa Twarz o Poranku i zdaje się być tu przedstawicielką absolutnych nizin społecznych, czymś w rodzaju pariasa. Skóry, które zdarliśmy ze zwierząt, ofiarowaliśmy kobietom, a następnie upiekliśmy mięso nad ogniem. Nigdy jeszcze nie miałem w ustach czegoś równie smacznego, toteż zjadłem prawie wszystko, łącznie z tym, co, jak mi się dotąd wydawało, zupełnie do jedzenia się nie nadaje. Zostawiłem tylko stopy, dłonie i wnętrzności. Ciemność, jaka panowała na dworze oraz noszący wszelkie znamiona kolacji posiłek zdawały się wskazywać na to, że jest już noc, chociaż w rzeczywistości musiało być dopiero około południa. To niezwykle gęsto sypiący śnieg powstrzymywał dopływ słonecznego światła. - A teraz nauczysz nas mądrości - powiedział Poszukiwacz Gniazd. Odparłem, że chyba niewiele mam im do zaoferowania. Skinął poważnie głową. - Oto pierwszy owoc mądrości: pokora. - To raczej ja chciałbym się czegoś od was dowiedzieć. Widzieliście Wielkie Sanie? Pokiwali głowami. Zauważyłem, że temat bardzo ich poruszył. - Jak dawno temu jechały? - Były tutaj, potem dzień ich nie było, a potem ty się zjawiłeś. Poznaliśmy po twojej twarzy i stroju, że jesteś z Wielkich Sari. Tak jak oni przypominasz Wiggikki, tylko że ty nie jesteś tak okrutny. - Kim są ci Wiggikki? - To myśliwi, którzy szybko biegają i śpiewają. Właśnie oni upolowali większość tych zwierząt. - Poszukiwacz Gniazd uśmiechnął się szeroko. - Polują dla nas, a gdy próbują zapolować na nas, wtedy pokazujemy im, że z nami nie przelewki. - Nie rozumiem. Jak to, polują dla was? - Mają taki zwyczaj, że kiedy zabiją jakieś małe zwierzę, zakopują je w śniegu, by przechować je tam do czasu, gdy będą wracać z polowania