Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ale te zmiany potencjałów elektrycznych nie są dla nich czymś w rodzaju uderzeń prądu, powiedzmy, lecz raczej czymś takim, czym dla człowieka jest dostrzeżenie najpierwotniejszego zjawiska optycznego lub akustycznego, ujrzenie czerwonej plamy, usłyszenie dźwięku, dotknięcie twardego lub miękkiego przedmiotu. Tutaj - podkreśla Dobb - można mówić już tylko analogiami, przywołaniami; głosić, że personoidy są "kalekie" względem nas, skoro nie widzą ani nie słyszą jak my, jest zupełnym absurdem, ponieważ z równym prawem można by orzekać, że to my jesteśmy zubożeni względem nich o umiejętność bezpośredniego doznawania matematycznej fenomenalistyki, którą wszak czysto intelektualnym tylko, umysłowym, wnioskującym sposobem poznajemy, tylko poprzez rozumowania z nią się kontaktujemy, tylko dzięki abstrakcyjnemu myśleniu "przeżywamy" matematykę. One w niej żyją, jest ona ich powietrzem, ziemią, chmurami, wodą i nawet chlebem, nawet żywnością, ponieważ one się nią w pewnym sensie "karmią". Tak więc są personoidy "uwięzione", hermetycznie pozamykane w maszynie wyłącznie z naszego stanowiska; jak one nie mogłyby przedostać się ku nam, w świat ludzki, tak i na odwrót, a symetrycznie, człowiek nie może żadnym sposobem wniknąć do wnętrza ich świata, aby w nim istnieć i doznawać go bezpośrednio. Matematyka stała się tedy w pewnych wcieleniach swoich życiową przestrzenią rozumu, tak uduchowionego, że totalnie bezcielesnego, niszą i kolebką jego egzystencji, jego bytowym miejscem. Personoidy są pod wieloma względami podobne do człowieka. Pomyśleć sobie pewną sprzeczność (że "a" i że "nie a") mogą, ale urzeczywistnić jej nie potrafią - tak samo, jak my. Na to nie zezwala fizyka naszego, a logika - ich świata. Gdyż jego logika jest taką samą ramą ograniczającą działanie, jak fizyka - naszego świata! W każdym razie - podkreśla Dobb - nie ma mowy o tym, abyśmy mogli do końca, introspektywnie, pojąć, co "czują" i co "przeżywają" personoidy, zajmujące się intensywnymi pracami w swoim nieskończonym Uniwersum. Jego zupełna bezprzestrzenność nie jest żadnym uwięzieniem - to bzdura wymyślona przez żurnalistów; na odwrót: ta bezprzestrzenność jest gwarantką ich wolności, ponieważ matematyka, którą wysnuwają z siebie "podniecone" do aktywności generatory komputerowe - a "podnieca" je tak aktywność samych personoidów - ta matematyka to niejako urzeczywistniający się przestwór dla dowolnych czynności, praktyk budowlanych lub innych, dla eksploracji, dla heroicznych wypadów, dla śmiałych wtargnięć, domysłów, jednym słowem: personoidom nie uczyniliśmy krzywdy, dając im na własność taki właśnie, a nie inny wszechświat. Nie w tym wolno upatrywać okrucieństwo, niemoralność personetyki. W siódmym rozdziale "Non serviam" przychodzi Dobb do zaprezentowania czytelnikowi mieszkańców cyfrowego uniwersum. Personoidy dysponują zarówno językiem artykułowanym, jak artykułowaną myślą, ponadto zaś - emocjami. Każdy z nich jest indywidualnością, przy czym ich wzajemne zróżnicowanie już nie jest prostą konsekwencją postanowień stwórcy-programisty, tj. człowieka. To zróżnicowanie wynika po prostu z nadzwyczajnej złożoności ich wewnętrznej budowy. Mogą być do siebie bardzo podobne, ale nie są jednak nigdy tożsame. Przychodząc na świat, zostają wyposażone w tak zwane "jądro" ("nukleus personalny"). Już wówczas posiadają dar mowy i myśli, ale w stanie rudymentarnym. Dysponują słownikiem, ale nader szczupłym, i posiadają umiejętność konstruowania zdań zgodnie z regułami narzuconej składni. Zdaje się, że można będzie w przyszłości nie narzucać im nawet tych determinant i oczekiwać biernie, aż same, jak pierwotna grupa ludzka w toku socjalizacji wytworzą mowę. Lecz ten kierunek personetyki natrafia na dwa kardynalne szkopuły. Po pierwsze, czas oczekiwania rozwoju mowy musi być bardzo długi. Obecnie musiałby trwać 12 lat, i to nawet przy maksymalizacji tempa wewnątrzkomputerowych przekształceń (gdyż, mówiąc obrazowo i bardzo grubo, jednemu rokowi ludzkiego żywota odpowiadałaby jedna sekunda czasu maszynowego). Po wtóre, i to jest kłopot największy, wytwarzająca się spontanicznie w "grupowej ewolucji personoidów" mowa będzie niezrozumiała dla nas i jej zgłębianie musi przypominać mozolne rozłamywanie zagadkowego szyfru, utrudnione dodatkowo tym, że wszak szyfry, jakie zwykle się odcyfrowuje, stworzyli ludzie dla innych ludzi, w świecie dzielonym rozszyfrowywaczami. Natomiast świat personoidów jest mocno odmienny w jakościach od naszego i przez to też język, najbardziej w nim odpowiedni, musi być daleko odstrychnięty od każdego języka etnicznego. Tak więc na razie kreacja ,,ex nihilo" jest tylko planem i marzeniem personetyków. Personoidy zderzają się, gdy już "okrzepną rozwojowo", z zagadką elementarną i dla nich najpierwszą - własnego pochodzenia