Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Widownia słucha jej popisów ze zniecierpliwieniem. Po artystce próbuje sił opowiadacz dowcipów. Idzie mu kiepsko - zdołał wycisnąć tylko zdawkowe „cha-cha-cha". I znowu Pathania. W ręce trzyma pudełeczko, zrywa celofan i pewnym ruchem wprowadza do jamy ustnej żyletki. Zmiażdżywszy je zębami - łyka i popija stężonym kwasem azotowym, który dawał przed chwilą do wąchania widzom. Na koniec zjada jeszcze miseczkę haceli. Koniec show. Widownia wiwatuje. Po co to wszystko? Pathania realizuje cel życia - chce zostać wpisany do Księgi Guinnessa, producenta piwa i wód gazowanych, który dla żartu i reklamy zaczął kiedyś rejestrować ekstrawagancje i pocieszne (ale nie tak niebezpieczne przecież) głupstwa. Pathania byłby w Księdze pierwszym Indusem. Wychodząc na scenę w kinie „Sargam" nie wiedział jeszcze, że Guinness nie wpisuje już do rejestru ekscesów, które polegają na zjadaniu lokomotyw, parostatków czy cyjanków potasu. 25 Po skończonym show sekretarz prasowy zaprasza na konferencję, a Pathania na koktajl. Uciekajmy! 8. Dhir Czandra od dzieciństwa pragnął doskonałości. Wydawało mu się, że gwałt to rzecz haniebna, chciał mówić prawdę, chciał być uczciwy i czysty. Wędrował po górach i lasach, aż spotkał mędrca, który mu wyjaśnił, że jego pragnienie to pierwsze stadium jogi. „Jeśli chcesz być doskonalszy - usłyszał - musisz przestrzegać nakazów zgodnych z tymi pragnieniami. Nie wolno ci stosować przemocy, nie wolno ci kłamać. Masz się wystrzegać pożądliwości. Jeśli chcesz być jeszcze doskonalszy - musisz opanować 8 400 000 figur cielesnych, spośród których 84 000 to postawy zasadnicze. Dominuje wśród nich 8 400. Zacznij od siadania w pozycji lotosu". Dhir Czandra dowiedział się potem, że kolejnym stopniem wtajemniczenia jest sztuka kontroli oddechu, dalej zaś - powściągliwość, potem koncentracja umysłu, wreszcie - medytacja, a w końcu jeszcze większa medytacja, która prowadzi do olśnienia. Uczył się tego przez całe lata, a kiedy wydawało się, że kolejne stopnie trudności zostały już pokonane - pojechał do Londynu i ukończył wydział prawa tamtejszego uniwersytetu, mówiąc zawsze prawdę, kontrolując oddech i szokując kolegów z roku wprawą, z jaką zawiązywał stopami krawat przed wyjściem na party, na którym wystrzegał się pożądliwości. Nadchodziła połowa lat osiemdziesiątych. Do Londynu w ślad za uczniem przyjechał jego mistrz i nauczyciel z Kaszmiru. „Po cóż ludzie pragnący doskonałości, jak Dhir Czandra, mają mnie szukać po górach i lasach Indii, kiedy mogę być do ich dyspozycji na miejscu" - pomyślał guru i założył w Londynie ośrodek jogi. O jodze pisze się zarówno w Upaniszadach jak i w wychodzącym w Bombaju lewicowym tygodniku „Blitz". Współcześni autorzy indyjscy zgodni są co do tego, że światowa kariera jogi zaczęła się wtedy, kiedy zainteresowali się nią Beatlesi. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Londyńskiego Dhir Czandra został wezwany do ośrodka przed oblicze mistrza. 26 - Wracaj do domu i przygotuj mi aśram, ponieważ Beatlesi nie chcą ćwiczyć medytacji w Londynie. Chcą to robić u źródeł, w Indiach. Po kilku tygodniach w mieście Rishikesh u podnóża Himalajów można było spotkać wszystkich reporterów indyjskich oraz większość korespondentów zagranicznych z Azji Południowej. Czekali przy potrójnej bramie aśramu z nadzieją, że ukaże się może za nią medytujący John Lennon. „Cóż to za humbug?!" - gorszył się Blitz - „to ma być joga? Tam jakieś helikoptery latają, tam się szmal robi". W aśramie medytowano jednak rzeczywiście. Oprócz Beatlesów próbował tej sztuki w Rishikesh także Donovan. Próbowała Mia Farrow. Harrisonowi bardziej od medytacji przypadł do gustu sitar, na którym grał bez przerwy, rozpraszając tych, którzy godzinami siedzieli w pozycji lotosu. W aśramie przestrzegano wszelkich reguł powściągliwości: woda, powietrze, sałata. Wszystko inne było zabronione. Jeden z czuwających u bram reporterów zagadnął pensjona-riuszkę aśramu na temat wolnego seksu. Nie dostał po pysku tylko dlatego, że zabroniona była również przemoc. Aśramy - pisał potem - „rosną jak grzyby po deszczu. Turystki z Zachodu. [Zachód to z perspektywy indyjskiej zarówno Iran, jak Somalia czy USA, lecz w tym przypadku chodziło o Europę - przyp. ?. ?.] poddają się tam psychoterapii". John Lennon wyjechał z aśramu po dwóch tygodniach. Paul MacCartney po miesiącu. Chcieli po prostu coś zjeść. Mistrz pozostawił w aśramie Dhira Czandrę, który zwał się teraz Dhirendra Brahmaczari, a sam udał się do Australii w przeświadczeniu, że i tam znajdzie ludzi, którzy pragną doskonałości. A ile pan bierze za pobyt w ośrodku? - zapytano go w Sydney. Wskazując palcem na swoje dhoti, czyli sztukę bawełny owiniętą wokół bioder, odpowiedział: - O pieniądzach rozmawiają ci, którzy mają kieszenie. Ja nie mam. Tymczasem zajęcia w aśramie prowadził uczeń. Zainteresowanie jogą w świecie rosło, Brahmaczari poświęcił się więc także refleksji teoretycznej, zamierzając opisać 8 400 000 figur cielesnych, czyli postaw, oraz pożytków, jakie one przynoszą. Zaczął od własnego życiorysu: 27 „Od dzieciństwa pragnąłem doskonałości. Wydawało mi się, że gwałt to rzecz haniebna, chciałem mówić prawdę, być uczciwym i czystym. Wędrowałem po górach i lasach, aż spotkałem mędrca, który mi wyjaśnił, że moje pragnienia to pierwsze stadium jogi..." Sprawa aśramów i tego, co się tam odbywa, trafiła do parlamentu