Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Szyderca usłyszał lęk w jego głosie. Otworzył oczy, uśmiechnął się łagodnie. – Och, nie, mój przyjacielu. Żadnych czarów. To zwykła sztuczka magika. Widzisz? Moneta jest po zewnętrznej stronie dłoni. To po prostu zręczność palców. Patrz. – Wyciągnął krótki patyk z drzewa zgromadzonego przy ognisku, a potem kazał mu znikać i pojawiać się, powoli i specjalnie niezgrabnie, aby wojownicy byli w stanie dokładnie zaobserwować wszystkie manewry. Występujący na scenie magicy nie byli zjawiskiem zupełnie obcym na pustyni, ale od czasu wyniesienia El Murida pałali nieszczególną ochotą do występów. Wyznawcy Adepta zbyt chętnie nawet w zupełnie niewinnych popisach węszyli czary. – Hej! Chyba widziałem, jak to zostało zrobione – powiedział jeden z wojowników. – Mógłbyś to zrobić jeszcze raz? – Przykucnął, żeby lepiej widzieć. – Jam ci jest najskromniejszym z błaznów – odparł Szyderca. – Srodze poturbowały mnie wichry wojny. – Mam cię – powiedział wojownik. – To naprawdę chytre. Mógłbyś mnie też nauczyć, jak to robić? Mam małego braciszka, któremu na pewno się to spodoba. Szyderca wzruszył ramionami. – Jasne, mogę spróbować. Ale muszę cię ostrzec. Znacznie trudniej tego dokonać, niźli wygląda to na pierwszy rzut oka. Potrzeba dużo ćwiczeń. Jam zawodowiec, jednak i tak ćwiczę co najmniej dwie godziny dziennie. – W porządku, nie szkodzi. Tylko tę sztuczkę z monetą. Proszę. – Wojownik, zresztą niewiele starszy od samego Szydercy, wyciągnął własną monetę. Kilku innych skupiło się wokół nich, równie zainteresowanych. Nie minęło dwadzieścia minut, a gruby młodzieniec miał wokół siebie trzech uczniów oraz co najmniej kilkunastoosobową widownię. Obserwatorzy kpili sobie z ćwiczących, ilekroć zawiodły ich palce. Wraz z instrukcjami, jakich udzielał, Szyderca karmił ich gawędami z wymyślonej historii własnego życia. Jego konfabulowana biografia zmieniała się w epicką opowieść o tym, jak wojna, pod postacią maruderów Gildii, pozbawiła go posady błazna na dworze pomniejszego libiannińskiego szlachcica. Żołnierze Gildii, opowiadał, błędnie doszli do wniosku, że rycerz kolaborował z Biczem Bożym. Powiesili więc go na miejscu, zaś dwór spalili. Sam Szyderca natomiast, wedle słów własnej opowieści, tylko cudownym sposobem uniknął identycznego losu. – Jakże niecywilizowany jest ten zachód! Rozumiem, że wojna stanowi nieusuwalny wymiar kondycji ludzkiej. Studiowałem przecie u wiodących filozofów i tyleż na własną rękę pojmuję. Ale barbarzyńskie czyny, jakich dopuszczają się tamtejsi kombatanci... Cóż, straciłem wszelkie złudzenia na tym krańcu świata. I postanowiłem wracać na wschód, do krainy dzieciństwa, gdzie przecie nic nie zakłóca władzy zdrowego rozsądku. Niezwyciężeni nie obrazili się. Z tego co mówił, wynikało, że wrogów potępia bardziej niż ich. Ich dowódca również wysłuchał większej części opowieści. Szyderca, chociaż zręcznie to ukrywał, ani na chwilę nie spuszczał tamtego z oka, jednak nie potrafił wyczuć, jaką reakcję wzbudzają jego słowa. Towarzysze przy ognisku zdawali się całkowicie usatysfakcjonowani wyjaśnieniami, wszelako ich opinia nie miała decydującego znaczenia. Natomiast zdanie kapitana tak. Potem dostrzegł mignięcie oblicza wśród ciemności otaczających ogień. Twarz dziewczynki. Od jak dawna mu się przyglądała? I słuchała? – Na razie dosyć tej nauki. To pewnie nudne dla żołnierzy dzikich pustkowi, prawda? Teraz pokażę coś od siebie. Jeśli uda mi się publiczność szanowną rozbawić, niewykluczone, że nie poskąpi ona miedziaka czy dwóch, które pozwolą przeżyć jakoś trudy podróży na wschód, prawda? – Zebrał resztę swoich instrumentów i dobytku. Z początku postanowił oprzeć swój występ głownie na magicznych sztuczkach, szybko jednak przeszedł do przedstawienia z udziałem Tubala i Polo. Jednak publiczność nie reagowała. Synom Hammad al Nakir brakowało kontekstu kulturowego, by w pełni rozumieć przedstawienia oparte na konflikcie wsi i miasta, nadto byli zbyt konserwatywni, aby śmieszyły ich obsceniczne aluzje. – W ogóle nie ma zabawy z tymi ludźmi – mamrotał pod nosem Szyderca. – Żadnej wyobraźni. Ludzie przyjaciela Harouna boki zrywali, słysząc te same historie. Ale z mroku obserwowały go teraz już dwie twarzyczki. Wrócił do prestidigitatorskich sztuczek, grając głównie dla tej dwuosobowej publiczności. Przypatrywał się dzieciom, na ile mógł, nie zwracając niczyjej uwagi, próbując wyczuć, w jaki sposób można do nich dotrzeć. W końcu stwierdził, że to dziewczynkę przede wszystkim winien sobie zjednać. Chłopak wydawał się ponury, smutny i nieżyczliwie nastawiony wobec wszystkich wysiłków mających na celu wywarcie na nim wrażenia. Osądził źle. To właśnie chłopak odważnie zlekceważył ostrzegawcze spojrzenie dowódcy i podszedł do ogniska. – Nauczysz mnie tych sztuczek? – zażądał. Szyderca przyjrzał się obliczom Niezwyciężonych. Nie odnalazł na nich żadnych wskazówek tyczących dalszego postępowania. Rozłożył ręce, wzruszył ramionami. – Czemu nie. Jeśli ma się wiarę, wszystko jest możliwe. Pokaż mi ręce. – Co? – Ręce. Ja muszę pierwej dłonie zobaczyć, żeby stwierdzić, czy nadają się do osiągnięcia prawdziwej zręczności. Sidi wyciągnął dłonie. Szyderca ujął je, przypatrzył się uważnie najpierw ich wierzchom, potem wnętrzom. – Możesz przystąpić do ćwiczeń – oznajmił. – Masz dostatecznie szczupłe palce. Ale nie są zbyt długie. Co będzie stanowić problem. Będzie wymagało większych ilości wytrwałej praktyki. Weź monetę. Możemy zaczynać... – Innym razem – wtrącił kapitan. – On teraz musi się wyspać. Już zbyt dużo czasu zmarnowaliśmy przy tych zabawach. Szyderca wzruszył ramionami. – Przykro mi, młody panie. Sidi z wściekłością popatrzył na dowódcę. Nagle odwrócił się i pomaszerował w kierunku, gdzie czekała siostra. Szydercy zdało się, że słyszał, jak tamten mruczał: – Nigdy nie dostaję tego, czego chcę. Szyderca zajął miejsce spoczynku wśród wojowników, ale długo jeszcze nie mógł zasnąć. Co poszło źle? Czy było już za późno, żeby coś jeszcze zrobić? Rankiem wyruszą w dalszą drogę, a on zostanie tutaj, obserwując, jak sposobność rozpływa się niczym miraż na pustyni..