Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– O, nie, nie ta stara opowieść! – jęknął któryś z żołnierzy, a inny głos dorzucił: – Nawet po tym, jak zabił naszego króla, Brzeszczocie Jastrzębi? Wtedy też go kochałeś? – Bastard Rycerski nie zabił króla Roztropnego, ty młody baranie. Byłem tam i wiem, co się wydarzyło. Nie obchodzi mnie, co o tym śpiewa stado minstreli o rozdwojonych językach. Bastard nie zabił króla, którego kochał. Owszem, zabił tych, co posługiwali się Mocą, i ręczę, że było tak, jak twierdził. To oni zabili Roztropnego. – Tak. Ja też tak o tym zawsze słyszałem. – W głosie Sieciarza brzmiał zachwyt. Patrzyłem z przerażeniem, jak przeciska się obok tych, którzy demonstracyjnie nie ustępowali mu z drogi, aż dotarł do Brzeszczota. – Jest tu obok ciebie miejsce na ławie, stary wojowniku? – Zapytał go życzliwie. – Bo chętnie usłyszałbym tę opowieść jeszcze raz, z ust człeka, który tam był. Potem nastąpił najdłuższy wieczór, jaki kiedykolwiek spędziłem w izbie żołnierskiej. Sieciarz był ogromnie ciekawy i ciągle przerywał Brzeszczotowi opowieść o tej pamiętnej nocy wnikliwymi pytaniami, co wkrótce sprawiło, że mężczyźni zgromadzeni przy stole zaczęli zadawać własne. Czy pochodnie rzeczywiście płonęły błękitnym ogniem i czy tej nocy, kiedy Władczy sięgnął po tron, który słusznie mu się należał, widziano Ospiarza? A królowa uciekła tej krwawej nocy, prawda? A kiedy wróciła do Koziej Twierdzy, to nie rzuciła żadnego światła na te wydarzenia? Bardzo dziwnie było słyszeć tę dyskusję i mieć świadomość, że po tak wielu latach ta historia wciąż jest źródłem ożywionych spekulacji. Królowa zawsze utrzymywała, że Bastard Rycerski zabił w uzasadnionym gniewie prawdziwych morderców króla, lecz nigdy nie przedstawiono żadnych na to dowodów. Żołnierze jednak zgodzili się, że ich królowa nie jest głupia ani że nie miała powodów, by kłamać. Jakby ktoś wychowany w Królestwie Górskim mógł kiedykolwiek skłamać! Potem przeszli do odwiecznej opowieści o tym, jak to wygrzebałem się gołymi rękoma z grobu, zostawiając pustą trumnę. Przynajmniej pustą trumnę pokazano, choć nikt nie umiał powiedzieć, czy moje ciało zostało wykradzione, czy też naprawdę zmieniłem się w wilka i uciekłem. Zebrani gwardziści niezbyt dowierzali twierdzeniu Sieciarza, że żaden Rozumiejący nie potrafi dokonać takiej przemiany. W tym momencie rozmowa zboczyła na jego własne zwierzę, jakąś mewę. Ponownie zaprosił wszystkich chętnych do zapoznania się z jego ptakiem nazajutrz. Kilku mężczyzn pokręciło głowami w zabobonnym strachu, lecz inni byli najwyraźniej zaintrygowani i powiedzieli, że przyjdą. – Bo co ci może zrobić jakaś ptaszyna? – zapytał ktoś pijackim głosem swego mniej odważnego towarzysza. – Może kupę na głowę? Powinieneś być do tego przyzwyczajony, Czerwiu. Twoja kobieta często tak ci robi. To wywołało krótką i bardzo ograniczoną w przestrzeni walkę na pięści w tamtym końcu stołu. Kiedy walczący zostali wyrzuceni przez swoich towarzyszy na chłodną noc, Sieciarz oznajmił, że ma już dość piwa i opowieści jak na jeden wieczór, ale z przyjemnością przyjdzie tu następnego dnia, jeśli będzie mile widziany. Ku mojemu niezadowoleniu Brzeszczot i paru innych serdecznie go zaprosili, nieważne, że jest Rozumiejącym, i, tak, jego ptaka też. – No tak, moja Ryzykantka nie lubi przebywać w czterech ścianach albo latać po ciemku. Ale dopilnuję, żebyście mieli jutro okazję ją poznać, jeśli taka wasza wola. Kiedy pożegnaliśmy się i ruszyliśmy przez zamkowe sale do wschodnich pomieszczeń, stopniowo uświadomiłem sobie, że Sieciarz prawdopodobnie zrobił dziś wieczorem więcej dla sprawy Rozumiejących niż wszystkie rozmowy za dnia. Może zaiste był dla nas darem. ROZDZIAŁ 26 NEGOCJACJE Jeden człowiek uzbrojony w odpowiednie słowo może zrobić to, czego nie potrafi dokonać armia szermierzy. Przysłowie górskie Oczywiście powiedziałem o Sieciarzu Cierniowi, a on królowej. I tak następnego dnia, kiedy w spotkaniu brali udział przedstawiciele poszczególnych księstw, Ketriken dopilnowała, by pierwszy zabrał głos Sieciarz. Ja kuliłem się za ścianą, przyłożywszy oko do szpary, i słuchałem. Królowa najpierw przedstawiła go delegatom książąt, mówiąc, że reprezentuje on najstarszą linię pradawnej krwi i że jej życzeniem jest, by traktowano go z wszelką uprzejmością. Kiedy jednak oddała mu głos, Sieciarz zapewnił, że jest tylko skromnym rybakiem, przez przypadek pochodzącym od rodziców znacznie mądrzejszych od niego. A następnie z nagłością, która pozbawiła mnie tchu, przedstawił swoje propozycje położenia kresu niesprawiedliwym prześladowaniom Rozumiejących. Mówił w równym stopniu do swoich pobratymców, co do królowej, sugerując, że może najlepszym sposobem na zbliżenie naszych odmiennych grup byłoby przyjęcie przez królową na służbę paru osób obdarzonych Rozumieniem. Kiedy mówił, bardziej przypominał mędrca ze Stromego, rozsądzającego spór, niż rzecznika pradawnej krwi. Królowa słuchała go z błyszczącymi oczyma. Zauważyłem, że nie tylko Cierń, ale co najmniej dwaj przedstawiciele Królestwa Sześciu Księstw kiwają w zamyśleniu głowami. Krok po kroku, Sieciarz wyjawił rozumowanie prowadzące do jego propozycji. Dużą część prześladowań przypisywał strachowi, a strach niewiedzy. Niewiedza zaś wynikała z tego, że Rozumiejący musieli się dla własnego bezpieczeństwa ukrywać. A gdzie lepiej zacząć walkę z niewiedzą, jak nie we własnym domu królowej? Niech jakaś kobieta pradawnej krwi, która potrafi zajmować się ptakami, zacznie pomagać w stajni, a psiarczyk obdarzony Rozumieniem niechaj służy pomocą łowczyni. Niech królowa przyjmie Rozumiejącego pazia albo Rozumiejącą pokojówkę, tylko po to, by ludzie przekonali się, że nie różnią się oni od paziów i pokojówek pozbawionych tej magii. Nich inni wielmoże zobaczą, że ci ludzie nie wyrządzili żadnej szkody w zamku ani nie skrzywdzili jego mieszkańców, lecz przeciwnie, dobrze im służą. Królowa oczywiście zapewniłaby im ochronę przed prześladowaniami, dopóki inni nie przekonają się do sprawy, a pradawni złożyliby przysięgę, że nie będą wszczynać żadnych konfliktów. Następnie ze zręcznością, która wprawiła mnie w osłupienie, gładko zaproponował królowej swoje własne usługi. Uczynił to uprzejmie i w odpowiedniej formie, jakby był wyszkolonym na dworze synem szlachcica, aż zacząłem się z niepokojem zastanawiać, czy rzeczywiście pochodzi z rybackiej rodziny