Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

– Pawłysz, mamy najwidoczniej odmienne spojrzenie na świat i różne temperamenty – powiedziała Klaudia. – Potrzeba dowcipkowania prowadzi do lekkomyślności i brawury. Brawura skłania do podejmowania niepotrzebnego ryzyka, a takie ryzyko jest tu skrajnie niebezpieczne. Od pańskich figli może zależeć los całej stacji. – Będę zachowywał się bardzo poważnie – westchnął Pawłysz. Brzęczyk radiostacji przerwał tę miłą rozmowę. Sally poprosiła Klaudię o zastąpienie jej przy kuchni, a sama pospieszyła do nadajnika. Wzywał ich „Magellan”, który wyruszał w dalszą trasę i za kilka godzin, kiedy wykona skok ku następnej planecie, łączność zostanie przerwana na cztery miesiące. Stacje łączności kosmicznej instaluje się tylko na dużych statkach i wielkich stacjach. Grupy zwiadowcze ich nie mają. Jest w tym pewien element ryzyka, z którym należy się godzić, gdyż nadajnik grawitacyjny zająłby całą kopułę. Na wszelki wypadek w otwartym kosmosie, za granicami układu znajduje się radiolatarnia. Jeśli coś się zdarzy, można do niej dotrzeć kutrem planetarnym. Gdy statek odleci, łączność można będzie utrzymywać jedynie niespieszną starożytną metodą. W razie konieczności sygnał popełznie ze zwykłą prędkością fal radiowych do radiolatarni, która znajduje się w otwartym kosmosie o miesiąc świetlny od planety. Stamtąd pomknie na Ziemię-14 i dlatego przed upływem sześciu tygodni nikt go nie usłyszy. Pod koniec seansu łączności Bauer przekazał wszystkim życzenia wszelkiej pomyślności i wyłączył się. Pawłysz podszedł do okna i popatrzył w niebo. Mógł się nie fatygować, bo i tak niczego poza brudną mgłą nie zobaczył. Wiedział, że ich lądownik opadł na planetę pod koniec wiosny, na półkuli północnej, w jej strefie umiarkowanej, a zatem można było liczyć na stopniową poprawę pogody. Ten czas i miejsce zostały wybrane na podstawie danych zebranych uprzednio przez automaty. Panował tu klimat optymalny dla badaczy, bo na północy ciągnęły się masywy górskie, puste i mroczne, a za nimi naga tundra. Ku południowi za oceanem leżała pustynia. Strefa wybrana do eksploracji była biologicznie najaktywniejsza, a większość prac zamierzano prowadzić w okolicach kopuły. W iluminatorze było widać zarys śluzy, okrągłego tunelu prowadzącego do mniejszej kopuły – laboratorium biologicznego. Takich pomocniczych kopuł było trzy. Jedna, mieszcząca próbniki biologiczne, należała do Pawłysza. Druga, ze sprzętem geologicznym – do Klaudii. Trzecia była magazynem i garażem, w którym stał łazik. Sam lądownik, czyli kuter planetarny, którym tu przylecieli, stał niedaleko. Przypominał dziecinnego bąka, ale zamiast ostrego końca, na którym powinien się obracać, kuter spoczywał na trzech cienkich i pozornie kruchych nóżkach. Ale były to bardzo wytrzymałe nóżki. – Jeśli moja pomoc nie będzie potrzebna – powiedział Pawłysz – pójdę do magazynu rozejrzeć się w gospodarstwie. – Niech pan idzie – zezwoliła Klaudia. – A po obiedzie proszę przygotować próbniki. Od jutra startujemy z programem badawczym. – Wiem – powiedział Pawłysz. Poszedł do drugiego przedziału magazynu. Pojemniki ze sprzętem i zapasami żywności leżały tam w pedantycznym porządku. Rozładunek nadzorowała Klaudia, na której widok nawet roboty drżały ze strachu. W pomieszczeniu było duszno. Pawłysz podszedł do klimatyzatora i przesunął jego dźwignię regulacyjną o jedną kreskę. Musiał sobie stworzyć jak najlepsze warunki, bo przystępował do najtrudniejszej dla siebie części prac przygotowawczych. Musiał odszukać w tych schludnych stosach skrzynek akurat te dwadzieścia trzy kontenery, które zawierały zdemontowane próbniki biologiczne, analizatory, odbiorniki laboratoriów automatycznych, autodiagnostery, polową salę operacyjną, prosektorium i coś tam jeszcze. Ze smutkiem trzymał w ręku tabliczkę ze spisem wyposażenia, wiedząc, że przynajmniej trzy spośród czterech miesięcy wyprawy spędzi na poszukiwaniach i montażu swojego dobytku. Najbardziej jednak pragnął odszukać skrzynkę ze swoimi mikrofilmami. Pawłysz obawiał się, że sprawdzając przy załadunku bagaż, Klaudia mogła usunąć z niego kontenerek, w którym wiózł zapas kryminałów i powieści fantastyczno – naukowych. Zorientował się wreszcie, że mikrofilmy znajdują się w pojemniku numer szesnaście, przywalonym kontenerami z numerem szóstym i trzydziestym czwartym, akurat najcięższymi z kontenerów. Nie mógł jednak przecież czekać, aż Sally zaktywuje serworoboty ciężarowe. Starając się zbytnio nie hałasować, Pawłysz przetaszczył do wolnego kąta przeszkadzające kontenery i dobrał się do upragnionej skrzynki. Niestety, jego najgorsze obawy się potwierdziły i znienawidził Klaudię. Oczywiście ta zołza musiała znaleźć pudełko z artystyczną makulaturą, wyrzuciła je, a na to miejsce wetknęła swoje pudło, niezmiernie cenne dla nauki. Rozczarowanie, choć spodziewane, było głębokie i bolesne