Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Przez długą chwilę Myrron oddychał ciężko… Co za personel! Pomówi o tym z dyrektorem szpitala. I to zaraz! Nacisnął guzik dzwonka. Drzwi otwarły się nieoczekiwanie szybko. Stała w nich pielęgniarka, ale tym razem inna. — Słucham, pan po mnie dzwonił? — Chciałbym pomówić z dyrektorem szpitala. Wyglądała na zaskoczoną. — Pana dyrektora nie ma w tej chwili w szpitalu. Będzie dopiero po południu. Czy to coś pilnego? Może poproszę kogoś innego. Na przykład doktora… — Nie. Chcę z dyrektorem. — Proszę bardzo. Skoro tylko przyjdzie, powiadomię go o tym. Czy to wszystko? — Tak, wszystko. Dziękuję. Kiedy po kilku minutach ochłonął, zaczął żałować swego postępowania. Musi jednak przeprosić tamtą pielęgniarkę. Po wyjściu ze szpitala kupi jej kwiaty. A może jakiś prezent? Niepotrzebnie narzucała swoje towarzystwo, ale przecież chciała jak najlepiej. Szkoda czasu na wyrzuty sumienia. A więc, co przemawia za tym, że jest maszyną? Miał wyjątkowo dobre, podejrzanie dobre samopoczucie przed kilkoma minutami, dopóki nie zdenerwowała go pielęgniarka. Dobre samopoczucie to poszlaka numer jeden… A złe samopoczucie? A złe samopoczucie po tym niepotrzebnym incydencie z pielęgniarką… to poszlaka druga! Oni, przy pulpicie sterującym, spostrzegli, że on zastanawia się nad czymś. Bo przecież to, co dostarczają fantomaty „zmysłom” Kontynuatora, jest pokazywane na ekranie specjalnego monitora. Usłyszeli nawet, co powiedział głośno do siebie. Zaraz, co powiedział? Powiedział: „Ładny koniec, nie ma co”. Tak, te słowa mogły wzbudzić ich podejrzenia. Nie, powiedział chyba coś innego?… Mniejsza z tym. Oni po prostu boją się, że on wszystkiego się domyśla, i dlatego fantomaty podrzuciły tę pielęgniarkę, żeby przeszkodzić mu w rozmyślaniach. Drzwi uchyliły się. Stała w nich pielęgniarka, ta druga. — Jest już dyrektor. Czy mam go poprosić? — Nie, dziękuję — odparł Myrron zły, że mu przeszkadzają. Stała jeszcze przez chwilę w drzwiach. Potem, jakby ociągając się, wyszła. Proszę bardzo! Jednak miał rację. Oczywiście, wejście pielęgniarki można traktować jako przypadek. Ale jeśli on jest Kontynuatorem, to nie jest przypadek, to dla nich konieczność. Dworak, szef sekcji fantomatów, to tęga głowa. Potrafi zainscenizować sytuacje tak prawdopodobne, tak nie wzbudzające podejrzeń, że sam diabeł (gdyby go przetransponować na Kontynuator) niczego by się nie domyślał. On, Myrron, widzi oczami wyobraźni, jak Dworak siedzi za swoim pulpitem i wykrzykuje do pozostałych ze złośliwym błyskiem w oczach: „Już ja staremu podsunę taką historyjkę, że się z niej nigdy nie wyplącze!” Dworak jest poza tym cenionym autorem scenariuszy telewizyjnych… A więc pielęgniarka to poszlaka numer dwa. Co jeszcze wskazuje na to, że on, Myrron, jest maszyną? Kiedyś powiedział — ot tak, mimochodem — że zazdrości pierwszemu nieboszczykowi, którego użyje się do prób z Kontynuatorem. To przecież pierwszy wypadek w historii, że ktoś dopiero po swojej śmierci zdobędzie tytuł do sławy. Komu to powiedział? Aha, Trelleyowi. Po wypadku na schodach (przy założeniu, że był śmiertelny) Trelley potraktował tamte słowa jako wyraźne życzenie, jaka ostatnią wolę! Z tego wynika, że jest już po jego śmierci? To, co w tym momencie poczuł, to było zimne mrowienie, które przebiegło mu wzdłuż pleców. Jeśli jest już po jego śmierci, wybrano wyjście lepsze. Ciekawe, czy już po pogrzebie? A może jego zwłoki spoczywają teraz w trumnie w sali kolumnowej Akademii? Przy trumnie warta honorowa, przyćmione światła, kwiaty i tłumy tych, co przyszli złożyć mu ostatni hołd. Może po prostu spytać głośno tamtych, przy pulpicie: „Hej, wy, czy już po moim pogrzebie?” Dobre, co? Przeciągnął się, na ile pozwalało mu na to złamane żebro. Życie jest jednak piękne. Leży oto w łóżku, oddaje się medytacjom, nic mu nie przeszkadza, nic go nie krępuje. Wytęskniony spokój. A za oknem piękna pogoda. Uśmiechnął się do siebie, do słońca za oknem, do drzew w szpitalnym parku. Nawet pielęgniarka wydała mu się teraz miłą, kochaną staruszką. Ale wracając do pogrzebu… Jeśli pogrzeb nie odbył się jeszcze, mógłby zaproponować im, że nad własnym grobem wygłosi mowę pogrzebową. Na przykład o wyższości ludzkiego ducha nad kruchym, słabym ciałem. He, he, he! Tyle więc poszlak przemawia za tym, że jest Kontynuatorem. A jakie ma dowody, że nim nie jest? Jakie ma dowody, że jest w tej chwili, zwyczajnym, żywym człowiekiem? Nie ma żadnego dowodu. Smutnie, ale prawdziwe. Wszystkie wrażenia zewnętrzne, wszystkie informacje o funkcjonowaniu własnego organizmu, myśli wreszcie to są także normalne funkcje Kontynuatora. Czy nie ma jednak sposobu, aby upewnić się, kim jest naprawdę?… Jest taki sposób, jest. Jeśli powie głośno:. „Wiem, że jestem Kontynuatorem” i… nic się nie stanie, będzie to znaczyło, że jest człowiekiem. Jeśli zaś jest Kontynuatorem, oni usłyszą jego głos, stwierdzą, że eksperyment się nie udał, i skasują zapis jego mózgu. Kontynuator znów będzie pusty, czysty jak nowo kupiona taśma magnetofonowa. Może jednak nie będą tak okrutni? Może przez szacunek dla niego, swego byłego szefa, nie skasują zapisu. Może pozostawią go przy życiu? Bo to jest też życie. Wyjął z flakonu różę i zbliżył do oczu. Jeśli Kontynuator potrafi zachwycać się pięknem, jak w tej chwili on, to zaiste nie zbudowano dotychczas doskonalszej maszyny. Ma z czego być dumny. Włożył kwiat do flakonu. A teraz zrobi ten mały eksperyment. Będzie to ukoronowanie miłych rozmyślań, którym poświęcił całe popołudnie. Powie: „Wiem, że jestem Kontynuatorem”