Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Nie moglibyś my go jednocześnie oskarżyć o zamordowanie twojego ojca, Kate? Chyba widać było po mnie, co w tym momencie czułam, ponieważ Paddy położył mi dłoń na ramieniu. Oparłam się o niego z wdzięcz nością. - Wydaje mi się, Paddy, że to niemożliwe - wyznałam. - Oczywiś cie możemy podzielić się z lordem Barbury naszymi podejrzeniami i to prawdopodobnie znajdzie duży odzew wśród członków klubu, ale nie mamy wystarczających dowodów, by skierować sprawę do sądu. - To nie wystarczy, że już nigdy nie przyjmą go do Klubu Dżokejów - zaprotestował Paddy. - To zbyt mała kara za zabójstwo. Powinien zapłacić swoim życiem. - Zgadzam się - przyznałam - ale obawiam się, że to nie wykonalne. 249 JOAN WOLF Przez cały czas Harry był dziwnie cichy. Teraz zabrał głos w dyskusji. - Paddy, dla człowieka z taką pozycją jak Stade, wykluczenie z towarzystwa jest gorszą karą niż śmierć. Będzie napiętnowany - oświadczył. - Być może odwrócą się od niego ludzie związani z wyścigami - zauważył Paddy - ale cała reszta nie będzie przywiązywać do tej sprawy aż takiego znaczenia, skoro sam regent został wykluczony z wyścigów przez klub. - To są przewinienia różnego kalibru - argumentowałam. - Księcia podejrzewano o to, że kazał dżokejowi zatrzymać konia. A wielu i tak myśli, że dżokej działał z własnej inicjatywy. Stade nie tylko ukradł cennego konia, ale też najprawdopodobniej zabił człowieka, aby kradzież nie wyszła na jaw. Harry ma rację. Wszyscy odwrócą się od niego. Nigdy nie będzie mógł się pokazać w towarzystwie - zapewniłam. Paddy wcale nie wyglądał na przekonanego. - Paddy - ciągnęłam z zapałem - przecież wiesz, że chciałabym zobaczyć Stade'a poćwiartowanego na kawałki, a jego głowę wbitą na pal! - Musiałam przerwać na moment, by zaczerpnąć tchu. - Ale obawiam się, że nie mamy wystarczających dowodów. Zapadła idealna cisza. Nawet dzięcioł na drugim brzegu umilkł na chwilę. Słychać było jedynie kukanie kukułek. Dwie owce z młodymi zeszły ze wzgórza i piły teraz wodę ze strumienia. Lekki wiosenny wietrzyk rozwiał mi włosy na skroniach i poruszył trawę. Świat wydawał się taki piękny. To niesprawiedliwe, że ojciec nie mógł już tego zobaczyć, a Stade bezkarnie chodził po ziemi. - Masz rację, Kate - westchnął Paddy. - Ale nie takiej sprawied liwości bym sobie życzył. - Odzyskamy Finna MacCoola? - rzeczowo spytał Sean. - Na pewno, chłopie, na pewno - ponurym głosem zapewnił go Paddy. Kiedy wróciliśmy do Harley Hall, Adrian jadł śniadanie w towa rzystwie lorda Barbury i dwóch innych dżentelmenów. Był za skoczony, gdy mnie zobaczył. Od czasu moich porannych nudności zwykle spożywałam śniadanie w łóżku, jak reszta dam z towarzystwa. 250 ZEMSTA - Po śniadaniu chcielibyśmy porozmawiać z panem, sir, jeżeli znajdzie pan dla nas trochę czasu - Harry zwrócił się do lorda Barbury. Sir Charles był nieco zaskoczony, ale odpowiedział z nienaganną uprzejmością. - Oczywiście. - Dopił swoją herbatę. - Już skończyłem. Chodźmy do mojego gabinetu. Czułam na sobie spojrzenie Adriana, kiedy wychodziliśmy z pokoju. Gabinet lorda Barbury mieścił się obok biblioteki. Stał tam mahoniowy sekretarzyk i dwa krzesła. Na sekretarzyku leżały pisma i rejestry związane w wyścigami konnymi. Były też oczywiście rejestry stadnin. Oprócz sterty papierów znajdował się tam kałamarz z gęsim piórem, przyrząd do topienia wosku na pieczęcie i para okularów. Sir Charles i ja usiedliśmy na krzesłach, a Harry oparł się o rzeźbiony mahoniowy kominek. Sir Charles spuścił okulary na nos i popatrzył na nas wyczekująco. Harry nie tracił czasu. - Chcielibyśmy, aby zwołał pan zebranie Klubu Dżokejów tak szybko jak to tylko możliwe, sir. Chcemy wnieść oskarżenie przeciw ko markizowi Stade - oświadczył. - -o? - Lord Barbury był zszokowany. Harry powtórzył. - A co to za oskarżenie? - zapytał ostro. Nie wydawał się zbytnio zadowolony. Wymieniliśmy z Harrym porozumiewawcze spojrzenia. Harry opowiedział sir Charlesowi wszystko, czego zdołaliśmy się do tej pory dowiedzieć. - Nie można wykluczyć takiej możliwości - powiedział lord Barbury, kiedy Harry skończył już opowieść o chciwości, kradzieży i morderstwie - że ten irlandzki stajenny kłamie' w nadziei, że uda mu się zdobyć dla swojego pana tego wspaniałego konia. Wściekłam się i postanowiłam się odezwać. - Sir Charlesie, widziałam jednego z koni pana Farrella podczas wyścigów w Irlandii. Bez wątpienia jest on spokrewniony z koniem, który wygrał wczoraj gonitwę o puchar Guineasa. Jeżeli zechce pan 251 JOAN WOLF sobie zadać tyle trudu, aby pojechać do Galway, to sam się pan przekona, że tak jest w istocie. Proponuję również, sir, aby odszukał pan stajennych, dawnych opiekunów Alcazara. Myślę, że oni potwier dzą, iż koń, którego markiz podaje za Alcazara, to nie ten sam ogier. Promień słońca wpadł do pokoju przez okno i odbił się jaskrawym światłem o leżące na biurku okulary sir Charlesa. - Wszystkich to dziwiło - zastanawiał się na głos sir Charles -jak to możliwe, że taki marny koń jak Alcazar może spłodzić takie wspaniałe potomstwo. - Wiem, że to pytanie również gnębiło mojego ojca - wtrąciłam. - Podejrzewał, że zamieniono konie. Dlatego chciał obejrzeć ogiera. I to było przyczyną jego śmierci. - Być może tak było, lady Greystone - powiedział ostrożnie sir Charles - ale rozstrzygnięcie tej sprawy nie leży w kompetencji Klubu Dżokejów. Spojrzałam na niego. - Zdaję sobie z tego sprawę, sir. Proszę tylko o to, by zwołał pan zebranie klubu. Chcemy przedstawić jego członkom nasze podejrzenia - wyjaśniłam. - Oni już zadecydują, co należy zrobić w takiej sytuacji. - Większość członków klubu znajduje się w Newmarket na wyścigach - powiedział sir Charles. Potarł skronie, jakby bolała go głowa i westchnął ciężko. - Dobrze. Zawiadomię wszystkich i zwołam na jutro zebranie klubu w kwaterze głównej w Newmarket. Proszę też tam być, panie Woodrow, o jedenastej. I proszę przyprowadzić tych dwóch irlandzkich dżentelmenów, aby złożyli zeznania. - Ja też przyjdę - oznajmiłam. Sir Charles spojrzał na mnie zdziwiony. - To nie będzie konieczne, lady Greystone. Nie chciałbym narażać pani na dodatkowe stresy. - Za żadne skarby świata nie przepuszczę takiej okazji - upierałam się. - Bardzo długo czekałam, by stanąć twarzą w twarz z człowie kiem, który zabił mojego ojca i oskarżyć go publicznie. Sir Charles był zaskoczony moją zaciekłością