Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Go zaś do pana de Charlus, przypadek jego był nieco różny, lecz jeszcze gorszy, baron bowiem nie pragnął namiętnie zwycięstwa Francji, lecz posuwał się dalej, życząc sobie poniekąd, choć nie przyznawał się do tego przed sobą, żeby Niemcy, jeśliby nie zatriumfowali, to przynajmniej żeby nie zostali zmiażdżeni, jak życzyli sobie wszyscy. Przyczyną było tutaj to, że w sporach wielkich zespołów jednostek, zwanych narodami, zespoły te postępują w pewnej mierze jak jednostki. Kieruje nimi logika całkowicie wewnętrzna i wciąż przetapiana namiętnością, niczym u ludzi ścierających się w kłótni miłosnej lub domowej, jak waśń między ojcem a synem, panią i kucharką, żoną a mężem. To, które nie ma racji, myśli jednak, że ją ma — jak było w przypadku Niemiec — to zaś, które ma rację, wytacza niekiedy, i ma skądinąd prawo, argumenty, co wydają mu się niezbite li tylko dlatego, że znajdują odpowiednik w uczuciach. Jeśli w sporze między jednostkami ktoś chce być przekonany o słuszności którejkolwiek ze stron, winien, to najpewniejsze, opowiedzieć się za nią, gdyż obserwator nie da nigdy aż tak całkowitej aprobaty. Otóż wśród narodów jednostka, jeśli stanowi naprawdę część narodu, jest jedynie komórką narodu-jednostki. „Łgarstwo" to słowo zawsze pozbawione sensu. Gdyby powiedziano Francuzom, że zostaną pobici, żaden Francuz bardziej by nie rozpaczał, aniżeli gdyby mu powiedziano, że zginie od „berty". Do prawdziwego łgarstwa każdy dochodzi sam dla siebie drogą nadziei, będącej w narodzie symbolem instynktu zachowawczego, jeśli jest naprawdę żyjącym członkiem owego narodu. Ażeby pozostać ślepym na to, co zawiera niesłusznego sprawa jednostki-Niemiec, aby rozpoznawać w każdej chwili to, co zawiera słusznego sprawa jednostki-Francji, najpewniejszym sposobem dla Niemca nie było to, by nie miał rozumu, a dla Francuza, by go miał — najpewniejszym sposobem dla obydwu był patriotyzm. Pan de Charlus, odznaczający się rzadkimi przymiotami duchowymi, przystępny dla litości, hojny, zdolny do serdecznej przyjaźni, do poświęcenia, był natomiast z najrozmaitszych powodów — wśród nich zaś i to, że matka jego wywodziła się z książąt bawarskich, mogło odegrać swoją rolę — pozbawiony patriotyzmu. Należał zatem i do ciała-Francji, i do ciała-Niemiec. Gdybym i ja był pozbawiony patriotyzmu, zamiast czuć się jedną z komórek ciała-Francji, to, jak mi się wydaje, sposób, w który osądziłbym spór, różniłby się od sposobu, w jaki osądzić mógłbym go niegdyś. W młodości, kiedy bez zastrzeżeń wierzyłem we wszystko, co mi mówiono, przysłuchując się zapewnieniom rządu niemieckiego o jego najlepszej woli doznałbym chyba pokusy, żeby słów tych nie poddawać w wątpliwość; ale wiedziałem już od dawna, że nasze myśli nie zawsze zgadzają się ze słowami; nie tylko z tej przyczyny, że kiedyś z okna na schodach odkryłem pana de Charlus takiego, jakiegom nigdy nie podejrzewał, ale z tej zwłaszcza, iż u Franciszki i, niestety, u Albertyny dostrzegłem formujące się osądy, projekty tak sprzeczne z ich słowami, że nie dopuściłbym teraz, nawet jako zwykły obserwator, aby którekolwiek ze słów na pozór słusznych cesarza Niemiec czy króla bułgarskiego zmyliły mój instynkt, co, jak w przypadku Albertyny, odgadłby sekretne ich machinacje. Ale w końcu mogę tylko przypuszczać, co bym zrobił, skoro nie byłem aktorem, skoro nie byłem częścią aktora-Francji, jak w moich sporach z Albertyną moje smutne spojrzenie albo ściśnięte gardło stanowiły część mojej osobowości zainteresowanej namiętnie moją sprawą: nie mogłem zdobyć się na izolację. A u pana de Charlus była ona kompletna. Otóż, od chwili kiedy stał się już tylko obserwatorem, wszystko musiało go skłaniać ku germanofilstwu, skoro nie będąc naprawdę Francuzem mieszkał we Francji. Umysł miał bardzo subtelny, w każdym kraju głupcy są najliczniejsi; nie ulega wątpliwości, że gdyby mieszkał w Niemczech, zżymałby się na głupców niemieckich broniących z głupotą i namiętnie sprawy niesłusznej; mieszkając jednak we Francji zżymał się nie gorzej na głupców francuskich, co z głupotą, i namiętnie bronili słusznej sprawy. Logika uczuć, choćby służyła najsłuszniejszemu prawu, nigdy nie jest niezbita dla kogoś uczuciom obcego. Pan de Charlus demaskował subtelnie wszelkie fałszywe rozumowania patriotów. Satysfakcja, którą napawa idiotę jego słuszne prawo i pewność powodzenia, irytują nas szczególnie