Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Standartenführer Manfred Stollenberg zmarł w 1984 roku. Mniej więcej od szóstej, według tajwańskiego roleksa, czas zaczął się straszliwie dłużyć. Kyle z niecierpliwością czekał na spotkanie z Hackmanem i żałował, że nie zaproponował wcześniejszej godziny. Rozmowa mogła ograniczyć liczbę tematów do rozmyślań i złagodzić ból wywołany pogrzebem Davida. Drogi przyjacielu - pomyślał ponuro Kyle. - W okolicznościach, które musiały zrodzić wzajemne podejrzenia, spotkają się dwaj nie znający się faceci, aby przy kuflu piwa w londyńskim pubie przeanalizować pozostawioną przez ciebie spuściznę. Kyle kilka następnych minut spędził, wykonując czynności pomagające mu zabić czas. Wysypał okruchy z tostera, posługując się wyciągniętą z szafy szczotką i śmietniczką na czworakach pozamiatał pod stołem kuchennym. Mógłby odkurzyć całe mieszkanie, gdyby ten cholerny odkurzacz Davida... Pod zlewem znalazł nową, żółtą ściereczkę i poszedł do przedpokoju, by poruszyć pokłady kurzu zalegające tam od momentu, gdy stał się jedynym właścicielem Ringtree Gardens. Kiedy wysunął szufladę, aby wyczyścić jej krawędź, zauważył poprzednią kasetę z automatycznej sekretarki Davida leżącą wśród kłębowiska sznurków, sparciałych recepturek i wypisanych długopisów. Była to taśma, na której zarejestrowana została informacja Hackmana o Provosach. Ta, którą Kyle wyjął i ukrył przed Wydziałem Zabójstw w swoim marynarskim worku, zanim pojawili się dwaj pierwsi policjanci i którą potem wrzucił z powrotem do szuflady. Było na niej jedyne potwierdzenie faktu, że David w ogóle posiadał odkurzacz. A także zignorowana przez niego wiadomość od... Od Jagjivana Singha, na litość boską! Wciąż nie odpowiedział na jego telefon! Teraz czuł się winny, że nie skłonił Jaggersa, aby wziął udział w pogrzebie, bez względu na to, czy ten mały palant wiedział o uroczystości, czy nie. Chwytając byka za rogi, natychmiast odszukał numer domowego telefonu Singha i wykręcił go. - Bardzo dziękuję za telefon - oznajmiła protekcjonalnym głosem automatyczna sekretarka. - Niestety, pan Singh nie może... Kyle rozłączył się i zadzwonił do biura żeglugowego. Sygnał w słuchawce brzęczał, ale nikt nie odbierał telefonu, co wydawało się nieco dziwne. Jeżeli Jaggers i jego personel - czyli zatrudniona na pół etatu dziewczyna, która, żując gumę, udawała, że pracuje w samym sercu rozległej wszechświatowej sieci połączeń morskich, zbiegających się przy biurku Jagjivana Singha jeżeli oboje wyszli z biura, to czemu nie włączyli swojej pieprzonej automatycznej sekretarki? A w ogóle, to dlaczego Jaggers zadzwonił do McDonalda dokładnie w dniu jego śmierci? Mieszanina znudzenia i ciekawości owładnęła Kylem. Wsunął kasetę do urządzenia i włączył odtwarzanie. - Cześć Davidzie, stary chłopie, tu Jaggers. Ja w sprawie rejsu Michaela... Rejsu Michaela? Brwi Kyle’a uniosły się wysoko. Czy to właśnie o niego chodziło Singhowi? O ile dobrze wiedział, David nie znał innego Michaela. - Nastąpiła zmiana planów. Przeproś, proszę w moim imieniu Kyle’a... Do diabła, rzeczywiście o nim mowa! - Centaur nie zawinie do Londynu. Musi się na niego zaciągnąć w Rotterdamie... Centaur? Jaki centaur? Czym był centaur? Umysł Kyle’a przestawił się na działania analityczne. Singh używał zawodowych zwrotów, co oznaczało, że „Centaur” był statkiem! O ile wszyscy rozsądni ludzie zaciągają się do Legii Cudzoziemskiej, albo do wojska czy miejscowego kółka modelarzy kolejek wąskotorowych, marynarze zaciągają się na statki. Aby na nich pływać! Dlatego David w rozmowie sprzed prawie tygodnia wspomniał o kimś, kto był... no tak, w Narwiku. Tak, w Narwiku i miał przybyć do Londynu najwcześniej za dziesięć dni, a okres ten skończy się w czwartek... Nie, pozostawały jeszcze trzy dni, co oznaczało, że „Centaur” bez względu na to, jakiego typu była to jednostka, znajdzie się tu w piątek! Ale teraz, jak się okazało, miał zawinąć jednak nie do Londynu, lecz do Rotterdamu. Gdzie Kyle, najwyraźniej zgłoszony przez McDonalda, miał się na niego zamustrować. Przez cały czas uważał, że ów „on”, o którym wspomniał David, jest tym zidentyfikowanym przez niego „Ruskiem”. Ale zamiast tego okazał się pieprzonym statkiem. Co gorsza - jednym ze statków Jagjivana Singha. Nie miało to nic wspólnego ze Stollenbergiem. - Powiedz Michaelowi, że mam dla niego w biurze dokumenty. Uporządkujemy sprawy później. Aha, a poza tym... - Kyle wyczuł, że Jaggers zaraz skłamie. Zawsze wypowiadał kłamstwa tak, jakby właśnie dopiero co przyszły mu do głowy. - Powiedz mu, żeby chwilowo sam zapłacił za przelot samolotem. Natychmiast gdy wróci, dopilnuję, żeby mu refundowano bilet. Jakżeby inaczej. Kyle już to przerabiał. Wracał, przypominał, otrzymał nawet podkoszulek, który oznajmiał wszem i wobec, że jest wierzycielem Korporacji Okrętowej Singha. Wciąż czekał na pełne wynagrodzenie za ostatni rejs, na który popłynął, by wyświadczyć Singhowi uprzejmość. W tym również za dwa dni, które spędził na środku Oceanu Indyjskiego w otoczeniu braci Singha, czekając na ratunek na nieuchronnie tracącej powietrze, dawno przeterminowanej tratwie ratunkowej. - Duże jasne dla pana, i porter dla mnie - oznajmił Hackman, stawiając kufel przed Kylem. Potem uniósł swój. - Może za doktora McDonalda? Oficera i dżentelmena w każdym calu