Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Tymczasem szło coraz - to. gorzej. Pani się gumiennemu skarżyła na wychowankę. Justka słuchała, mówiąc, że nie wytrzyma, a Rabicki wzdychał, to Sędzinie się do nóg kłaniając i prosząc aby miała zlitowanie nad głupią, to Justce wmawiając, że powinna była cierpieć, milcząc, i znosić kaprysy pani — ażeby się to — dał Pan Bóg, zmie- niło na lepsze, co. w jego przekonaniu nieohybnie nastąpić miało. Justka wprawdzie starała się przebłagać Sędzinkę i zjednać ją sobie, ale przychodziło to z trudnością wielką, bo miała przeciwko sobie uprzedzenia i ten nieszczęsny elementarz, ku któremu ją jakaś siła ciągnęła. W innych rzeczach uległaby zresztą, lecz nauczyć się czytać chciała koniecznie. Zdawało jej się to wrota do nowego życia otwierać. Zkąd ta myśl — przyleciała do niej, siadła w jej głowinie i zagnieździła się? ona sama niewiedziała. Sędzinka byłaby może kazała się jej uczyć, i zmuszała do elementarza, gdyby ona go sobie nie życzyła, ale ten pociag w oczach jej był podejrzany. Upatrywała w nim niepotrzebną i zawczesną ambicyą. Z sercem przepełnionem bólem, Justka, otarłszy łzy w ganku, zamiast pójść zaraz do garderoby i zasiąść do cerowania pończoch — obejrzała. się dokoła i zuchwale poskoczyła ku stodole, w której się spodziewała zastać wuja. Był to jedyny człowiek, któremu się poskarżyć mogła, bo w garderobie dziewczęta rówieśnice i' starsze panny wyśmiewały się z niej i prześladowały. Rabicki, choć nie pochwalił nigdy, przynajmniej pogłaskał, pocieszył dobrem słowem, wlał w serce jakąś nadzieję. Ilekroć jej cierpie- nie stawało się nieznośnem — uciekała się do niego. Dnia tego w stodole roboty nie było, ale stary gumienny, pokaszlując. zimiatał około kup zboża na toku, znaczył je, i chodził właśnie, opatrując wszystkie kąty. Nie spodziewał się Justki o tej godzinie i zobaczywszy ją, stanął zdziwiony, sądząc, że Sędzinka po niego przysłała. Stary, przygarbiony nieco wiekiem i pracą, Rabicki był flegmatyk, powolny, a życie, do którego nawykł oddawna już mu się zdawało jedynem, do jakiego był przeznaczony. Nic nie pragnął tylko tak pobożnie dożyć końca, a doczekać, aby mu Justka dorosła i wyszła na ludzi. Tak się wyrażał niezdarnie, mówiąc o niej. Wyraz twarzyczki, z jakim wpadło dziewczę, przestraszył go; oparł się na szufli, którą trzymał w ręku, i wielkie oczy otworzył. — A tobie co ? Justka płakać nanowo zaczęła. Uderzyła się rękami w chude swe piersi. — Nie wytrzymam! tak mi Boże dopomóż! nie wytrzymam! — zawołała. Po całych dniach byle co, łaje i łaje, szturga, znęca się. Ot i dziś. posłała mnie na folwark, a żem zbiegła na łąkę i łotoci sobie urwawszy, we włosy wetknęła, to mnie od błaźnic zbeształa! Od błaźnic! Rabicki stał i wyraz ten nie zdawał się na nim czynić żadnego wrażenia, głową potrząsał milczący. — No to co? — odezwał się wreszcie — no? to co? — Mówiłem ci. nie raz. lecz sto razy. trzeba wszystko znieść! To darmo. Ona zła nie jest. — Jędza! — wykrzyknęła Justka. Rabicki się obejrzał wystraszony. — Milcz-że ty mi — odparł — cicho! Jeszcze kto usłyszy, nietylko ty ale i ja pokutować będę, tego tylko brakowało. Korona ci z głowy nie spadnie, a pocóżeś za tą głupią łotocią biegała? hę? Justka płakała tak. że mówić nie mogła. Spodziewała się współczucia, pociechy, a znajdowała u wuja tylko naganę i nakaz milczenia. Rabicki stał, spoglądając na nią z politowaniem. — Mówiłem ja tobie nieraz i powtarzam: trzeba wszystko przecierpieć. Ona zła nie jest, ale nie lubi, żeby się jej kto sprzeciwiał. Pokora niebiosa przebija, a ty się dąsasz; ona to rozumie. No — i ten przeklęty elementarz — dodał ciszej. Justka rękę podniosła. — Cóż to złego, że ja się chcę uczyć Pana Boga chwalić i duszę pocieszyć? Innym każą gwałtem, a mnie to ma być zakazane ? Rabicki ramionami poruszył. — Otóż widzisz, głupia — rzekł — i tobie - by nato przyszedł czas, ale ona swawoli nie cierpi. Pierwsze posłuszeństwo, niż nabożeństwo. I naco tobie tak wiele rozumu!! na co ? Justce dziwnie się usta wykrzywiły, spojrzała na wuja, duma jakaś odpowiedź jej wstrzymała. Otarła oczy i poczęła się przechodzić po toku zadumana, a Rabicki gonił za nią wejrzeniem. — Już niechaj sobie co chce będzie — poczęła cicho. — Pójdę ztąd. bodaj o żebraczym chlebie, pójdę! nie wytrzymam! Wuj, który szuflę jeszcze trzymał w rękach, załamał je, zapomniawszy się. i padła z wielkim hałasem na tok. Miał się schylić, aby ją podnieść, gdy Justka podbiegła i podała. Mógł teraz zajrzeć w jej oczy zaczerwienione, przypatrzeć się twarzyczce wychudłej, zmęczonej, i litość go przejęła. Zwolna rękę położył na główce dziewczęcia, pogłaskał ją i zamruczał. — Bądź cierpliwa. Wszystko to są bzdurstwa; przejdzie to, zapomni się. Dziewczę, zadumane, zdawało się myśleć o czem innem. — Kochany wuju — szepnęło — a czy to już dla mnie tyle świata, co w Baranówce? Czyż ja sobie, choć smarkata, nie mogłabym na kawałek chleba i gdzieindziej zarobić, aby tu tego ponie wierania nie cierpieć. Dobrze tobie mówić, co nie widzisz, ani słyszysz, jak ona po całych dniach znęca się nademną. Gdybym nie wiem co zrobiła, zawsze źle. Pójdę w świat! pójdę w świat! Rabicki oglądał się wylękły. — Cicho ty. szalona! Nie pleć i nie bałamuć