Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Czy była to normalna, ludzka reakcja, czy może jego wrodzona przekora? Jak pokusa wydawania pieniędzy, kiedy się jest zupełnym bankrutem? Cóż, wiedziałeś przecież, że to niebezpieczna posada, kiedy ją przyjmowałeś, prawda? Zgadza się. Poniedziałek, 3 stycznia 2011 roku, godzina 11.15 Quantico, Wirginia Pułkownik John Howard siedział na kozetce doktora Kyle’a w klinice bazy, przyglądając się, jak starszy pan wertuje komputerowe wydruki. Kyle pokręcił głową. - Nie wiem, co ci powiedzieć, John. Prześwietlenia, EEG, EKG, MRI*, MEG* - wszystko w porządku. Twoje ciśnienie krwi odpowiada normie dla mężczyzn o połowę młodszych od ciebie, masz absolutnie prawidłowe odruchy, w żadnym ciemnym zakamarku nie rośnie nic, czego byśmy nie chcieli. Nie masz AIDS, żółtaczki, raka prostaty, czy opryszczki. Niski poziom cholesterolu, enzymy wątrobowe w porządku, hormony w normie - cały twój obraz krwi jest absolutnie prawidłowy, może z wyjątkiem nieco zwiększonej liczby ciałek białych, co mogłoby wskazywać na jakąś infekcję wirusową. Ale równie dobrze mogli się pomylić w laboratorium, bo odstępstwo od normy jest minimalne. Jesteś najzdrowszym człowiekiem, jakiego widziałem od miesiąca. - No to dlaczego jestem ciągle zmęczony? Pułkownik Kyle miał sześćdziesiątkę. Howard był jego pacjentem od wielu lat. Doktor uśmiechnął się. - Cóż, nikt z nas nie robi się młodszy. Mężczyzna w twoim wieku musi sobie uświadomić, że nie będzie w nieskończoność dorównywał kondycją rekrutom. - W moim wieku? Jezu, przecież ja wcale nie wyglądam na swoje lata! Kule roześmiał się. - Daj spokój, kiedy się przekroczy czterdziestkę, trzeba się liczyć z koniecznością zwolnienia trochę tempa. Pewnie, właściwa dieta i ćwiczenia mogą zwolnić proces starzenia się, i to znacznie, ale masz już za sobą czasy, kiedy mogłeś balować całą noc - wiesz, wino, kobiety i śpiew - a rano chwytać plecak i biegać z nim przez cały dzień. To, co stanowiło lekką rozgrzewkę, kiedy byłeś rekrutem, oznacza przetrenowanie dla pułkownika w takim wieku, że mógłby być ojcem tamtego zucha. - Więc mówisz, że powinienem trochę zwolnić? - Nie „powinieneś”. Zwolnisz, czy ci się to podoba, czy nie, bo taka już jest natura organizmu ludzkiego. Jesteś w lepszej formie niż większość dwudziestolatków, z którymi mam tu do czynienia, bez dwóch zdań. Ale pozostaje faktem, że dwudziestolatek u szczytu formy biega szybciej, szybciej się regeneruje i ma więcej energii niż czterdziestolatek w doskonałej formie. Nie mówię, że masz zaparkować tyłek w bujanym fotelu, głośno mlaskać i czekać na starcze zniedołężnienie, ale musisz zdać sobie sprawę z realiów. Jeśli trenujesz na siłowni cztery razy w tygodniu, to ogranicz się do dwóch razy. Jeśli biegasz piętnaście kilometrów dziennie, to zacznij biegać siedem. Więcej dbaj o rozgrzewkę, pamiętaj o ćwiczeniach na rozciąganie mięśni, zarówno przed większym wysiłkiem, jak i potem, daj sobie więcej czasu na regenerację. Nie dysponujesz już takimi rezerwami, jak kiedyś. Stary samolot można dość długo utrzymywać w doskonałym stanie, ale prędzej czy później wystąpi zmęczenie metalu, bez względu na to, ile razy przeprowadzisz remont kapitalny silnika czy układu hydraulicznego. Howard wpatrywał się niego. W końcu doktor nie ogłaszał mu przecież wyroku śmierci... Nieprawda, właśnie że ogłaszał. Dokładnie to. Przypominał mu, że trzeba kiedyś umrzeć i że czasu zostało już mniej niż kiedyś. No tak, tego mi jeszcze było trzeba. Howard westchnął. - W porządku. Dziękuję, doktorze. - Nie przejmuj się tak bardzo, chłopcze. Całkiem prawdopodobne, że zostało ci jeszcze parę dobrych lat. Mam ci wypisać receptę na suszone śliwki i Geritol? Styczniowe niebo było bezchmurne, a powietrze zimne. Howard ruszył do biura, zastanawiając się nad tym, co powiedział mu Kyle. W porządku, ograniczy trochę ćwiczenia i przekona się, na ile to pomoże. Jeśli doktor miał rację, to powinien się poczuć lepiej. Oczywiście, będzie się też czuł gorzej, wiedząc, że to nie jakaś zwykła bolączka, którą można szybko wyleczyć. Nikt nie wynalazł dotąd lekarstwa na starzenie się. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że i jego czas nie omija. Dotąd zawsze mu się wydawało, że nawet po dziewięćdziesiątce będzie wyglądał i czuł się tak samo jak wtedy, kiedy miał dwadzieścia, czy trzydzieści lat, nie licząc tych paru zmarszczek. Może rzeczywiście coś przemawiało za tym, żeby zginąć w walce, zanim czas zmąci umysł i spojrzenie? Przynajmniej się człowiek nie męczył. Poniedziałek, 3 stycznia 2011 roku, godzina 11.15 Waszyngton, Dystrykt Columbia Dla Tyrone’a życie właśnie się skończyło. Stał w sklepie CardioSports, między monitorami akcji serca a kolekcją stoperów w gablocie, spoglądając przez okno na centrum handlowe. On sam był nieźle zamaskowany, mając za sobą wieszak z kombinezonami narciarskimi, ale za to doskonale widział, co działo się przy restauracyjnych stolikach po drugiej stronie promenady. Widział Bellę, która siedziała przy jednym ze stolików. Siedziała z kimś. Belladonna Wright była w towarzystwie Jeffersona Bensona, siedziała przy białym owalnym stoliku naprzeciw niego, trzymała jego dłonie w swoich i uśmiechała się do niego. Uśmiechała się do niego. O Boże! Poczuł, że robi mu się niedobrze, że zaraz zwymiotuje