Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
To sieć szpiegów i służących Ciernia pomagała królowej zachować władzę do czasu, gdy jej syn osiągnie pełnoletność. Cierń był bliski, bardzo bliski, osadzenia na tronie kolejnego dziedzica rodu Przezornych. A jednak, patrząc na niego, widziałem, że te sukcesy go nie zadowolą. Nie uzna żadnego osiągnięcia za pełne zwycięstwo, dopóki nie zdobędzie dla siebie tego, czego zawsze pożądał. Miał już władzę i wszystkie korzyści z niej płynące. Mógł się nią posługiwać otwarcie, a lud akceptował to jako prawo należne doradcy królowej. Niemniej jednak w tym poważanym doradcy wciąż czaił się pozbawiony praw bękart, wydziedziczone dziecko. Żadnego tryumfu nie uzna za wystarczający, dopóki nie opanuje Mocy i, tak, nie pokaże innym, że ją opanował. Obawiałem się, że dążąc do osiągnięcia tego jednego celu, może częściowo zniszczyć swoją dotychczasową pracę. Jego determinacja mogła go zaślepić. Patrzyłem więc, jak waży moje słowa i snuje własne myśli na ten temat. Przyglądałem się mu i czekałem. Nie mógł odwrócić biegu lat. Nawet Moc nie mogła go na powrót uczynić młodym. Może jednak, tak jak Pustułka, mógłby zwolnić proces starzenia się i naprawić wyrządzone przezeń szkody. Jego włosy były tak samo siwe jak przedtem, a zmarszczki na twarzy równie głębokie. Lecz guzy na kłykciach zniknęły, a rumieńce na policzkach świadczyły o kwitnącym zdrowiu. Białka oczu Ciernia lśniły czystą bielą. Wreszcie ujrzałem, że podjął jakąś decyzję. I serce we mnie zamarło, gdy wstał pośpiesznie, bo w jego chęci do wyjścia dostrzegłem pragnienie zakończenia tej rozmowy. – Nie wydobrzałeś jeszcze, Bastardzie – rzekł, już stojąc. – Upłynie wiele dni, zanim będziesz na tyle silny, by dalej uczyć Sumiennego i Młotka tego, co wiesz o Mocy. A te dni to czas, którego nie chcę marnować. Tak więc, kiedy ty będziesz wracać do zdrowia, ja zamierzam kontynuować badania Mocy. Będę ostrożny, obiecuję. Nikt oprócz mnie nie poniesie ryzyka. Lecz skoro już to zacząłem, skoro poczułem przedsmak tego, co może dla mnie znaczyć Moc, nie wycofam się. Nie wycofam. Ruszył w stronę drzwi. Chrapliwie zaczerpnąłem tchu. Byłem niemal u kresu sił. – Nie rozumiesz, Cierniu? To, co czujesz, to zew Mocy, przed którym ostrzega się wszystkich uczniów! Wchodzisz w nurt Mocy na własne ryzyko. Jeśli cię stracimy, zmniejszy się siła całego kręgu. A jeśli pociągniesz za sobą Młotka, zniszczysz krąg całkowicie. Położył dłoń na zasuwce. Nie odwrócił się, by na mnie spojrzeć. – Musisz odpoczywać, Bastardzie, zamiast tak się denerwować. Kiedy poczujesz się lepiej, omówimy to ponownie. Wiesz, że jestem ostrożnym człowiekiem. Zaufaj mi. To rzekłszy, wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ruszał się żwawo, jak dziecko, które próbuje umknąć z pokoju przed burą. Lub człowiek, który ucieka przed prawdą, której nie chce usłyszeć. Zapadłem się głębiej w krzesło. Gardło i usta miałem wyschnięte, w głowie mi huczało. Uniosłem dłonie, by osłonić oczy przed światłem. Zadałem pytanie tej małej ciemności: – Czy zdałeś sobie kiedyś nagle sprawę, że jest ktoś, kogo kochasz, ale w tej chwili niezbyt go lubisz? – Dziwne, że pytasz o to mnie – zauważył oschle Błazen, stojący tuż za mną. Potem usłyszałem, jak odchodzi. Musiałem tam chyba zasnąć. Kiedy się obudziłem, było popołudnie i wszystko mnie bolało przez kulenie się na krześle. Na stoliku obok stała taca z jedzeniem. Wystygło już mimo przykrycia. Na powierzchni rosołu pływały grudki tłuszczu. Było też mięso, tak samo zimne. Żucie go zmęczyło mnie po dwóch kęsach. Zmusiłem się, by je zjeść, choć czułem, jak zalega mi w żołądku niczym kamień. Dali mi rozwodnione wino i znowu kawałki chleba w mleku. Nie miałem na to apetytu, choć nie potrafiłbym powiedzieć, na co tak właściwie mam chęć. Zmusiłem się do zjedzenia wszystkiego. Miałem dziecinną ochotę, by się rozpłakać z powodu tej strasznej, obezwładniającej mnie słabości. Powlokłem się z powrotem do mojego pokoiku. Chciałem umyć twarz, by sprawdzić, czy zdołam się wyrwać z tego letargu. Miałem wodę w dzbanku i ściereczkę do wytarcia się, ale zniknęło moje lusterko, prawdopodobnie uprzątnięte podczas przemeblowania, jakie zarządziła Ketriken. Umyłem się, lecz nie poczułem się po tym żwawszy. Wróciłem do łóżka. Dwa następne dni minęły w tej samej mgle słabości i znużenia. Jadłem i spałem, lecz siły wracały mi straszliwie wolno. Cierń mnie nie odwiedził. To mnie nie dziwiło, lecz Sumienny też nie przyszedł. Czyżby stary kazał mu się trzymać z dala ode mnie? Złocisty nie miał mi wiele do powiedzenia i odprawiał moich gości, twierdząc, że wciąż nie wydobrzałem na tyle, by ich przyjmować. Dwukrotnie słyszałem zaniepokojony głos Trafa, a raz Wilgi. Nie miałem energii, by się ruszyć, choć od bezruchu wszystko mnie bolało. Leżałem samotnie w łóżku albo siedziałem na krześle przy kominku. Martwiłem się i zarazem nudziłem. Myślałem o zwojach traktujących o Mocy, znajdujących się w starej komnacie Ciernia, ale wyzwanie, jakie stanowiły schody, zniechęcało mnie. Nie mogłem się też zmusić, by poprosić o przysługę Błazna. I nie chodziło jedynie o to, że nigdy nie pozbywał się przebrania pana Złocistego. Rzecz w tym, że obaj ugrzęźliśmy w chłodnym i uprzejmym wzajemnym ignorowaniu się. To tylko mogło pogorszyć nasze stosunki, lecz nie potrafiłem się przemóc, by spróbować innego sposobu. Wydawało mi się, że dołożyłem już wystarczająco wiele starań, które jednak zostały odrzucone. Chciałem, by dał jakiś znak, że pragnie naprawić sytuację między nami. Nie zrobił tego. Tak minęły dwa dni mojej żałosnej egzystencji, wlokąc się niemiłosiernie. Następnego dnia wstałem z postanowieniem, że doprowadzę się do porządku. Może jeśli wstanę i zacznę się ruszać, jakbym był zdrowy, to tak się poczuję. Zacząłem od mycia, a potem zdecydowałem, że się ogolę. Mój wielodniowy zarost zaczynał wyglądać jak porządna broda. Podszedłem powoli do drzwi służbówki i rozejrzałem się. Złocisty siedział za stołem, przeglądając kilkanaście jedwabnych chusteczek w różnych odcieniach żółci i pomarańczu i przykładając jedne do drugich. Chrząknąłem. Nie poruszył się. Doskonale. – Wybacz mi, panie Złocisty, jeśli ci przeszkadzam. Chyba gdzieś zapodziałem lusterko do golenia. Czy mógłbyś użyczyć mi swojego? Nie podniósł wzroku. – Sądzisz, że to rozsądne? – Pożyczenie lusterka? Golenie się bez niego uderza mnie jako znacznie mniej rozsądne. – Chodzi mi o to, czy rozsądnym jest, byś się golił