Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Trolle zostaly pokonane - odezwal sie jakis Elf, nadal zdumiony tym, co sie wydarzylo. Shadrach spojrzal na otaczajace go Elfy. Bylo ich wiele, znacznie wiecej, niz dotad widzial. Wszystkie Elfy wyruszyly do boju. Ich twarze byly ponure i surowe, przejete powaga chwili, zmeczone straszna walka. - Tak, odeszly wszystkie - powiedzial Shadrach. Odzyskiwal oddech. - Udzielilyscie mi pomocy w ostatniej chwili. Ciesze sie, ze przyszlyscie wlasnie wtedy. Bylem bliski konca, walczac sam jeden ze wszystkimi Trollami. - Król Elfów sam jeden zatrzymal cala armie Trolli - oswiadczyl piskliwie jakis Elf. - Co?! - wykrztusil zaskoczony Shadrach. A potem usmiechnal sie. - To prawda, przez jakis czas walczylem z nimi zupelnie sam. Sam zatrzymalem Trolle. Cala cholerna armie Trolli. - Jest jeszcze cos wiecej - odezwal sie inny Elf. Shadrach zamrugal oczami: - Wiecej? - Spójrz tam, o Królu, najpotezniejszy ze wszystkich Elfów. Tedy, w prawo. Elfy zaprowadzily Shadracha w to miejsce. - Co to jest? - mruknal, nic z poczatku nie widzac. Spojrzal w dól, usilujac przeniknac wzrokiem ciemnosci. - Czy nie mozna by tu poswiecic pochodnia? Kilka Elfów przynioslo male pochodnie z sosnowego drzewa. Tam, na zamarznietej ziemi, lezal na plecach Phineas Judd, wpatrujac sie w niebo szeroko otwartymi oczami. Usta mial pólotwarte. Nie poruszal sie. Jego cialo bylo zimne i sztywne. - On nie zyje - powiedzial uroczyscie jakis Elf. Shadrach, nagle zatrwozony, z trudem przelknal sline. Zimny pot wystapil mu na czolo. - Na Boga! To mój stary przyjaciel! Co ja zrobilem? - Zabiles Wielkiego Trolla. Shadrach umilkl. - Co ja zrobilem? - Zabiles Wielkiego Trolla, wodza wszystkich Trolli. - To sie nigdy dotad nie zdarzylo! - zawolal z podnieceniem w glosie inny Elf. - Wielki Troll zyl wiele stuleci. Nikt nie umial sobie nawet wyobrazic, ze kiedykolwiek móglby umrzec. To najdonioslejsza chwila w naszej historii. Wszystkie Elfy spogladaly na nieruchome cialo ze zdumieniem zmieszanym ze spora doza leku. - Och, co wy! - zaoponowal Shadrach. - Przeciez to tylko Phineas Judd. Lecz gdy to mówil, ciarki przeszly mu po plecach. Przypomnial sobie, co zobaczyl tak niedawno, gdy gasnace swiatlo ksiezyca oswietlalo jego starego przyjaciela. - Spójrz. - Jeden z Elfów nachylil sie i rozpial blekitna kamizelke Phineasa. Rozchylil zarówno surdut, jak i kamizelke. - Widzisz? Shadrach pochylil sie, by lepiej widziec. I az steknal z zaskoczenia. Pod blekitna kamizelka Phineasa Judda zobaczyl kolczuge z zasniedzialej pordzewialej stali, obciskajaca krepe cialo. Na kolczudze wyryte byly insygnia, ciemne, zniszczone przez czas, pokryte brudem i rdza. Na pól zatarty, rdzewiejacy emblemat, skrzyzowana noga sowy i muchomor. Godlo Wielkiego Trolla. - Ojej! - powiedzial Shadrach. - To ja go zabilem. Przez dlugi czas w milczeniu spogladal w dól. Pózniej powoli uswiadomil sobie wage tego, co sie stalo. Wyprostowal sie z usmiechem. - Cóz to jest, Królu? - pisnal jakis Elf. - Wlasnie pomyslalem o czyms - odparl Shadrach. - Wlasnie zdalem sobie sprawe, ze... ze poniewaz Wielki Troll nie zyje i armia Trolli zostala zmuszona do ucieczki... Urwal. Wszystkie Elfy czekaly w milczeniu. - Pomyslalem, ze moze... to jest, moze nie jestem juz wam potrzebny... Elfy sluchaly go z szacunkiem. - Co takiego, potezny Królu? Mów dalej. - Pomyslalem, ze moze móglbym teraz wrócic do mojej stacji benzynowej i przestac byc Królem. - Shadrach rozejrzal sie dookola z nadzieja. - Czy tak nie uwazacie? Wojna skonczyla sie. On nie zyje. Co na to powiecie? Elfy milczaly jakis czas. Patrzyly smutnie w ziemie. Zaden nic nie powiedzial. Wreszcie poczely odchodzic, gromadzac sie wokól choragwi i proporców. - Tak, mozesz wrócic - odezwal sie spokojnie jakis Elf. Wojna jest skonczona. Trolle zostaly pokonane. Mozesz wrócic do swojej stacji benzynowej - jezeli tego rzeczywiscie pragniesz. Shadrach odetchnal z ulga. Wyprostowal sie, usmiechniety od ucha do ucha. - Dziekuje! To wspaniale! To naprawde wspaniale! To najlepsza nowina, jaka uslyszalem w zyciu. Oddalil sie od Elfów, zacierajac rece i chuchajac w nie. - Cholernie dziekuje! - usmiechnal sie szeroko do milczacej gromady. - No cóz, pójde sobie juz. Jest pózno. Pózno i zimno. To byla ciezka noc. Zo... baczymy sie potem. Elfy w milczeniu skinely glowami. - Swietnie. Zatem, dobrej nocy. - Shadrach odwrócil sie i poczal isc sciezka. Zatrzymal sie na chwile, pomachal Elfom. - To dopiero byla bitwa, co? Naprawde sprawilismy im porzadne lanie. - Przyspieszyl kroku