Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pomost byB naprawd wspaniaBy, sBu|yB do opalania, skakali[my do wody z jego koDca (tam jezioro ma okoBo trzech metrów gBboko[ci), cumowali[my przy nim |aglówk i rower wodny. Na rower mama czasem wsiadaBa (byB to rower na dwie osoby) i pBynBa wzdBu| brzegu, ale na |aglówk nie weszBa nigdy. {aglówka byBa domen Maka. Czasem wypBywaB sam i kilka razy skoDczyBo si to niezbyt przyjemnie. - Raz, czego byBem [wiadkiem - opowiada Bogdan - nawracaB zbyt blisko brzegu i zarzuciBo go na mieliznie. SkoDczyBo si niegroznie, o wiele grozniej byBo innym razem, gdy na [rodku jeziora |aglówka si wywróciBa, a Maciek znalazB si pod Bódk. Dobrze, |e umiaB [wietnie pBywa - kiedy[ zrobiB kurs dla nurków, pBywaB w Morzu Martwym i robiB kamer zdjcia podwodne. Ale cho tak dobrze pBywaB, rzadko si kpaB, twierdzc, |e woda jest za zimna. Nieraz Dorota namawiaBa go dBugo, zanim zdobyB si na wej[cie do jeziora. WygldaBo to komicznie: staB po kolana w wodzie, oblewaB sobie ramiona, nacieraB skór, trwaBo to z pitna[cie minut, zanim wreszcie si zanurzyB. Ale wtedy pokazywaB, co potrafi - dopBywaB zwykle do drugiego brzegu i wcale nie wygldaB na zmczonego. Dorota wolaBa tego nie oglda. Ja natomiast, mocno niespokojny, staBem na pomo[cie, a| Maciek pBynB z powrotem, i zaraz dawaBem Dorocie zna, |e wróciB. Maciek rzadko te| wychodziB na spacery. Ale byB taki okres, gdy co wieczór braB Mrów i gdzie[ koBo jedenastej wieczorem szedB na spacer przez las do odlegBego o pi kilometrów Ro|yDska. WracaB po kilku godzinach. W dzieD, gdy razem z mam miotaBy[my si midzy le|akami, jeziorem a zacienion werand, tata przesiadywaB w kuchni. Czasami mruczaB: - No niejedna si opala, druga czyta, trzecia siedzi przy komputerze, a ja tu robi za kucharza. Ale wiedziaBy[my, |e lubi gotowa. W czasie gdy dusiBo si miso, czytaB ukochan Simone WeH 323 lub Thomasa Mertona. Ja i MaBgosia nakrywaBy[my do stoBu, tata podawaB. Najcz[ciej zup, bardzo gst, z du| ilo[ci warzyw i kawaBkami misa, a potem miso z ziemniakami. Mama robiBa saBat z sosem winegret. Tata wolaB je[ sam w kuchni, cho niekiedy dawaBo si go namówi na wspólny posiBek na werandzie. Zawsze dbaB o to, by najpierw nam da obiad, dopiero potem nakBadaB sobie, po czym jeszcze przychodziB i pytaB, kto chce dokBadk, my wtedy mówiBy[my, |e jeste[my bardzo najedzone (co zreszt byBo prawd), wiedzc doskonale, |e byB gotów zrezygnowa ze swojej porcji