Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
i chóralnie. ędzie okazja wie Źał ton rozkazują [ylko wstać i róże stępny kwadrans; /. W niespełna { t się poruszyć! Zn iach. W sali jadalń > znajdował się t< la może jakieŁ żyć hwalił go Lahrman pana. Niech pan t 'liwe uznanie z mp sunęli cały ten chla ie. ostro i bezwzglęi się upić aż do utra ężczyzną, okazuje l i jdę JUŻ. życząc dobl lie minęła. Wpadnę l iczekują. ? czekano. Po spoż^ tórym klucznik Sing l kuchenny jak i goi lami, a tylko niektól ;, pogrążeni oczywiŁl luschmuller i pani Kil i głosem, uprzejmej l idy od jednej grupy 'Ź: drugiej z napełnionym właŁnie kielichem w dłoni. Wyglądał jak ' przysadzisty, ciekawski pies myŁliwski, który stale węszy za czymŁ wokoło. W tym czasie kapitan lekarz K.ónigsberger przerzucał wielko-niemiecki organ prasowy ..Yólkischer Bcobachter". zachowując przy ; 'tym nieruchome oblicze. Porucznik Wagner obserwował go bacznie. | ;wcale się tym nie krępując, do momentu, aż usłyszał mruknięcie. ( które zabrzmiało jak ..hm". - Panie doktorze zareagował natychmiast porucznik czy l mógłbym spytać, co miał pan na myŁli, wydając to podejrzane l inrrknięcie? | Ź Rozmowy ucichły jak nożem uciął. Z lekką irytacją spoglądali | wszyscy na Wagnera i już nie tak niefrasobliwie na Kónigsbergera. j Lekarz pozwolił sobie na rozważny ruch głową. J. - O czym pan mówi. panie Wagner? Nie wydaje mi się, bym zamruczał, a do tego jeszcze jakoŁ podejrzanie; nie uczyniłem tego w ciągu ostatniego kwadransa, a już z pewnoŁcią nie tyczyło to |-pana. Słowa te zabrzmiały uprzejmie, niemniej znowu podziałały jak j (prowokacja. j - Wybaczy pan. doktorze, ale słuch mam wyŁmienity. Usłysza-| fcm wyraźnie, jak wymówił pan ..hm", ze zdecydowanie pogardliwą | intonacją. I to podczas lektury komunikatu Wehrmachtu na pierw-I Bej stronie. |„ - To by się nawet zgadzało - przyznał K.ónigsberger ku po-|lłszechnemu zdziwieniu obecnych. - Jednak w żadnym razie, jak pan |i ingeruje, panie Wagner, w głosie moim nie było pogardliwej nuty. |'Chyba raczej nuta niepokoju. J; - Co takiego, co takiego0 - złapał go natychmiast za słowo llporucznik. - Podczas czytania komunikatu Wehrmachtu z Kwatery I^Hównej Fuhrera odczuwa pan niepokój? |," - OczywiŁcie, ogarnia mnie pewien niepokój, a pana nie, panie |'Wagner? Mam tu na myŁli to stałe cofanie się. - Nazywa to pan cofaniem się. człowieku'? Skąd pan wziął ten nin? Chodzi tylko o prostowanie frontu, o wielkie, strategicznie 'ne i uprzednio szczegółowo zaplanowane rozstrzygnięcia. Radzę anu tak na to spojrzeć: zgodnie z dobrze obmyŁlonym planem czyniliŁmy z naszej twierdzy, której na imię Niemcy, najbardziej ibszemy teren wypadowy, skąd, atakując nieprzyjaciela, przysparza-ły mu gigantycznych strat. Teraz ciągniemy znowu za nasze wały, |pozwalając resztce przeciwników przypuŁcić szturm, w którego efek-|de ostatecznie się wykrwawią. 159 C/y )'est to pański pogląd, że tuk powiem, urzędowy?-j prowokacyjnie Kónigsberger. Źj Tymc/.asem Pollandt szeptał cos / Kastorem. Nie chcielif dopodobnie dopuŁcić, by prysł dobry nastrój tego wieczoru. I zdobył się na w miarę spokojny ton: - Nasz kapitan lekarz jest wprawdzie również oficera można jednak zakładać, że jest on w stanic myŁleć kateg strategii wojskowej. - Dlatego musi dołożyć starań w tym kierunku - doma porucznik Wagner. A przynajmniej czynić to bardziej inten? niż dotychczas, co w końcu byłoby po myŁli naszego pana koi danta. Nie można wdawać się w negatywne spekulacje, lecz dąż) poznania prawdy pozytywnej. Kónigsberger zdobył się na Łmiech, który nawet zabn w miarę wesoło. - Sądzi pan, panie Wagner, że istotnie pan wi jest po myŁli pana pułkownika? Lub co należy rozumieć pod ciem pozytywu? Lub też co oznacza prawda? Prawda, szano pani i moi panowie, prawda, traktując rzecz filozoficznie, jest ( ciem bodaj najbardziej zagadkowym, jakie kiedykolwiek stwór ludzka myŁl. A chcąc widocznie Wagnera jeszcze bardziej grążyć. pozwolił sobie na dalszą prowokację: - Ignoramus et norabimus! Co mniej więcej znaczy: ..Nie wiemy i nie będzie wiedzieć". Porucznik Wagner oblał się rumieńcem oburzenia. Z trud szukał w myŁli słów. co u niego było wręcz rzadkoŁcią. I wówc; ku pełnemu zaskoczeniu wszystkich, włączył się do dyskusji nowy oficer: To przecież gówno! Przepraszam panią, ale trzeba to okreŁla dosadnie. Paplaniną nie posuniemy się do przodu. Liczą się tyłka czyny. JeŁli ktoŁ nie jest zdeklarowanym Niemcem, to precz z nimi JeŁli komuŁ rodzą się w głowie nie dające się udowodnić podejrzenia, to precz z nim.' - Proszę się łaskawie nie mieszać do spraw, podporucznik! Kersten - zganił go Wagner - których nie może pan zrozumieć, nit znając okreŁlonych układów w naszym obozie. - Czego pan chce, Wagner - odburknął Kersten. - Przecież w zasadzie jestem całkowicie po pańskiej stronie. Nie ma rzeczy! połowicznych, albo tak. albo tak! Nic poŁrodku. Dlatego właŁnie nadstawiamy karku na froncie. - Z satysfakcją to słyszę, Kersten - odrzekł Wagner. 160 n. urzędowy'? spytał em. Nie chcieli praw- tego wieczoru. Kastor również oficerem, me ie myŁleć kategoriami ierunku domagał się ;o bai-d/iej intensywnie naszego pana komen- >ekulacje. lecz dążyć do Hory nawet zabrzmiał że istotnie pan wie, co :ży rozumieć pod poję- ia? Prawda, szanowna filozoficznie, jest poję- kiedykolwiek stworzyła ra jeszcze hardziej po- ję: Ignoramus et ig- wiemy i nie będziemy n oburzenia. Z trudem rzadkoŁcią. I wówczas, 'vi się do dyskusji ten ią, ale trzeba to okreŁlić przodu. Liczą się tylko iemcem. to precz z nim! ; udowodnić podejrzenia, r spraw, podporuczniku może pan zrozumieć, nie ozie. :nąl Kersten. - Przecież stronie. Nie ma rzec? iŁrodku. Dlatego właŁni xirzekł Wagner. - Jednakże wtrącił zręcznie kapitan Tauschmuller wszystko w swoim czasie. Majorowie skwitowali tę wypowiedz krótkim, aprobującym Łmiechem. Wstali z miejsc oŁwiadczając, że chcą w sąsiednim pokoju przygotować się do wielkie), Łwiątecznej rozgrywki szachowej. Naj-pierw jednak zarządzili, by podano tam butelkę burgunda, drugą zaŁ, aby trzymano w rezerwie a klucznik Singer zapewnił, że tak się stanie. Wydawało się. że takie rozwiązanie przypadło do gustu kapita-nowi Tauschmullerowi. Zerknął na panią Klarfeld i oznajmił: - Za-mierzam się wycofać. Po czym zapytał, czy może jej towarzyszyć