Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Okazuje się, że jest "nie- wyżytym aktorem". Pożegnałam go słowami: "Dziękujemy za humor z dowcipem". 17 XII I 960. Sobota Dnie są ciemne jak zmierzchy i całkiem nieruchome. Taka bezwie- trzność u nas niezmiernie rzadka. Cały czas poram się z tym kawałkiem "Święta we mgle". O jedenastej skończyłam'. Do dwunastej wciąż jeszcze to sceptycz- nie czytałam, dziwiąc się, że tyle błędów maszyny. Odzwyczaiłam się pisać na maszynie. Zasnęłam o wpół do drugiej - nie bez satysfakcji, że jeszcze coś potrafię skończyć. # W związku z prośbą "Przeglądu Kulturalnego" o jakiś tekst do numeru świąteczne- go Dąbrowska napisała (na podstawie dziennika okupacyjnego) nowy fragment od daw- na nie ruszanej powieści. To właśnie Święta we mgle, opublikowane w "Przeglądzie..." 1961, nr 1 jako fragment powieści, sprowokowały redakcję do propozycji druku tej po- wieści w odcinkach, a więc odegrały w końcowej fazie historu Przygód czfowieka my- ślącego rolę rozstrzygającą. 110 20 XII 1960. Wtorek Do powrotu p. Hani, pisząc całe przedpołudnie, skończyłam kawałek do "Współczesności" zatytułowany "Conrad skandaliczny"' - co wpra- wia mnie w dobry humor. Zwłaszcza że i ogólny stan zdrowia się nie pogorszył. To wydaje mi się niemal cudem, ale moje zdrowie jest teraz lepsze, niż było kiedykolwiek od półtora niemal roku. # M. Dąbrowska - Conrad skandaliczny, "Współczesność" 1961, nr 1; przedruk w: Szkice o Conradzie, wyd. II uzupełnione,1974. 27 XII 1960. Wtorek W drugie święto byłam o dziesiątej na mszy. Msza przy ołtarzu była cicha - chór śpiewał kolędy, ale też trochę fałszował. Kościół wtórował fałszywie tylko kolędom "Bóg się rodzi", "W żłobie leży" i "Przybieżeli do Betlejem pasterze". Innych już nie znają. Kazanie wygłosił, zdaje się, stary proboszcz, w tłoku nie widziałam. Mówił defetystycznie, wzy- wał do aktywności religijnej, jakby komunista wzywał do aktywności partyjnej. Ewangelia była o św. Szczepanie, pierwszym męczenniku Kościoła. Ze mszy poszłam do Toli Pęskiej. 28 XII 1960. Środa Święta minęły cicho, spokojnie, z wyjątkiem tych zakłóceń przynie- sionych z zewnątrz: radio i światło. Trochę jakieś zrezygnowane święta, na nic specjalnie przyjemnego nie nastawione. Anna mówi: "Przestałam czekać. Przestałam w ogóle na cokolwiek czekać". Smutne tojakieś. I melancholijne listy do nas obu od Hernasa. Skończyła się dawna uliczka Lindego. Już po ciemku z Anną trochę na spacer. Trochę mi do- lega, że właśnie lepiej się czując spędzam dnie jedynie na czytaniu. 29 XII 1960. Czwartek Mam dziwne demaskujące mnie zapomnienia. 27 grudnia wieczorem zadzwoniła z Krakowa Hanka Olczakowa. Jej matka umarła tego dnia po operacji raka. Podobno chciała leżeć w Warszawie. P. Hanka prosi, żebym zatelefonowała do Iwaszkiewicza, aby wyjednał pogrzeb na Po- wązkach Wojskowych (świecki cmentarz). 28 rano zadzwoniłam do Ja- 111 rosława. Już wiedział, dzwonił do Gisgesa i miał dzwonić do Kraśki z KC'. I zaraz na śmierć o tym wszystkim zapomniałam, takjakby pani Jani- na już dawno dla mnie nie żyła. Mam niewierne serce, które pogrzebało już wszystkich przecież żyjących ludzi z mego dawnego czasu. Umarł już i ten czas. A jednak jeszcze nie na tyle, żebym mogła zrobić z niego tworzywo powieści. # W i n c e n t y K r a ś k o (1916-1976), działacz polityczny, dziennikarz. Ukończył studia prawnicze na USB w Wilnie. Podczas wojny pracował jako robotnik rolny. Po wyzwoleniu pracował w redakcji "Dziennika Bałtyckiego", następnie redaktor naczelny "Kuriera Szczecińskiego", "Głosu Wielkopolskiego", "Słowa Ludu", "Gazety Poznań- skiej". Od 1948 w PZPR, od 1959 członek KC. Od 1954 sekretarz propagandy, a w końcu I sekretarz KW PZPR w Poznaniu. W 1. 1960-71 kierownik wydziahz kultury KC PZPR. Następnie wicepremier, a od 1972 członek Rady Państwa. Od 1974 sekretarz KC PZPR. 30 XII 1960. Czwartek Zaczęłam wreszcie ponownie przepisywać "Dzienniki" (1956 rok). Chcę opracować na nowo "Skórkę od słoniny". Ciągle ciemno a ciem- no. Nabrałam zwyczaju czytywać nocą do 1-2 godziny. Przeczytałam Faulknera "Światłość w sierpniu". Wciąż rotmistrz Blunt przychodzi na pamięć. I ta "conradowska" obsesja wierności przegranej sprawie, wid- mom przegranej sprawy. Czytam "Urząd" Brezy. Też świetna powieść. Co za szatańskie wy- konanie. Przecież ten urząd sądu kardynalskiego działa ściśle jak nasza partia, nasze UB. Świetny pensjonacik skwaszonych emigrantów. Cza- sem popadam w półsen i wtedy tworzę dalsze zdania powieści. Otwie- ram oczy i na próżno szukam ich na kartkach książki. 31 XII 1960