Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Nie - uparłam się. - Jadę z tobą. Duma nie pozwalała mi wyznać, że boję się zostać sama, ale bardzo chętnie powiadomiłam Jamiego, że boję się o niego. - Sam powiedziałeś, że nie wiadomo, co się stanie. Nie chcę czekać i przez cały czas zastanawiać się, co się z tobą dzieje. Pozwól mi z sobą pojechać. Obiecuję, że nie będę się nikomu pokazywać. Nie zamierzam bezczynnie siedzieć i martwić się przez cały dzień Westchnął niecierpliwie, ale przestał się ze mną kłócić. A kiedy dotarliśmy do ZE ka, chwycił wodze mojego konia i zmusił mnie do zjechania, z drogi na trawę. Zeskoczył na ziemię i przywiązał oba wierzchowce do krzaków. Nie zwracając uwagi na moje protesty, wszedł pomiędzy drzewa. Ja uparcie tkwiłam na końskim grzbiecie. Nie mnie zmusić, pomyślałam. Wreszcie pojawił się z powrotem. Reszta jeźdźców zniknęła już wcześniej, ale , pamiętny poprzedniego doświadczenia z innej pustej polanki, nie zamierzał odjechać przed dokładnym przeszukaniem terenu. Posunął się nawet do sprawdzenia kijem wysokiej Wrócił, odwiązał konie i wskoczył na siodło. - W porządku - oznajmił. - Wjedź w gęstwinę, Claire, i ukryj się dobrze. Wrócę po ciebie, jak tylko zakończę sprawy. Nie wiem, jak długo mnie nie będzie z pewnością pojawię się przed zmrokiem. - Nie! Jadę z tobą. - Nie mogłam znieść myśli o bezczynnym tkwieniu w zaroślach Wolałam się znaleźć w bezpośrednim zagrożeniu, niż spędzić wiele niespokojnych godzin czekając i gubiąc się w domysłach. Samotnie. Cierpliwość Jamiego miała swoje granice. Chwycił mnie mocno za ramię. - Obiecałaś, że będziesz mi posłuszna? - spytał, potrząsając mną. - Tak, ale... - Ale tylko dlatego, że musiałam, zamierzałam powiedzieć, ale odwracał mojego konia ku zagajnikowi. - Nie zamierzam cię narażać na tak duże niebezpieczeństwo, Claire. Będę zajęty, przyjdzie co do czego, nie zdołam jednocześnie walczyć i bronić ciebie. - Widząc nieustępliwe spojrzenie, otworzył juki i zaczął w nich grzebać. - Czego szukasz? - Sznura. Jeśli nie chcesz mnie posłuchać, przywiążę cię do drzewa. - Nie zrobisz tego! - A właśnie że zrobię! Zrozumiałam, że mówi jak najbardziej poważnie. Poddałam się i niechętnie zgodziłam. Jamie pochylił się, by pocałować mnie w policzek. - Uważaj na siebie. Masz sztylet? Dobrze. Wrócę najszybciej, jak zdołam. A, i jeszcze jedno. - Co? - burknęłam. - Jeśli wyjdziesz z zagajnika przed moim powrotem, dostaniesz w tyłek pasem. I będzie ci się kiepsko szło aż do Bargrennan. Pamiętaj. - Uszczypnął mnie lekko w policzek. - Nie rzucam słów na wiatr. Powoli ruszyłam ku zaroślom; Jamie popędził przed siebie galopem, schylony nad końską szyją, w furkocie tartanów. Pod drzewami panował przyjemny chłód. Ja i koń z ulgą wciągnęliśmy powietrze to jeden z tych rzadkich w Szkocji gorących dni, kiedy rozpalone słońce praży ziemię chmurnego nieba, a poranna mgiełka znika już o ósmej rano. Ornitologia zawsze była moją pasją. Skoro miałam tu czekać, aż ten mój piel despotyczny mąż skończy ryzykować swoją głupią głowę, mogłam wykorzystać te badania. Spętałam ogiera i zostawiłam go, by pasł się w bujnej trawie. Widziałam, że nie odejdzie daleko. Trawa kończyła się gwałtownie o parę kroków od drzew, zdławiona przez wszech obecne wrzosy. W zagajniku rosły młode dębczaki i drzewa iglaste - wymarzone warunki do obserwacji ptaków. Weszłam pomiędzy drzewa, nadal wściekła na Jamiego, choć stopniowo niał mnie spokój tego miejsca. Słyszałam wyraźne wołanie muchołówki i ostry głos drozda . Polanka skończyła się gwałtownie na krawędzi małej przepaści. Stanęłam u ujścia stromego kamienistego kanionu, po którego skalnych ścianach spływały wodospady, rozpryskujące się w brązowosrebrnych jeziorkach. Usiadłam na brzegu, spuściłam nogi nad wodą rozkoszowałam się ciepłem słonecznych promieni. Nad moją głową przeleciała wrona, ścigana przez dwie pliszki. Duże czarne ciało sunęło zygzakami, usiłując uciec dwóm malutkim bombowcom. Uśmiechnęłam się na widok małych wściekłych rodziców, przeganiających większego ptaka, zaczęłam się zastanawiać, czy wrony naprawdę potrafią fruwać w linii prostej, jeśli nikt im nie przeszkadza. Ta tutaj, gdyby leciała prosto, trafiłaby na... Zamarłam. Kłótnia z Jamiem tak mnie pochłonęła, że aż do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy, iż )osiągnęłam to, do czego bezskutecznie dążyłam od dwóch miesięcy. Zostałam sama. I wiedziałam, gdzie jestem. Spojrzałam na drugą stronę rzeki. Poranne promienie słońca, przefiltrowane przez liście czerwonych jesionów, raziły mnie w oczy. A zatem przede mną znajdował się wschód. Serce zaczęło mi bić szybciej. Skoro z przodu mam wschód, to Lag Cmime jest dokładnie za moimi plecami. Lag Cruime leżało sześć kilometrów na północ od Fort William. A Fort William było pięć kilometrów na zachód od wzgórz Craigh na Dun. A zatem, po raz pierwszy od spotkania z Murtaghiem, wiedziałam, gdzie jestem - nie więcej niż jedenaście kilometrów od przeklętego kamiennego kręgu