Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Nie przeczysz więc temu - powiedział z niemiłym śmiechem. - Igra z ludźmi jak każdy inny bóg. - Bóg nie igra z nami, Markusie. Nie ma boga poza Bogiem Wszechmocnym, a wszystko, co Bóg robi, służy jakiemuś Jego dobremu celowi. Zamknął oczy. Markusie! To imię w jej ustach było błogosławieństwem i poczuł, że uchodzi z niego cały gniew, choć poczucie zawodu - nie. - Jakiemuż dobremu celowi może służyć moja miłość do ciebie? - spytał bezradnie i spojrzał na nią. Jej oczy lśniły od łez. Pomyślał, że gotów byłby na wszystko, gdyby dojrzał w tych oczach cień nadziei dla siebie. - Może w ten sposób Bóg chce otworzyć twe serce na miłość do Niego. Zesztywniał. - Do Niego? - Roześmiał się chrapliwie. - Wolę umrzeć niż pokłonić się twojemu Bogu. Nigdy jeszcze nie widział na jej twarzy takiego bólu i smutku i pożałował swoich słów. Zobaczył teraz, że rękami rozdarł szew jej tuniki, stroju niewolnicy, a gniewnymi słowami - rozdarł jej serce. Patrząc w jej oczy wiedział też, że tym samym sam siebie rozdarł na strzępy. - Chcę, byś wyjaśniła mi, co jest w tobie, żeś tak przywarła do swego niewidzialnego Boga. Powiedz. Hadassa podniosła na niego wzrok i zrozumiał, że kocha go jak nie będzie już kochała nikogo. "Dlaczego, Panie? Dlaczego właśnie ten człowiek, który niczego nie pojmuje? Dlaczego ten, który dobrowolnie Cię odrzuca? Czy jesteś tak okrutny, jak powiada Markus?" - Nie wiem tego, Markusie - odparła, głęboko wstrząśnięta. Nadal drżała, nadal pragnęła go i bała się, gdyż tak łatwo byłoby ulec swoim uczuciom. Markus wprowadził zamęt w jej duszę. Bóg zsyłał wyłącznie balsam ukojenia. "O Boże, użycz mi swej siły, bo nie mam własnej. Kiedy Markus patrzy na mnie, roztapiam się w środku. Słabnę." - Wytłumacz mi - powiedział Markus. I wiedziała, że będzie czekał, aż ona mu odpowie. - Ojciec uważał, że Pan wybrał swoje dzieci przed początkiem świata i wedle swej łaski. - Wedle łaski? Czy okazuje się łaskę, zakazując radowania się rzeczami zgodnymi z naturą? Kochasz mnie, Hadasso. Widziałem to w twoich oczach, kiedy na mnie spojrzałaś. Czułem to, kiedy cię dotknąłem. Twoje ciało było tak napełnione ciepłem. Drżałaś, ale nie ze strachu. Czy jest łaską, że twój Bóg każe ci tak cierpieć? Myśli umykały gdzieś, kiedy tak na nią patrzył. Spuściła wzrok. Markus podszedł i uniósł jej głowę. - Nie potrafisz odpowiedzieć, prawda? Myślisz, że ten twój Bóg jest wszystkim. Że poza Nim nie potrzebujesz niczego. Wiedz, że tak nie jest. Kto weźmie cię w ramiona, Hadasso? Kto dotknie? Kto pocałuje? - Położył łagodnie dłoń na jej policzku, a kiedy zobaczył jej zamknięte oczy, serce zaczęło mu bić szybciej. Spojrzał na nią błagalnie. - Czy swego Boga kochasz tak mocno jak mnie? - Nie rób mi tego - szepnęła i ujęła jego dłonie w obie swoje ręce. - Proszę, Markusie, nie rób mi tego. Wiedział, że znów ją zranił, ale nie wiedział czym. Niczego nie rozumiał i czuł z tego powodu rozżalenie i zawód. Jak ktoś tak łagodny, tak kruchy może być zarazem tak nieugięty? - Ten Bóg nawet do ciebie nie przemawia - rzucił gniewnie. - Przemawia - odparła cichutko. Markus cofnął dłoń. Spojrzał w jej twarz i zrozumiał, że to prawda. Nie brakowało nigdy takich, którzy twierdzili to samo co ona: Bóg powiedział to, Bóg powiedział tamto. Wszystko, co ten czy inny bóg powiedział, im tylko służyło. Jednak teraz, kiedy patrzył w oczy Hadassy, nie miał wątpliwości. I nagle poczuł niewytłumaczalny lęk. - Jak? Kiedy? - Czy pamiętasz, jak opowiadałam ci niegdyś o Eliaszu i prorokach Baala? Zmarszczył lekko brwi. - Masz na myśli tego, który wezwał ogień z nieba, by spalić ofiarę, a potem zabił dwustu kapłanów? - Pamiętał. Był zdziwiony, że Hadassa opowiada taką krwawą historię. Wyprostował się, odsuwając się od niej. - I co z tego? - Kiedy Eliasz wytracił proroków, królowa Izebel powiedziała, że to samo uczyni z nim, on zaś uciekł, bo się przestraszył. - Przestraszył się kobiety? - Nie pierwszej lepszej kobiety, Markusie. Była bardzo niegodziwa i można. Eliasz uciekł na pustynię, by schronić się przed Izebel. Zaczął prosić Boga o śmierć, lecz Bóg przysłał anioła, by mu służył. Dzięki temu, że anioł przyniósł mu pożywienie, Eliasz mógł iść czterdzieści dni, aż doszedł do Horeb, góry Bożej. Znalazł tam grotę i zamieszkał w niej. I wtedy przyszedł do niego Pan. Przyszła gwałtowna wichura druzgocąca skały, ale Pana nie było w wichurze. Przyszło trzęsienie ziemi i potem ogień, ale Pan nie był ni w trzęsieniu ziemi, ni w ogniu. I Eliasz stanął u wejścia do groty, a wtedy usłyszał głos Pana. Podniosła wzrok na Markusa. Jej oczy były pełne łagodności i radości. Twarz dziwnie jaśniała. - Bóg przemówił w szmerze łagodnego powiewu, Markusie. Przemówił spokojnym, cichym głosem. Głosem w powiewie wiatru. Markus poczuł dziwne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. - W powiewie wiatru. - Wykrzywił niedowierzająco usta. - Tak - potwierdziła cicho. - Mamy dzisiaj lekki wietrzyk. Czy usłyszę głos twojego Boga, kiedy wyjdę na taras? Spuściła głowę. - Jeśli otworzysz swe serce. "Gdyby twe serce nie było takie zatwardziałe." Znowu stanęły jej w oczach łzy. - Przemówiłby nawet do Rzymianina? - spytał szyderczym tonem. - Sądzę, że ten twój Bóg wolałby mieć raczej moje serce na swoim ołtarzu - dodał oschle. - A już szczególnie po tym, czego niemal nie zrobiłem jednej z Jego umiłowanych cór. - Stał w drzwiach wychodzących na taras, odwrócony do niej tyłem. - Czy więc twego Boga mam obwiniać za to, że cię pragnę? Więc to za Jego przyczyną? Znowu obrócił się w jej stronę. - Cienie Apolla i Dafne! - ciągnął. - Czy słyszałaś o nich, Hadasso? Apollo pragnął Dafne, lecz ona była dziewicą i nie chciała mu ulec. Ścigał ją jak oszalały, ona zaś uciekała, okrzykami wzywając bogów na ratunek. - Roześmiał się. - I uratowali ją. Czy wiesz jak? Zamienili ją w krzew o słodko pachnących kwiatach. Dlatego widuje się posągi Apolla w wieńcu z daphne na głowie. Markus wykrzywił usta. - Czy twój Bóg zamieni cię w krzew lub drzewo, by uchronić przede mną twoje dziewictwo? - Nie. Zapanowało milczenie