Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Rad był wypocząć i uśmiechał się. Ze wszech miar widowisko można było uważać za nader udane i wspaniałe, chociaż autor sam dziełem może niezupełnie był zaspokojony, bo szyby pozostały całe. Statków zato kilka, zapewne umyślnie porozbijanych dla lepszego złudzenia, pływały do- porywające szczątki, a ludzi osmalonych i poparzonych dopiero nazajutrz obliczyć miano. Około północy, król dał znak Komarzewskiemu, iż Gibraltar poddać się musiał, a na spoczynek czas było. Książe jednak pozostał jeszcze, dopóki ostatnia bomba z podartej na szmaty twierdzy nic wyleciała w powietrze. — A co? — mruknął do Rzewuskiego — albo mi on w Łazienkach co podobnego potrafi wyprawić? Hę? Ja tu więcej prochu spaliłem, niż on przez całe życie swoje! Na zamku upadek Gibraltaru oblano jeszcze starym węgrzynem. * * * Poprzedzającego dnia zaproszony, wedle programu zawsze, do Zausza, rezydencyi siostry księcia, jenerałowej Morawskiej, pisarzowej litewskiej, król wyjechał z wojewodą ruskim i księciem-podkomorzym. Pani jenerałowa i mąż jej nie silili się w skromnem Zauszu współzawodniczyć z przepychem i majestatem księcia-wojewody, ale sama pani miała tu wiejski dwór i ogród szczególnie wedle smaku wieku urządzony. Z opisu ówczesnych Powązek, z widoków, jakie nam Vogel pozostawił z Siedlec hetmanowej Ogińskiej, można powziąć niejakie wyobrażenie o staranności, z jaką się ogrody angielskie i dzikie promenady przy bogatszych dworach wystrajały. Były one w wielkiej modzie. Altany, posągi, napisy na kamieniach, ołtarze, chatki, ruiny sztuczne, połamane kolumy zdobiły je. Wysilano się na wymysły, a gdzie statui zabrakło, zdala choć malowane na deskach figury je zastępowały. Z tych wielkich parków dzisiaj nie pozostało prawie nic; co moda stworzyła, zniszczyły wojny, a więcej jeszcze rozdrobienie majątków i zubożenie właścicieli. Zausze Morawskich nie ustępowało co do ogrodu żadnej innej rezydencyi pańskiej. Rzeczułka, przebiegająca niedaleko, zużytkowana zręcznie, rozprowadzona kanałami, urozmaicała widoki. Altany i domki, których pozór bardzo skromny stanowił kontrast umyślny z nader wytwornem wnętrzem, gęsto były też rozrzucone w cieniu drzew starych. Korzystali sąsiedzi Morawskich, państwo Łopotowie (oboźni litewscy), aby króla na ojca chrzestnego córeczki zaprosić. Matką chrzestną i kumą była gospodyni. Książe - wojewoda, nieodstępujący króla, znaj- dował się tu także. Podani) śniadanie i w parę godzin zazdrosny książe przypominał, że obiad czeka w Nieświeżu. Przed zamkiem wysiadł Najjaśniejszy Pan około wału Rawelinów dla oglądania starych dział, które pięknym odlewem za artystyczny wyrób uchodzić mogły. Obiad tem się tylko odróżniał od poprzedzających, że wstawszy dla wypicia zdrowia Najjaśniejszego Pana, książe-wojewoda oświadczył, "iż dla pomnożenia w domu swoim powszechnego wesela i wiekopomnej pamiątki, wszystkich więźniów, poddanych swoich, za jakiekolwiek przewinienia w więzieniu osadzonych, nawet kryminalistów, uwolnić kazał". Aplauz powszechny. Król wstał, dziękując. — Najjaśniejszy Panie, — dodał wojewoda — samych kryminalistów jest trzydziestu, a co do innych — liku nie wiem, Panie... Najjaśniejszy... kochanku... Język mu się trochę splątał. Kawie przygrywał koncert, a króla zabawiały panie; śmiał się i prawił im komplementy, lecz, zdaleka patrząc na niego, łatwo było poznać, że okrutnie już był zamęczony. Pozostawały jeszcze dwa dni tych zabaw męczeńskich, które przetrwać musiał z tym samym uśmiechem, jaki tu przywiózł. Konceptu już księciu-woje- wodzie braknąć zaczynało; zresztą, po Gibraltarze, który miał za największy wysiłek, nie czuł się już obowiązanym zmagać na rzeczy nadzwyczajne. Po kawie litościwy Komarzewski, przez miłosierdzie, przyszedł półgłosem oznajmić, że ekspedycya kresów oczekiwała. Mógł więc wstać i wymknąć się do swoich pokojów. Zaledwie się drzwi zamknęły, gdy, odwróciwszy się do jenerała, z westchnieniem odezwał się: — Komarzesiu! Mów, co mnie jeszcze czeka? Zapomniałem... — Kilkadziesiąt niedźwiedzi, pour la bonne bouche — rzekł, śmiejąc się Komarzewski. — O ile wiem i przewidzieć można, bestye są okrutne i polowanie będzie dramatyczne. Rozśmiał się król smutnie. — A la guerre comme ? la guerre, — odparł — wierz mi, że mniej czasem straszne są niedźwiedzie od głupich ludzi. — Niezawodnie, — szepnął jenerał — niedźwiedziowi oszczepem i kordelasem zawsze wkońcu radę dać można, a z ludźmi... Nie upłynęły dwie godziny, gdy już konie i powozy dla przewiezienia myśliwych w ganku stały. Pod oknami Filipa chrząkał śmiało Szerejko. Rusin słyszał to, a wyglądać nie śmiał, ale natarczywość Litwina nareszcie go do okna ściągnęła. Otworzył je i wyjrzał. — A co? — Książe tylko co przy stole oświadczył, że wszystkich więźniów, nawet kryminalistów uwalnia, czegoż ty siedzisz! Wal i łomocz do drzwi, muszą cię wypuścić. To mówiąc znikł. W chwilę potem, gdy Filip się namyślał jeszcze, zuchwały Szerejko wpadł na górę. Ale tu panna Monika czuwała. — Coto? Panna nie wie, że książe ogłosił, iż wszystkich aresztantów kazał wypuścić, a Filip dotąd siedzi! — zawołał podchodząc. Panna się w boki wzięła, stojąc naprzeciw zapaśnika. — Ano? Siedzi! — odparła — i co? — Należy go wypuścić! — Zkąd? Z mojej izby, do której się sam wniósł i w niej zachorował. Przecież nigdy więziony nie był; Szerejko osłupiał. — Panna sobie żartuje ze mnie? — Może, — odpowiedziała Monika — boś się nie powinien wdawać w to, co do ciebie nie należy. Kłaniam uniżenie. I drzwi przed nim zamknęła. W ciągu całych przygotowań do przyjęcia i w czasie pobytu króla, wszyscy to po księciu uważali, że niesłychanie był rozgorączkowany. A że pragnienie go paliło ze znużenia, wina dużo pił i nie wychodził z tego stanu podrażnienia. Komenderując flotą pod Gibraltarem, chwilami się unosił; teraz sama myśl polowania na niedźwiedzie, które dobrane były umyślnie tak, aby nie na żarty się z niemi potykać było potrzeba, tak znowu animowała go, że łowczy i towarzyszący mu dwór i krewni, nie mogli go uspokoić