Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Czy spodziewasz się wierzycieli albo komornika z nie zapłaconym rachunkiem? - Nie, oczywiście, że nie. Zdjęła fartuszek, który nosiła przy pracach kuchennych, i ruszyła korytarzem do drzwi Harry pozostał w jadalni, sięgnął po duży okruch ze stołu i czym prędzej włożył go do ust. Potem jego uszu dobiegł okrzyk zdziwienia. Gdy tylko zdążył wstać, usłyszał: - To niemożliwe! A jednak! Delfino, to ty! - Wiedziałam, że cię zaskoczę! - sądząc po głosie, jej rozmówczyni musiała być kobietą światową. Harry podszedł do drzwi, by przyjrzeć się gościowi. Delfina była ubrana zgodnie z najnowszą modą w wysoki kapelusz z drobnymi strusimi piórami, kolorem dobranymi do sukienki. Na ramiona miała narzuconą obszytą futrem pelerynkę. Postąpiła dwa kroki i zawołała: - Już zapomniałam, jak tu ciasno! - A my myśleliśmy, że zapomniałaś o nas! - stwierdził bez ogródek Harry. - Jak się masz, Delfino, choć może to zbyteczne pytanie. Przybyłe zjawisko zamarło w bezruchu, wpatrując się bystrymi oczkami w jego wysoką, przystojną postać i niestarannie zawiązany krawat. - Jak ty urosłeś, Harry! - No wiesz, nie widziałaś mnie od sześciu lat! - odparł. - Ale muszę przyznać, że wyglądasz jak z żurnala! - Dziękuję - odparła Delfina z lekką ironią. - Potem zmieniła ton. - Chcę z wami porozmawiać, chyba jest tu gdzie usiąść? - powiedziała nieco obcesowo. - Chodź do salonu - zaprosiła Nerissa. - Nic tam nie zmienialiśmy, więc pozostał taki, jakim go chyba pamiętasz. Otworzyła drzwi w końcu korytarza. Weszli do niskiego pokoju, w którym matka zawsze podejmowała szczególnych gości. Był najlepiej umeblowany, tam też umieszczono najcenniejsze przedmioty, jakie posiadali, a na wybitej boazerią ścianie wisiały najpiękniejsze portrety przodków. Delfina weszła z szelestem drogich, sztywnych halek. Potem zdjęła pelerynkę obszytą drogim futrem, wręczyła ją Nerissie, i usiadła w fotelu przy kominku. Ani nie spojrzała na siostrę, za to rozejrzała się po pokoju. - Takim go pamiętam - powiedziała. - Najlepiej wygląda wieczorem, w blasku świec. - Po śmierci mamy rzadko tu przesiadujemy - opowiadała Nerissa. - Wolimy gabinet taty, a Harry upodobał sobie pokój poranny. Jednak siostra najwyraźniej jej nie słuchała. Nerissa zastanawiała się, co ją sprowadza i to tak nagle, bez ostrzeżenia. Starsza o cztery lata od Harry’ego, a o pięć od Nerissy, Dellfina w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż za lorda Bramwella, który przez przypadek zobaczył ją na przyjęciu w ogrodzie namiestnika hrabstwa i zakochał się bez pamięci. Był od niej o wiele starszy i matka sądziła, że nie należy przyjmować jego oświadczyn. - Kwestię małżeństwa trzeba przemyśleć bardzo starannie - mawiała - a przecież poznałaś w życiu tak niewielu mężczyzn. Poza tym lord Bramwell jest już bardzo leciwy! - Ale za to majętny i wysoko postawiony, więc chcę za niego wyjść, mamo! - upierała się Delfina. Nie słuchała błagań matki, aby ze spokojem rozważyła, czy to rozsądne posunięcie, nie chciała też długiego narzeczeństwa. A ponieważ nie było innych przyczyn, dla których państwo Stanley mieliby odmówić zgody na ten związek, Delfina dopięła swego i czym prędzej oddała swą rękę lordowi Bramwellowi. Gdy tylko zniknęła w eleganckiej karocy zaprzężonej w cztery starannie dobrane konie czystej krwi, nie pojawiła się więcej w ich życiu. Sięgając pamięcią wstecz Nerissa wciąż nie mogła w to uwierzyć. Delfina wydawała się szczęśliwa na łonie rodziny, w ich zabytkowym, elżbietańskim domu znanym jako Queen’s Rest. A potem przepadła bez wieści, jakby w ogóle nie istniała. Cztery lata później, gdy zmarła pani Stanley, córka bawiła akurat w Paryżu i nie przyjechała na pogrzeb. Napisała do ojca krótki, dość chłodny list kondolencyjny, po czym znów ślad po niej zaginął. Nerissie, która kochała siostrę, jak wszystkich swoich bliskich, wydawało się to nieprawdopodobne. Nawet świadomość, że lord Bramwell mieszka w Londynie, a jego wiejska rezydencja znajduje się w odległym hrabstwie, nie pocieszała jej. Delfina była przecież jedną z nich. - Wysłałam jej życzenia urodzinowe - zwierzyła się kiedyś Harry’emu - ale nie odpowiedziała. - Nie jesteśmy już jej potrzebni - odparł Harry. - Ona jest teraz wielką panią, uznaną pięknością w pałacu St. James. - Skąd wiesz? - Mówili o niej koledzy na uczelni, a jej nazwisko często pojawia się w kolumnach plotkarskich. W zeszłym tygodniu ogłoszono, że jest najpiękniejszą kobietą w Devonshire House, gdzie na jednostkę powierzchni przypada najwięcej ślicznotek w kraju! Harry roześmiał się, szczerze ubawiony. Ale Nerissa nie tylko nie dowierzała, ale i czuła się głęboko zraniona, że siostra nie dba już ani o nią, ani nawet o ojca. A teraz patrząc na Delfinę wiedziała, dlaczego okrzyknięto ją najpiękniejszą kobietą w Londynie. Siostra naprawdę była prześliczna. Jej włosy miały złocistą barwę dojrzewającego zboża, oczy błyszczały żywym błękitem, na cerze zaś nie sposób było dopatrzeć się choćby najmniejszej skazy. Miała ten sam typ urody co Georgiana, księżna Devonshire, i inne piękne kobiety, wspominane przez Harry’ego, którymi zachwycali się młodzieńcy z otoczenia księcia regenta. Od czasu, gdy się ostatnio widziały, Delfina wyszczuplała, a jak zauważyła Nerissa, ruchy jej rąk stały się posuwiste, uwodzicielskie, zaś łabędzia szyja miała w sobie coś bardzo delikatnego. Gdy Harry usiadł z nimi, nastąpiło dłuższe milczenie. Wreszcie przemówiła Delfina: - Spodziewałam się, że zaskoczę was moim przybyciem, ale przyjechałam, by prosić was o pomoc. - Nas o pomoc? - Harry nie posiadał się ze zdumienia. - Nie wyobrażam sobie, co możemy ci zaoferować. Słyszałem o koniach twojego męża i wiem, że dwa lata temu wygrał na wyścigach fortunę. Delfina dość długo milczała: - Mój mąż nie żyje! - Nie żyje? Nerissa znieruchomiała. - Czy chcesz przez to powiedzieć, Delfino, że owdowiałaś? - przemówiła wreszcie