Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wykształcenie zdobył w dominikańskim studium generale w Montpellier, założonym w 1248 r. Miasto już wcześniej słynęło jako ośrodek studiów medycznych. Przez dwadzieścia lat Mikołaj wykładał i leczył w Montpellier. Połączenie dominikańskiej profesji z zawodem lekarza stanowiło rzadkość. Zasadniczo bracia kaznodzieje nie mogli zajmować się praktyczną i teoretyczną medycyną. Zakon czynił jednak wyjątki i zezwalał niektórym braciom na tego typu działalność. Słynnymi medykami z zakonu kaznodziejskiego byli Wilhelm z Moerbeku, tłumacz dzieł Hipo-kratesa i Galena, oraz Albert Wielki i Arnold de Villanova16. Brat Mikołaj z Polski w istocie rzeczy miał bardzo sceptyczny stosunek do nauk medycznych. W swoim traktacie, znamiennie zatytułowanym An-tipocras, czyli Anty-Hipokrates, przedstawiał się jako mistyk przeciwny wszelkim teoriom leczenia i uświęconym tradycją receptom na lekarstwa. Jedyną, jego zdaniem, siłą zdolną uzdrowić była wola boża. Autor Antipo-cratis nie zaliczał się przy tym do osób skromnych. Sam sobie bowiem przypisywał wielkie sukcesy medyczne w wielu krajach. Tym też tłumaczył zawiść i wrogość innych lekarzy. Jego zdaniem środowisko medyczne nienawidziło go za to, że wbrew Galenowi leczył chorych, nie dbając o poznanie przyczyny choroby. Brat Mikołaj porównywał własne metody do uzdrowicielskich dokonań archanioła Rafała z biblijnej Księgi Tobiasza. Innym, podawanym przez Mikołaja przykładem słuszności obranej drogi, były tak ambitnego i wybitnego możnowladcy. Dlatego też prawdopodobne wydaje się przypisanie Sulkowi funkcji kasztelana chrzanowskiego w latach 1260-1268. 15 J. Wiesiołowski, Dominikanie w miastach wielkopolskich w okresie średniowiecza, w: Studia nad historią dominikanów w Polsce, s. 207-208. 16 Brata Mikołaja z Polski pisma lekarskie, wyd. R. Ganszyniec, Poznań 1920, s. 6, 13; S. Witkowski, Lekarz Mikołaj z Polski nowoodkryty pisarz laciński XIII wieku, „Wydział Filologiczny" 1919, t. LVIII, nr 4, s. 14, 25; B. Kurbis, Pisarze i czytelnicy w Polsce XII i XIII wieku, w: Polska dzielnicowa..., s. 198. Stolica Królestwa 253 osiągnięcia Alberta Wielkiego, który przywracał zdrowie w sposób cudowny - na ujmę lekarzom. Trudno dziwić się medykom, którzy nie cierpieli brata Mikołaja. Według niego wszyscy oni postępowali jak głupcy, omijając moc bożą. Ta tymczasem tkwi wszędzie, nawet w kale i błocie. Mikołaj sam czynił medyczne cuda za pomocą lichych przedmiotów. Robił to -jak twierdził - z mocy i na chwałę Stwórcy. Tymczasem lekarze, porównywani przez brata Mikołaja do faryzeuszy, wierzyli jedynie w drogie medykamenty. Wynikało to z ich przysłowiowej wręcz chciwości. Mikołaj, gwałtownie zwalczając teorie i gotowe recepty Galena, samego siebie przedstawiał jako empiryka wykorzystującego pochodzące od Boga siły natury, od dawna stosowane przez lud. Tylko empiria daje możliwość prawdziwego leczenia. Cennymi lekarstwami są żmije, węże wodne, ropuchy, żaby, krety, myszy, ptaki i robaki. Lekarze jednak gardzą nimi, zapatrzeni w swoje korzenie i ziółka. Sztuka lekarska zapoczątkowana została przez Apollina, którego Mikołaj, podobnie jak Hermesa, uważał za starożytnego mędrca. Ze sztuki Apollina poczęty został pierścień, który od zewnątrz cudownie leczył liczne choroby wewnętrzne. Hipokrates, szukając racjonalnych podstaw medycyny, wypaczył zdaniem autora Antipocratis sztukę leczenia. Brat Mikołaj zdecydowanie preferował metody Apollina i sporządził dla siebie naczynie w kształcie krzyża. Lekarstwo zawarte w tym naczyniu działało, nie dotykając ciała chorego i wypędzało chorobę przez pot lub odchody17. Te dwie metody leczenia, czyli zewnętrzne oddziaływanie tajemniczych przedmiotów i mikstury oraz maści sporządzane z płazów, gadów i ptaków, stanowiły kwintesencję sztuki lekarskiej brata Mikołaja. Medyk z Mont-pellier zaprezentował je również w Krakowie, gdzie uważnie obserwował go autor zapiski umieszczonej pod 1278 r. w Roczniku Traski. Zauważył on, że Mikołaj nigdy nie pobierał i nie badał moczu chorego, lecz zawieszał mu nad łóżkiem woreczek, do którego nikomu nie pozwalał zaglądać. Od samego zawieszenia pacjenci pocili się w nocy albo mieli sny i wówczas zdrowieli. Nie wszystkim jednak pomagały woreczki