Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Coœ siê sta³o, kiedy wyjecha³. On chyba uwa¿a, ¿e teraz mo¿e robiæ co mu siê ¿ywnie podoba. Na przyk³ad wyjechaæ na dwa miesi¹ce do Londynu beze mnie, choæ mog³abym przecie¿ mu towarzyszyæ. Firma op³aci³aby nawet mój pobyt, ale on sobie tego nie ¿yczy³. Z drugiej strony oczekuje, ¿e bêdê zawsze do jego dyspozycji, ¿e bêdê prowadzi³a mu dom, odbiera³a telefony i gotowa³a dla niego obiad. Natomiast on nie musi ju¿ nawet ze mn¹ rozmawiaæ, troszczyæ siê o mnie, bywaæ ze mn¹ gdziekolwiek. Milcz¹co oskar¿a mnie wci¹¿ o œmieræ Todda. Zachowuje siê jak cz³owiek wolny, z nikim nie zwi¹zany. To widocznie taka kara dla mnie. Jestem mê¿atk¹ i zarazem nie jestem. Zosta³am skazana na czyœciec. I do tej pory pozwala³am na to, poniewa¿ czu³am siê winna. Ale coœ siê ze mn¹ sta³o z chwil¹, kiedy spakowa³am rzeczy Todda. To mnie wyzwoli³o. Mam poczucie utraty, czasem dopada mnie rozpacz. - Noc poprzedzaj¹c¹ wyjazd przep³aka³a. Wiedzia³a, ¿e prawdopodobnie nie wróci do tego domu taka, jak dawniej. - Nareszcie rozumiem, ¿e nie by³a to moja wina. Tê straszn¹ decyzjê podj¹³ Todd. I nie s¹dzê, ¿ebym mog³a go powstrzymaæ. - Naprawdê wierzysz w to, co mówisz? - zapyta³a Tania z nadziej¹. Dok³adnie to stara³a siê wpoiæ przyjació³ce podczas ostatniego z ni¹ spotkania, ale Mary Stuart nie by³a jeszcze gotowa tego zaakceptowaæ. - Teraz tak - odpar³a Mary Stuart cicho. - Ale Bili nigdy w to nie uwierzy. W dalszym ci¹gu bêdzie mnie obwinia³, a¿ do œmierci. - Myœl¹c o mê¿u zapatrzy³a siê w okno. - Nie jesteœmy ju¿ ma³¿eñstwem, Taniu, wszystko siê skoñczy³o. Nie s¹dzê, ¿eby Bili by³ sk³onny to przyznaæ, ale nic nie pozosta³o z naszego zwi¹zku. - Mo¿e nie jest jeszcze gotów stawiæ temu czo³o - powiedzia³a Tania dla porz¹dku, bo w g³êbi duszy podejrzewa³a, ¿e przyjació³ka ma racjê. To, co opowiedzia³a jej w Nowym Jorku, brzmia³o niemal jak horror. Milczenie, samotnoœæ, ból odrzucenia. Fakt, ¿e nie chcia³ zabraæ jej do Londynu, mówi³ sam za siebie. - Nie mam do czego wracaæ. Du¿o czasu potrzebowa³am, ¿eby to zrozumieæ. A zawsze wydawa³o mi siê, ¿e jesteœmy takim dobrym ma³¿eñstwem. Czy wiesz, jak trudno wyzbyæ siê tego przekonania? Dwadzieœcia dwa lata to niez³y wynik. Wydawa³o mi siê, ¿e jesteœmy sobie tacy bliscy, tacy szczêœliwi. To nie do wiary, ¿e jeden cios mo¿e rozbiæ rodzinê. Wydawa³oby siê, ¿e powinno nas to scementowaæ. - Tu nie ma ¿adnej regu³y - powiedzia³a Tania szczerze. - Wiêkszoœæ ma³¿eñstw nie jest w stanie przetrwaæ œmierci dziecka. Ludzie oskar¿aj¹ siê wzajemnie albo zamykaj¹ w bólu. Sporo o tym czyta³am. To, co siê z wami sta³o, wcale nie jest zaskakuj¹ce. - Zupe³nie jakby te wczeœniejsze lata siê nie liczy³y. Myœla³am, ¿e gromadzimy je jak pieni¹dze w banku. Na czarn¹ godzinê. Ale kiedy dach domu zwali³ siê nam nagle na g³owê, okaza³o siê, ¿e skarbonka œwieci pustkami. - Uœmiechnê³a siê ¿a³oœnie. Godzi³a siê powoli z t¹ œwiadomoœci¹. Mia³a mnóstwo czasu na myœlenie, odk¹d Bili wyjecha³. - Nie wydaje mi siê, bym mog³a wróciæ do tego, co prze¿ywa³am przez ten rok, nie s¹dzê, ¿eby uda³o nam siê coœ zmieniæ. - A je¿eli on ciê o to poprosi? Spróbujesz? - Chcia³a wiedzieæ Tania. Ona te¿ podobnie jak Mary Stuart, zawsze uwa¿a³a ich ma³¿eñstwo za idealne. - Nie jestem pewna - odpar³a Mary Stuart ostro¿nie. - Po prostu nie wiem. To wszystko by³o zbyt bolesne, bym chcia³a do tego wróciæ. Trzeba iœæ naprzód. Milcza³y jakiœ czas, podczas gdy samochód pokonywa³ San Bernardino Mountains. Le¿a³y wyci¹gn¹wszy siê ka¿da na swojej kanapie, Tania zdjê³a swój kowbojski kapelusz i buty. By³ to wspania³y sposób podró¿owania. - Co z Tonym? - zapyta³a Mary Stuart. - Nic szczególnego. Zwróci³ siê do adwokata. Bennett zajmuje siê t¹ spraw¹ w moim imieniu. Wszystko to jest doœæ niesmaczne, choæ absolutnie przewidywalne. Tony chce dostaæ dom w Malibu, a ja nie zamierzam mu go sprezentowaæ. Kupi³am go za w³asne pieni¹dze, a skoñczy siê na tym, ¿e bêdê mu jeszcze musia³a daæ forsê na jego utrzymanie. I nie tylko. Wzi¹³ rollsa, chce alimentów i podzia³u maj¹tku i prawdopodobnie postawi na swoim. Twierdzi, ¿e mój styl ¿ycia wyrz¹dzi³ mu szkody moralne i liczy na odszkodowanie. - Wzruszy³a lekcewa¿¹co ramionami, ale Mary Stuart siê zdenerwowa³a. - Chyba wstydu nie ma! - Œci¹gnê³a gniewnie brwi. Krew siê w niej burzy³a na myœl o tym, jak ludzie traktuj¹ Tanie. Jakby uwa¿ali, ¿e jej pozycja to wszystko usprawiedliwia. Nawet Tony uleg³ w koñcu psychozie. Nikt nie widzia³ w niej cz³owieka, nikt nie waha³ siê ograbiæ j¹ w bia³y dzieñ. - Ani on, ani inni, je¿eli chodzi o œcis³oœæ. - Tania za³o¿y³a sobie rêce za g³owê. - Tak to ju¿ jest. Równie¿ j¹ to bola³o, ale po latach nauczy³a siê z tym ¿yæ. By³ to nieod³¹czny element egzystencji ludzi s³awnych i bogatych. - Czasem wydaje mi siê, ¿e przywyk³am, a czasem doprowadza mnie to do sza³u. Mój adwokat powtarza mi wci¹¿, ¿e chodzi tylko o pieni¹dze i ¿e nie powinnam siê przejmowaæ. Ale to moje pieni¹dze i moje ¿ycie. Harujê jak wó³ i nie pojmujê, jak to siê dzieje, ¿e pewnego dnia jakiœ facet wchodzi w moje ¿ycie, poœpi ze mn¹ przez jakiœ czas, a potem odchodzi zabieraj¹c mi po³owê tego, co posiadam. Wysoka cena za parê lat z kimœ, kto na odchodnym jeszcze ciê zdradzi. A moje szkody moralne? Nikt siê jakoœ nimi nie interesuje. Rozprawa odbêdzie siê w przysz³ym miesi¹cu, prawdziwa gratka dla dziennikarzy. - Jak to? Bêd¹ tam?! - wykrzyknê³a Mary Stuart ze zgroz¹. Jak mogli zrobiæ Tani coœ takiego? Ano mogli, skoro robili to przez prawie dwadzieœcia lat. - Oczywiœcie, ¿e bêd¹. Sale s¹dowe s¹ otwarte dla prasy i telewizji. Pierwsza Poprawka, pamiêtasz? - Uœmiecha³a siê ironicznie, œwiadoma pu³apek swojego zawodu