Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ostrzegł ją, a potem poprosił, aby mu towarzyszyła na posterunek. Następnie odczytał jej nakaz aresztowania. W tej chwili już nie pamiętam dokładnie tych wszystkich zwrotów prawniczych. Ale ciągle jeszcze była mowa tylko o listach, nie o morderstwie. Aimée Griffith odrzuciła w tył głowę i wybuchnęła śmiechem, wołając gromko: — Co za idiotyczny nonsens! Jakbym w ogóle mogła wypisywać tego rodzaju bzdury! Musicie chyba być niespełna rozumu. Rzecz prosta, że ani jedno słowo nie wyszło spod mojej ręki. Inspektor Nash wyjął list pisany do Elsie Holland i rzekł: — Czy może pani zaprzeczyć, że to pani pisała? Jeżeli się zawahała, to nie dłużej niż sekundę. — Oczywiście, że zaprzeczam! Nigdy w życiu tego nie widziałam. Nash odrzekł spokojnie: — Muszę wobec tego pani powiedzieć, że widziano panią piszącą ten list na maszynie w Instytucie Kobiet między jedenastą a jedenastą trzydzieści przedwczoraj. Wczoraj weszła pani do urzędu pocztowego, trzymając w ręce plik listów. — Ależ ja nie wysłałam tego listu! — Nie, pani tego listu nie wysłała. Ale czekając przy okienku na znaczki, upuściła go pani nieznacznie na ziemię, tak że każdy mógł go podnieść nie wzbudzając żadnych podejrzeń i wysłać. — Ależ ja… Drzwi się otworzyły i wszedł pan Symmington. — Co się dzieje? — spytał ostro. — Aimée, jeżeli to coś poważnego, to powinnaś mieć adwokata. Gdybyś sobie życzyła, żebym ja… Wówczas Aimée zupełnie się załamała. Zakryła twarz rękami i upadła na krzesło. — Odejdź, Dick, odejdź, błagam cię… Nie ty! Tylko nie ty…! — Ależ, moja droga, musisz mieć adwokata! — Ale nie ciebie. Ja… ja nie mogłabym tego znieść. Nie chcę, abyś dowiedział się… o wszystkim… Możliwe, że zrozumiał, o co chodzi. Powiedział jednak spokojnie: — Porozumiem się z Mildmayem z Exhampton. Zgadzasz się? Skinęła potakująco głową i zaczęła szlochać. Symmmgton wyszedł z pokoju. W drzwiach zetknął się z Owenem Griffithem. — Co to wszystko znaczy? — spytał Owen gwałtownie. — Moja siostra…? — Niezmiernie mi przykro, doktorze, doprawdy bardzo mi przykro. Niestety, nie mamy innego wyjścia — wyjaśnił inspektor. — Czy podejrzewacie, że to ona… że ona pisała listy? — Obawiam się, że nie może tu być żadnej wątpliwości — rzekł Nash, po czym zwrócił się do Aimée: — Poproszę panią teraz z nami. Jeżeli chodzi o adwokata, to nie będzie pani miała z naszej strony żadnych trudności. — Aimée! — wykrzyknął Owen. Ale ona przeszła obok niego, nawet nie spojrzawszy. — Nie mów do mnie — rzekła cicho. — Nic nie mów… i na litość boską, nie patrz na mnie! Wyszli z pokoju, a Owen stał w miejscu, jak rażony piorunem. Chwilę przeczekałem, a potem podszedłem do niego. — Jeżeli mogę coś dla pana zrobić, to proszę mi szczerze powiedzieć. Doktor odpowiedział jak we śnie: — Aimée? Nie, nie! Nigdy w to nie uwierzę! — Może to po prostu jakaś pomyłka — podsunąłem niepewnie. — Gdyby to była pomyłka, to Aimée nie zareagowałaby w ten sposób — rzekł powoli. — Ale ja… nigdy bym nie uwierzył… Ja nie mogę uwierzyć! Usiadł ciężko na krześle. Przyniosłem mu kieliszek mocnej whisky. Przełknął i poczuł się nieco lepiej. — W pierwszej chwili nie mogłem zrozumieć, o co w ogóle chodzi — rzekł. — Tak, już mi lepiej. Dziękuję panu, ale pan mi nie może nic pomóc. Nikt mi nie może pomóc… W tym momencie otworzyły się drzwi i weszła Joanna. Była bardzo blada. Podeszła do Owena i rzekła, spojrzawszy na mnie: — Proszę cię, Jerry, zostaw nas samych. To moja sprawa… Kiedy już byłem przy drzwiach, zobaczyłem, że klękła przy jego krześle. Trudno mi opowiedzieć z sensem wypadki następnych dwudziestu czterech godzin. Przypominają mi się najróżniejsze incydenty nie mające żadnego między sobą związku. Pamiętam, że Joanna wróciła do domu bardzo blada i wyczerpana i że starałem się ją rozerwać mówiąc: . — No i kto był teraz aniołem opiekuńczym? Pamiętam, że uśmiechnęła się smutno z przymusem i szepnęła: — Powiedział, że mnie nie potrzebuje, Jerry… Jest taki okropnie dumny i uparty! — Moja dziewczyna także mnie nie chce — powiedziałem. Chwilę siedzieliśmy pogrążeni w milczeniu, wreszcie Joanna rzekła: — Jak widać, nie ma w tej chwili zapotrzebowania na rodzinę Burtonów! — Nie martw się, kochanie… Mamy przecież siebie. — Jakoś nie bardzo mnie to pociesza. Na drugi dzień przyszedł Owen i obrzydliwie unosił się nad Joanną. Że jest cudowna, wspaniała! Sposób w jaki do niego podeszła, jak wyraziła gotowość wyjścia za niego za mąż, natychmiast jeżeli tylko zechce. Nie mógł się jednak na to zgodzić. Nie, Joanna była za dobra, za czysta, żeby ją wciągać w to wszystko, co się rozpęta, skoro tylko gazety dowiedzą się o aresztowaniu. Byłem bardzo przywiązany do Joanny i wiedziałem, że będzie stać murem przy człowieku w potrzebie, ale jakoś te górnolotne bzdury mnie nudziły. Powiedziałem też Owenowi lekko zirytowany, żeby nie był znowu taki strasznie szlachetny. Wyszedłem na ulicę Główną i zobaczyłem, że wszystkie języki mielą jak najęte. Panna Emilia Barton twierdziła, że nigdy nie miała specjalnego zaufania do Aimée Griffith. Żona kupca kolonialnego mówiła z przejęciem, iż zawsze uważała, że panna Griffith ma taki jakiś dziwny wyraz oczu. Jak się dowiedziałem od Nasha, dochodzenie przeciwko Aimée było już zakończone. Rewizja przeprowadzona w domu ujawniła w szafie pod schodami owinięte w starą tapetę kartki wycięte z książki panny Emilii Barton. — Świetne do tego miejsce — zauważył z uznaniem Nash. — Nigdy nie jest się pewnym, czy służąca nie będzie grzebać w biurku lub szufladach, ale takie szafy na rupiecie, pełne starych piłek tenisowych, odwiecznych papierów i tapet, nigdy nie są otwierane, chyba tylko po to, aby coś dorzucić. — Jak widać ta dama ma specjalne upodobanie do tego rodzaju schowków — powiedziałem. — Tak