Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Powoli, ze spuszczon¹ g³ow¹, Janek przysiad³ na krzeœle ko³o fotela Cezara. Prys³o gdzieœ nagle ca³e jego rozradowanie. - To o czym? O Norbercie? - Tak. Janek czu³, ¿e ból g³owy siê wzmaga. A tymczasem dziadek wcale na niego nie patrzy³. Nie wyjmuj¹c fajki z ust, pali³ j¹ drobnymi poci¹gniêciami. Ciszê przerywa³o tylko tykanie zegara... Wreszcie Cezar zwróci³ siê do ch³opca: - By³eœ w "Amado" i pi³eœ. - No to co? Raz mi siê zdarzy³o! Gwa³townoœæ Janka nie wytr¹ci³a starca z równowagi. - O jeden raz za du¿o. Wzburzenie podsunê³o Jankowi s³owa, których normalnie nigdy nie odwa¿y³by siê wypowiedzieæ: - A czy dziadkowi nigdy nie zdarzy³o siê spotkaæ dobrego kumpla i nie mia³ dziadek ochoty posiedzieæ z nim i oblaæ takiej okazji? - Owszem. - No wiêc? A mnie nie wolno? - Nie. Nie w knajpie. - Ciekawym, dlaczego! - Dlatego, ¿e ja zabraniam. Jesteœ jeszcze za m³ody. Wœciek³oœæ ponios³a nagle Janka. - Dziadek mo¿e mi nawet zabroniæ mieæ kolegê tu, w domu, chocia¿ lokujê go w komórce, jak psa, wœród starego rupiecia, worków kartofli i starych kurzych kojców! Dziadek ma wszystkie prawa: jestem ma³oletni. Niech siê wiêc dziadek nie krêpuje. Có¿ to dziadkowi szkodzi, ¿e polubi³em tego cz³owieka? Niech go dziadek wyrzuci za drzwi: siedzi w³aœnie w komórce i czeka na mnie. Z ogromnym trudem Cezar zapanowa³ nad sob¹: nie unosiæ siê, nie trzeba, przede wszystkim nie... - Kto ci mówi o wyrzucaniu go za drzwi? Jeszcze nigdy nikomu nie odmówi³em dachu nad g³ow¹. Janek rozeœmia³ siê nieco szyderczo. - Trudno powiedzieæ, by czêsto zdarza³y siê dziadkowi takie okazje! Trzeba byæ wariatem, ¿eby chcieæ mieszkaæ tutaj. Norbert zgodzi³ siê z przyjaŸni dla mnie. Zapewniam dziadka, ¿e gdyby tylko trochê poszuka³, znalaz³by w wiosce coœ znacznie lepszego od tej komórki! Cezar popatrzy³ na wnuka nagle bardzo znu¿onym wzrokiem. - Coœ ty zobaczy³ w tym Norbercie? Co ty w nim takiego widzisz? Jakimi s³owami móg³ Janek wyt³umaczyæ; to wszystko, co czu³? Wszak¿e spróbowa³. - To wspania³y cz³owiek! - powiedzia³ cicho. - Dziadkowi trudno to zrozumieæ... Gdyby dziadek s³ysza³, jak on opowiada³ w naszej sto³ówce przy obiedzie! By³ marynarzem, wie tyle rzeczy... Umie rozœmieszyæ ludzi i opowiedzieæ im coœ ciekawego. Nikt nic nie mówi³, tylko wszyscy s³uchali. A jak siê zachowa³ wobec kierownika! Œciskali sobie rêce jak równy z równym; mimo ¿e kierownik by³ akurat w z³ym humorze, gdy go przyjmowa³! - A potem? - spokojnie zapyta³ Cezar. - Potem? Nic - prosz¹ce spojrzenie Janka rozpaczliwie uczepi³o siê wzroku starca. - jak jestem z nim, to czujê, ¿e ¿yjê. Wszystko staje siê ciekawe, zupe³nie jakbym sam podró¿owa³, rozumie dziadek? - Stara³ siê usprawiedliwiæ, powiedzia³ z pokor¹: - Przecie¿ cz³owiek musi mieæ jakiegoœ przyjaciela, to takie wa¿ne... My tu ¿yjemy jak na odludziu, o niczym siê nie wie. A on widzia³ kawa³ œwiata, ma ró¿ne pomys³y... PrzyjaŸnie, spokojnie Cezar zapyta³: - Jakie pomys³y? I, jak rozpêka siê burzowa chmura, tak wybuchn¹³ entuzjazm Janka, rozpêtuj¹c, choæ nie zdawa³ sobie z tego sprawy, burzê, która mia³a zrujnowaæ szczêœliwe ¿ycie, rodzinn¹ atmosferê chaty. W³aœnie bowiem w tej chwili wszed³ Sebastian z Bell¹. Obejmowa³ psa za szyjê, a g³owy ich tuli³y siê do siebie. - Na przyk³ad - mówi³ Janek z b³yszcz¹cymi oczami - Norbert powiedzia³, ¿e nasza Bella, gdybyœmy tylko umieli siê ni¹ pos³u¿yæ, nanios³aby nam pe³en dom pieniêdzy... Przerwa³ mu okrzyk Sebastiana: - A po co?! Ale nic ju¿ nie mog³o opamiêtaæ Janka; ¿y³ marzeniem, którym Norbert nabi³ mu g³owê. - Cicho b¹dŸ! - zawo³a³. - Ty tego nie mo¿esz zrozumieæ. - Ale ja - powiedzia³ Cezar spokojnie - mogê przynajmniej spróbowaæ... No wiêc, w jaki sposób? Janek spuœci³ g³owê. W g³êbi duszy wiedzia³, ¿e to, co powie teraz, rozbudzi w Sebastianie niepokój. - Trzeba j¹ wytresowaæ, zrobiæ z niej dobrego przewodnika - b¹kn¹³. Ta niespodzianka zupe³nie nie zachwia³a uprzejmoœci Cezara. - Przewodnika - kogo? Janek wyrzuci³ jednym tchem: - Turystów. Na to odpowiedzia³ Sebastian. Podszed³ do Janka, stan¹³ na wprost niego. Powiedzia³ spokojnie, bo sprawa by³a dlañ zbyt powa¿na, ¿eby wykrzykiwaæ: - Nie chcê. I jego z³otawe oczy poszuka³y wzroku Cezara, a starzec wyczyta³ w nich ca³¹ jego trwogê. Po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu i przyci¹gn¹³ ku sobie, nakazuj¹c w ten sposób milczenie. - A dok¹d¿e Bella prowadzi³aby tych turystów? - Wszêdzie... Oczywiœcie w wysokie góry. - I... to ty zamierzasz j¹ tresowaæ? - Tak, razem z Norbertem. To nic specjalnego, a nawet ca³kiem ³atwe: dziadek przecie¿ zawsze mówi³, ¿e to jest rasa psów-- ratowników, ¿e ona ma instynkt i zalety w tym kierunku. - Tak... Zdaje mi siê, ¿e nawet tego dowiod³a - powiedzia³ Cezar pojednawczym tonem. - A kiedy zamierzasz j¹ tresowaæ? - W niedzielê. Sebastian grzecznie, ale stanowczo zdj¹³ ze swego ramienia d³oñ Cezara. - Dziadku... Czy oni maj¹ prawo wzi¹æ Bellê beze mnie? Ale Cezar odpowiedzia³ nie jemu