Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Po prostu przeczytaj to świństwo. - Tu jest napisane, że on się nazywa Feng i że jest wysłannikiem wielkiego wodza Tzi. Feng ma być traktowany z szacunkiem należnym temu stanowisku... ten tego... jest członkiem Klubu Rotariańskiego i Zbójeckiej Izby Handlowej. Żartuję. W każdym razie Tzi wyznaczył go na strażnika bramy na południu i wszyscy podróżni muszą się poddać kontroli i aprobacie Fenga przed ruszeniem w dalszą drogą. W przeciwnym razie ryzykują narażenie się na gniew samego Tzi. Indy zwrócił papier. Feng wepchnął go ostrożnie z powrotem do woreczka i schował woreczek pod koszulą, cały czas trzymając karabin w zgięciu ręki. - W porządku, jesteśmy gotowi poddać się twojej kontroli -oświadczył Indy. - Mam nadzieję, że zyskamy twoją aprobatę. Ja się nazywam Jones, to siostra Joan, a ten za nami to Granger. Zniecierpliwiony Feng pstryknął palcami., - Myślę, że on chce, żeby mu pokazać dokumenty - zasugerowała Joan. - W czym kłopot? - zawołał z tyłu Granger. - Zostań w ciężarówce, Walterze - powiedział Indy wesoło, wyciągając paszport i wizę z kieszeni w marynarce i podając je żołnierzowi. - Nie strzelaj, przynajmniej jeszcze nie teraz. Feng otworzył paszport, przekartkował go szybko i cisnął nim w Indy'ego, który złapał dokument wciąż podniesioną lewą ręką. - On chyba nie potrafi czytać - powiedział Indy. - Więc o co mu chodzi? - zapytała Joan. - O pieniądze, a cóżby innego? Indy uśmiechnął się do Fenga ujmująco i wolno sięgnął po rewolwer. Podniósł go za pierścień na końcu rękojeści i położył na masce ciężarówki. Potem pokazał na broń żołnierza i zrobił ręką ruch w dół. Żołnierz się zawahał, potem opuścił broń. Indy znowu się uśmiechnął i sięgnął za koszulę. Broń znowu się podniosła. - Zaczekaj - powiedział Indy. - Pozwól mi pokazać, co mam. Indy wyjął z kieszeni jedną złotą monetę i podniósł ją do góry. Był to amerykański orzeł - złota dziesięciodolarówka, trochę mniejsza od ćwierćdolarówki, ale znacznie cięższa. Feng wyszczerzył zęby w uśmiechu, wziął monetę i ugryzł jej brzeg szczerbatymi zębami. - Po co oni to robią? - spytała Joan. - Prawdziwe złoto jest miękkie - wyjaśnił Indy. - Jeśli mogą je ugryźć i zostawić na nim ślad, wiedzą, że jest prawdziwe. Feng kucnął, ale trzymał karabin na sztorc między nogami. Położył monetę na ziemi i pokazał Indy'emu, żeby się przyłączył do pertraktacji. - Chce rozmawiać - powiedziała Joan. - Chce negocjować. Myśli, że mam więcej tego towaru. Feng wskazał na monetę, potem na ciężarówkę Indy'ego i palcem zrobił pięć znaków na ziemi. Potem wskazał na samochód Grangera i zrobił jeszcze pięć znaków. - Dziesięć - powiedział Indy. - Chce dziesięć złotych monet, żeby nas przepuścić. - Ten człowiek jest najwyraźniej zepsuty - stwierdził Granger. - Dziesięć dolarów to więcej pieniędzy niż większość z tych koczowników widzi w ciągu dziesięciu lat, a sto dolarów nie wchodzi w rachubę. Nigdy nie słyszałem o tym wodzu Tzi. Prawdopodobnie napisał ten papierek sam, żeby nieuczciwie wyciągać pieniądze od ludzi takich jak my. - Nie denerwuj się! - zawołał Indy. - Jeszcze nie skończyliśmy. Indy pokręcił głową w kierunku Fenga. Wyrównał linie, które narysował Feng, wskazał na obie ciężarówki i zrobił na ziemi jeden znak. Feng zasyczał i starł ofertę Indy'ego. Narysował na ziemi siedem znaków. Teraz była kolej Indy'ego, żeby syknąć. Feng podniósł dłoń w pojednawczym geście. Zmazał dwa ostatnie znaki, potem wskazał na Joan przez przednią szybą ciężarówki i obleśnie się uśmiechnął. - Sądzą, że ubijemy interes - powiedział Indy. - Nawet o tym nie myśl - parsknęła Joan. - Dobra, dobra - ustąpił Indy. Podniósł dwa palce, potem wskazał na Joan i ze smutkiem pokręcił głową. Feng wyciągnął cztery palce. - Nie - powiedział Indy. Potem wziął jeszcze dwie dziesięciodolarówki, położył je na ziemi obok pierwszej, i skrzyżował ręce. Przesunął się kawałek do tyłu, żeby podkreślić, że to ostateczna oferta. Feng zastukał palcami o kolbę swojego karabinu. Spojrzał na Indy'ego, potem na ciężarówki, potem znowu na monety leżące na ziemi. W końcu wygrzebał złote monety, owinął je w brudny gałgan i wepchnął głęboko do kieszeni spodni. -I po wszystkim - stwierdził Indy. - Trzydzieści dolarów. - To mimo wszystko rozbój - wymamrotał Granger. Ciężarówki wyruszyły z bramy na Wyżynę Mongolską. Feng wszedł z powrotem do swojej przybudówki przy murze, odłożył karabin i usiadł obok ogniska, które opuścił, kiedy usłyszał warkot samochodów. Na rożnie piekł się jakiś gryzoń. Pies, przypięty łańcuchem do ściany, kręcił się w miejscu i patrzył głodnymi, mądrymi oczami. Zamiast obroży miał owinięty wokół szyi zapięty na kłódkę łańcuch. Indy zahamował. W tym psie dostrzegł coś szczególnego. Po jego budowie Indy ocenił, że jest to owczarek alzacki, rasa pasterska, słynna z inteligencji i wierności. Był samcem, miał niebieskie oczy i brakowało mu prawego ucha. Rana już się wprawdzie zagoiła, ale najwidoczniej się nad nim znęcano; był nie tylko zagłodzony, o czym świadczył strasznie chudy brzuch i wystające żebra -również jego grzbiet nosił ślady bata w postaci rozległej kraty. Feng oderwał kawałek gryzonia i wsadził go do ust, żując z zadowoleniem. Pies podszedł tak daleko, jak pozwalała mu długość łańcucha i zaczął skomleć o kawałek mięsa. Feng kazał mu się zamknąć. Owczarek odsłonił kły i warknął. Indy nigdy nie widział takiej nienawiści w oczach zwierzęcia. Walczył z łańcuchem jak dziki, gryząc i żując ogniwa, starając się uwolnić. Feng zamamrotał i poszedł zdjąć szpicrutę, która wisiała na kołku w przybudówce. Potem ostrożnie, żeby nie przekroczyć odległości równej długości łańcucha, zaczął z furią chłostać psa. Zamiast skowyczeć, pies warczał i przy każdym uderzeniu starał się chwycić bat w zęby. Feng wrzasnął ze zdziwieniem, gdy koniec bicza Indy'ego uderzył go w nadgarstek. Nie wiedział, że Indy wyszedł z ciężarówki przy dźwięku pierwszego uderzenia i że bicz Indy'ego był większy i dłuższy niż ten, którego on sam używał do bicia psa. - Jak ci się to podoba? - zapytał Indy. Feng upuścił szpicrutę. - Boli, prawda? - zapytał Indy. Feng rzucił się, żeby się schronić w przybudówce. Gdy biegł, Indy smagał biczem jego plecy. Feng złapał swój karabin i odwrócił się, żeby strzelić, ale spostrzegł, że za Indym stał Granger z karabinem gotowym do strzału. Feng upuścił swoją broń. - Możesz powiedzieć wodzowi Tzi - powiedział Granger -żeby poszedł do diabła