Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Bóg Szandów zatrzymał się w półcieniu. - Co? - Chodzi mi o Bowdeena: czy ufasz mu? - Nie. - Ja zaufałbym. Garik zrobił krok lub dwa w stronę syna. - Dlaczego? W całej tej kolumnie nie ma Kowena, który nie chciałby poderżnąć mu gardła, z Dżenną na czele. - Przyzwyczajają się do przelewu krwi, nieprawdaż? - zadrwił Singer. - Przywykłeś do wykorzystywania ludzi, wykorzystaj więc Bowdeena. Powinien tu być ktoś, kto wie co robi. Niedaleko od Kowenów na północnym wschodzie dywizja Callana zawładnęła jedynym zdatnym do użytku fragmentem dawnej drogi wiodącej do kraju Szandów od południowej granicy Mriki. Kurz unosił się wokół ludzi i koni, by później wirować i rozpraszać się w drżącym od upału powietrzu. Zwykle podczas odpoczynku pańowałby spokój, lecz podobnie jak Garik Callan chciał, żeby go dostrzeżono. Rozłożywszy mapę na desce nowy dowódca merków naniósł na nią ołówkiem serię kropek układających się zygzakowato z północnego wschodu na południowy wschód: pozycje Garika uaktualniane co kilka godzin. Prosta linia umieszczona między nimi dała Callanowi prawdziwy kierunek marszu przeciwnika z dokładnością do dwóch stopni. Na wschód, południowy wschód. Garik nie rozwijał frontu, tylko gdzieś się udawał. - Vanner! Barczysty mężczyzna, adiutant Callana, przykucnął obok dowódcy. Twarz Vannera była pozbawiona wyrazu jak zrogowaciała pięta i równie przystojna. - Słucham, komendancie? - Czy zwiadowca wrócił? - Czołówka zauważyła go przed dziesięcioma minutami. Lada chwila powinien tu być. Ludzie zastanawiają się, dlaczego tak siedzimy na otwartej przestrzeni. Callan nie podniósł wzroku znad mapy. - Niech się zastanawiają: płacą im za to. - Wrócił zwiadowca. Jeździec zjechał z drogi galopem i przemknął kłusem między drzewami, kierując się w ich stronę. Zsiadłszy z konia zasalutował pospiesznie. - Zauważyłem pięciu jeźdźców o godzinę drogi na południowy wschód. Callan podał mu mapę i ołówek. - Zaznacz ich pozycję. - Dokładnie tutaj. - Kierunek i szybkość? Według kompasu północny wschód-wschód. Jadą powoli i spokojnie. Callan przyjrzał się mapie. Interesujący go teren był całkowicie otwarty i równy, łąki upstrzone skrawkami lasu. Przy normalnym tempie marszu Garik spotka się z tamtą małą grupą w czasie krótszym niż sześć godzin. - Czy sądzisz, że to zwiadowcy? - Myślę, że nie, sir. Noszą ubrania w paski, ale to nie zieleń Szandów. Raczej szaro-brązowe. - To Suffekowie - osądził Vanner. - Jadą diabelnie blisko Mriki. - Dlaczego, kiedy równie dobrze mogliby pojechać na skróty na zachód? - Nie, gdyż jest pewien powód. - Callan przypomniał sobie rozważania Uriasza o Pasie Samotności. Oni mogą wieźć coś cennego dla Garika; jeśli nie, zapewne coś równie ważnego. To tłumaczyłoby, dlaczego Garik raczej omija Miasto zamiast maszerować na wschód. Pas Samotności był pogańskim mitem, zbyt fantastycznym, by brać go poważnie, a jednak... A jednak... Callan przejechał palcem na mapie niewielka-odległość pomiędzy oddziałem Suffeków a jego własną pozycją. Skupienie na jego twarzy ustąpiło miejsca uśmiechowi. - Odmaszerować - rozkazał zwiadowcy. Kiedy żołnierz odszedł prowadząc konia, Callan stał, opierając ręce na biodrach i spoglądał na Vannera z zadowoleniem. - Przekaż dalej, Vanner: dwie kompanie do odławiania trzydziesta dziewiąta i czterdziesta czwarta. Vanner spojrzał pytająco. - Powiedziałeś, że dawne stawki już się nie liczą. - Liczą się dla tej piątki. - Pięciu Kowenów? Jaka z tego korzyść? - Jadą na spotkanie z Gankiem. Powiedzmy, że mają coś, czego on potrzebuje. - Na przykład? - Powiedzmy tylko, że mają. Tak czy owak Garik sądzi, że jesteśmy zbyt rozproszeni. Jeśli zapolujemy na tych pięciu, może pomyśleć, że nie mamy lepszego planu, jak szarpać go co jakiś czas po kawałku. Trzydziesta dziewiąta i czterdziesta czwarta odławiały ze mną przez całą wiosnę. - Callan chodził tam i z powrotem, myśląc głośno. - I chcę, aby wyglądali na odławiaczy, Vanner. Niech wezmą każdą część coweńskiego ekwipunku, który zdobyli. - To nie oszuka Garika. - Wcale nie chcę go oszukać, nie w ten sposób. Sam będziesz nimi dowodził