Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Posiadają je również nieliczni moi przyjaciele. Razem mamy ich dziewiętnaście procent. Trzy lata temu próbowałem przejąć zarządzanie kompanią albo przynajmniej uzyskać prawo do decydowania o tym, jak powinna być zarządzana. Cóż, nie udało mi się. Nie zmienia to faktu, że gdy Keys Shipping upadnie, znów będę zrujnowany, podobnie zresztą jak moi przyjaciele. Catriona popatrzyła na niego sceptycznym wzrokiem. — To nie jest jedyny powód — dodał mniej stanowczo. — Chyba najważniejszy jest ten, że nie chcę, aby George Welterman stał się właścicielem „Arcadii”. — Statku zbudowanego za ukradzione i pożyczone pieniędze? Dlaczego miałoby cię obchodzić, kto jest właścicielem „Arcadii”? — Wiesz tak samo dobrze jak ja. — Powiedz mi jednak — nalegała Catriona. Philip stał przez chwilę zamyślony. W tej pozycji tak bardzo był podobny do ojca, że Catriona zdumiała się; z trudem zapanowała nad chęcią uszczypnięcia go, by stwierdzić, że to naprawdę jest Philip, a nie Stanley Keys. Nawet gdy się odezwał, jego głos bardzo przypominał głos ojca. — To jego statek, statek ojca, oto dlaczego. Wobec tego faktu bledną wszystkie moje z nim kłótnie, podobnie jak nie ma też znaczenia to, że nie pochwalałem oszustw z „Orange” i tymi wszystkimi innymi statkami. To jego statek i musi pływać przez Atlantyk, ponieważ jeśli nie będzie tego robił, zginie, a wraz z nim wszystko to, czemu ojciec poświęcił swoje życie. My, Catriono, również zginęlibyśmy razem z tym statkiem, wkrótce nikt na świecie nie pamiętałby nazwiska Keys ani Stanleya Keysa. Przez chwilę milczał, po czym dodał: — Chyba myślisz, że zwariowałem. — Wcale tak nie myślę — powiedziała Catriona gwałtowanie. — Jednak wciąż nie wiem, czego chcesz. — Nazywasz się Keys, prawda? Przynajmniej tak długo, dopóki nie wyjdziesz za mąż. Cóż, ja nigdy nie byłem Keysem i nigdy nim nie będę. Ojciec przedstawiał mnie jako syna swego dalekiego przyjaciela. Nawet Edgar Deacon nigdy nie dowiedział się, kim naprawdę jestem. Oczywiście, ojciec nie chciał, by Doris cokolwiek wiedziała. Nigdy jej nie spotkałem, ojciec jednak często mówił mi, że jest bardzo wrażliwa i gdyby dowiedziała się, że on, Stanley Keys, miał romans z Isabelle przed ślubem z nią, że na dodatek miał nieślubnego syna… Lepiej nie ryzykujmy, synu, tak do mnie mawiał. — Czy jesteś o mnie zazdrosny? — zapytała Catriona. — Nie wiem. Chyba nie wchodzi w grę zazdrość. Ale… — Philipie… — Nie. Nie rozmawiajmy na ten temat. — Posłuchaj mnie więc. Przypuśćmy, że nie sprzedamy kompanii IMM, przypuśćmy, że nie sprzedamy również „Arcadii” Markowi Beeneyowi, przypuśćmy, że Keys Shipping pozostanie niezależną kompanią, przypuśćmy, że od dzisiaj razem będziemy dla niej pracowali… Czy widzisz taką możliwość? Philipie, jeżeli „Arcadia” zdobędzie Błękitną Wstęgę, stanie się najpopularniejszym liniowcem na Atlantyku. Jest zresztą piękna i ty doskonale o tym wiesz. Uważam, że ojciec do swego ostatniego dnia wierzył, iż utrzyma kompanię w całości. Musiał wierzyć, w przeciwnym wypadku bowiem nie zainwestowałby tak wiele pieniędzy i nie poświęciłby tak wiele czasu „Arcadii”! Philip podrapał się po głowie. — Ty go przecież w ogóle nie znałaś. Ten statek powinien nosić nazwę „Megalomania”, a nie „Arcadia”. Wcale nie zbudował go dlatego, że uważał, iż problemy kompanii może rozwiązać potężny liniowiec. Decyzja o jego budowie nie miała nic wspólnego z ekonomią. Była efektem nadmiernych ambicji i dumy. Uważam zresztą, że na swój sposób my oboje jesteśmy równie dumni jak on. I równie pewni siebie. Mój Boże, posłuchaj tylko, co my pleciemy. — Philipie — powiedziała Catriona cichym głosem — od chwili, w której zrozumiałam, kim jesteś, zastanawiam się nad tym wszystkim. I zrozumiałam, że chcę, abyś współpracował ze mną, że chcę, abyśmy oboje wspólnie przywrócili świetność Keys Shipping. A przynajmniej, abyśmy wspólnie spróbowali tego dokonać. — Wbrew temu, co chciałem ci zrobić? — Nie znałeś mnie wtedy. Nigdy mnie nie widziałeś. Jedynie słyszałeś o mnie od ojca. Wyobrażam sobie, co czułeś, kiedy ci o mnie opowiadał. — Naprawdę? — zawołał Philip i przygryzł wargi. — Tego z całą pewnością nie potrafisz sobie wyobrazić. Przykro mi, ale ci nie wierzę. — Philipie, to teraz nie ma znaczenia. Jeżeli mi nie pomożesz, będę musiała sprzedać Keys Shipping IMM. Będę musiała, niezależnie od tego, co ty i ja czujemy wobec George’a Weltermana. — Będzie mi bardzo przykro, jeżeli to zrobisz. — Tobie będzie przykro, lecz ludzie, którzy teraz pracują dla Keys, jak twierdzi Edgar, przynajmniej zachowają swoje posady. — Wierz mu, skoro chcesz. — Philipie, nie bądź taki zgryźliwy, proszę cię. Philip popatrzył na nią. Zupełnie niespodziewanie w jego oczach rozbłysły łzy. — Prawie nie znałaś swojego ojca. Natomiast ja mam uczucie, że poznałem go dobrze. Cholera, przez długi czas uwielbiałem tego człowieka. Zrobiłbym dla niego wszystko. I nagle postanowił zbudować ten przeklęty statek. Opanował go niczym obsesja: dzień i noc mówił tylko o nim. Odnosiłem wrażenie, że dla jego zbudowania gotów jest mordować ludzi, i w pewnym sensie, pod koniec prac mordował. Z całą pewnością zamordował mnie. Nienawidzę tego przeklętego statku i zarazem go kocham. Nienawidzę ciebie i wszystkiego, co nosi nazwisko Keys; zarazem czuję się dumny, kiedy widzę na maszcie statku flagę ze skrzyżowanymi kluczami*. Chciałem, żebyś sprzedała „Arcadię” Markowi Beeneyowi, tylko dlatego, żeby ją uratować. Jeśli jednak tego nie zrobisz, cóż… Nie mam nic więcej do powiedzenia. Naprawdę nie widzę lepszego wyjścia z tej sytuacji. Philip odwrócił się i powoli ruszył w kierunku wyjścia. Catriona chciała go zawołać, ale się powstrzymała. Zapewne przeszedł już dosyć jak na jedno popołudnie. Usiadła na krześle i zaczęła się zastanawiać co, na Boga, powinna powiedzieć Edgarowi Deaconowi. To, co do tej pory zrobiła, przerażało ją, ale równocześnie ekscytowało. Być może kompania mimo wszystko padnie, być może George Welterman jednak zatriumfuje. Stanie się tak w każdym razie po otwartej walce, w której zostaną wyznane grzechy ojca. A ci, którzy mu ich nie wybaczą, być może przynajmniej go zrozumieją i zapomną wszystko