Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
No i sama legendarna Klaudia, o której tyle ostatnio mówiono... Uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie rozmawiał z kurtyzaną. Jakoś go do tej pory nie ciekawiło, co myślą kobiety. Nawet tak inteligentne jak kurtyzany. – Powóz stoi na dole – przypomniał o sobie Afraniusz. Quintus Polibus, niegdysiejszy król korzennych szlaków, musiał być rzeczywiście bardzo bogatym człowiekiem, a także i niewątpliwym szaleńcem, skoro jedynie przypływ namiętności spowodował, iż to, co teraz w wielkim zadziwieniu oglądał Sewer, ot tak sobie podarował kurtyzanie, niechby i najpiękniejszej w całym Rzymie. Afraniusz zatrzymał konie na niewielkim wzniesieniu, aby mogli sobie dokładnie obejrzeć całość byłej posiadłości korzennego magnata. Willa – albo raczej kompleks architektoniczny – dzieliła się na trzy kontrastujące ze sobą części. Pierwsza, sąsiadująca bezpośrednio z morzem, składała się z trzech zachodzących na siebie kwadratowych tarasów, z których niższy był o połowę większy od wyższego. Otoczone kamiennymi, rzeźbionymi balustradkami, zostały wyposażone w okrągłe sadzawki i fontanny, ułożone w miłe dla oka konfiguracje. Wewnętrzną przestrzeń każdego tarasu organizowały alejki i placyki, wytyczone nisko ściętym żywopłotem. Najniższy taras otwierał się ku morzu, kończąc się białą jak śnieg plażą. Część środkową stanowiła klasyczna rzymska willa, z wewnętrznym dziedzińcem zajętym przez wykładany marmurem basen. W niekłamany podziw wprawiło go dopiero to, co znajdowało się z tyłu, już na wysokim brzegu – prawdziwy ogrodowy labirynt, złożony z istnej gęstwy krytych, przecinających się ścieżek, wyznaczonych kolumnadami różnej wysokości i szerokości, poprzetykanych sadzawkami, fontannami, altanami lub grupami posągów, przedstawiających znane sceny mitologiczne. Misterna ta ogrodowa konstrukcja jakby niepostrzeżenie wsiąkała w niskopienny las, porastający wciąż jakimś cudem tę część Lacjum. Cała posiadłość miała co najmniej ćwierć mili długości i podobną, nieco mniejszą szerokość. Na takiej powierzchni zmieściłaby się przyzwoita winnica. Przed wejściem do willi, płaskim podestem nakrytym dachem, który wspierały atlanty w postaci dźwigających nieboskłon Atlasa i Herkulesa, stała już Klaudia w towarzystwie kilku młodych ludzi. Sewer rozpoznał senatorów z Galii i Brytanii. Śmiali się głośno, pewnie z jakiegoś żartu. Afraniusz ściągnął lejce i powóz zatrzymał się. Służba podbiegła do koni, a oni powoli podeszli do rozbawionej grupy na podeście. Kurtyzana na widok Sewera uśmiechnęła się dyskretnie, co ten od razu zauważył. „Czyżby naprawdę chciała mnie włączyć do kolekcji wielbicieli?” – przemknęła mu myśl, ale nic nie dał po sobie poznać, skłonił się tylko z przesadną galanterią. Postanowił, że będzie dla niej udawał niezdarnego, nieco staroświeckiego prowincjusza. Nawet kurtyzanom należało się trochę rozrywki. – Cieszę się, że przyjęliście moje zaproszenie – powiedziała Klaudia, dygając wdzięcznie. – Niech bóstwa opiekuńcze tego domu będą i waszymi. Weszli do obszernego atrium, zaprojektowanego z myślą o biesiadach, co można było poznać po marmurowych sofach, rozstawionych wokół kamiennego stołu, a wyściełanych suto materią i poduszkami. Sługa wskazał im drogę do bawialni, gdzie mogli obmyć się z kurzu i przywdziać odpowiednie do okazji togi. Potem wrócili do atrium. Większość biesiadników zajęła już swoje sofy, a pierwsze dziewki, gibkie i smagłe Mauretanki, jęły krążyć z dzbanami. Sewer zauważył mimochodem, iż są przy tym bardzo ładne, co, jak mu na ucho wyjaśnił Afraniusz, należało do tradycji domu. Nie były też zbyt dokładnie ubrane – miały więcej niż kuse tuniki, czego goście, jeszcze trzeźwi, nie wykorzystywali, poza okazyjnymi klapsami w odkryte pośladki. Sewer chwycił za swój kielich i umoczył usta w winie, ciężkim czerwonym kalabryjskim, którym łatwo można się było upić. W tej też chwili na salę biesiadną wkroczyła Klaudia. Podobnie musiał chyba wyglądać wjazd do Rzymu legendarnej Kleopatry, oblubienicy Cezara; Sewer czytał kiedyś pasjonujący opis tego wydarzenia. Kurtyzana, ubrana w powłóczystą, otwartą na piersiach szatę egipskiego kroju, mieniącą się złotem i srebrem z powszywanych nitek, a częścią przejrzystą, obfitą muślinowymi falbankami, od ramion odchodzącą w skrzydlatą pelerynę, raczej wleciała niż weszła. Dwójka pacholąt, pucołowatych Amorków, z atencją niosła kraje tej tak wysmakowanej sukni. Przypominała w tym przebraniu nie tyle kobietę, ile raczej królową pszczół – podkreślała to dodatkowo jej kunsztownie zbudowana fryzura, piramida włosów podtrzymywana masą spin i diademów, sztukowana, jak mniemał Sewer, peruką. Porównanie do królowej pszczelego roju wydało mu się tym bardziej trafne, ponieważ to, co widział wokół, było niczym innym jak zgromadzeniem zaślepionych, palonych żądzą trutni. Tymczasem przy stole wywiązała się żywa dyskusja. Na pytanie, którego pogrążony we własnych myślach Sewer nie dosłyszał, odpowiadał grecki filozof, przybyły niedawno z Aten odnowiciel sofistyki, Andronikos. Zdobył już sobie sławę w Rzymie paroma błyskotliwymi paradoksami. Zdaniem Sewera to, co niektórzy szumnie ośmielali się nazywać współczesną filozofią, wyglądało na jeden wielki paradoks. – Pytając o Rzym, pytasz o rzeczywistość, bo przecież wszystko jest Rzymem – wywodził Grek z charakterystycznym dla sofistów namaszczeniem. – Stąd tedy mamy dwie równouprawnione tezy, które można postawić w odpowiedzi: raz tedy, że to, co teraz mamy, jest to doskonałość najdoskonalsza, i dwa: że jest wręcz odwrotnie. Pogląd nasz będzie zależał od tego, jak zinterpretujemy proces historyczny: czy jako pęd świata ku doskonałości czy niedoskonałości. Zaręczam ci, że każdy średnio wprawny sofista z Aten wyliczy tę samą liczbę argumentów uzasadniających obie tezy. – Czyli, że możemy sobie podarować filozofię jako źródło poznania? – zauważył złośliwie któryś z Brytów, chyba Lentullus. – Niezupełnie – zaprzeczył poważnie Andronikos. – Filozofia dowodzi tylko niemożności poznania, ale fakt ów jest też formą poznania właśnie. – Trochę to mało, liczyłem na więcej ze strony królowej nauk – powiedział Afraniusz, wyraźnie rozczarowany. – Miałeś nam powiedzieć, dlaczego Rzym trwa, mimo że dawno powinien runąć. – O to pytajcie wieszczków, chociaż i ci są funta kłaków warci, taki na przykład Wettiusz objawił, że Rzym będzie istnieć dwanaście wieków, bo tyle pono sępów krążyło nad Romulusem, gdy ogarnięty gniewem zabijał brata. No i proszę, dopiero co minął piętnasty. – Filozof sięgnął po czarę i opróżnił ją nie bez przyjemności